
Czemu "Szajba na peronie 5"?
Na Kurpiach mówiło się, że jeśli szajba komuś odbiła, to znaczy, że ktoś zwariował, coś go opętało, zbzikował. Mówiąc inaczej - ktoś stracił równowagę psychiczną. Trójka głównych bohaterów sprawia wrażenie zmęczonych codziennością, problemami z byłymi partnerami, pracą. A przez to zmęczenie - nieco zwariowanych.
To właśnie na piątym peronie w Katowicach tych troje ludzi piastujących poważne stanowiska spędza wieczór. Wracając z eleganckiego rautu, to nieco postrzelone towarzystwo postanawia napić się tam wina i porozmawiać o tym, o czym marzą. Przyłapani na gorącym uczynku, uciekają i zatrzymują się ... w 1929 roku.
Na Kurpiach mówiło się, że jeśli szajba komuś odbiła, to znaczy, że ktoś zwariował, coś go opętało, zbzikował. Mówiąc inaczej - ktoś stracił równowagę psychiczną. Trójka głównych bohaterów sprawia wrażenie zmęczonych codziennością, problemami z byłymi partnerami, pracą. A przez to zmęczenie - nieco zwariowanych.
To właśnie na piątym peronie w Katowicach tych troje ludzi piastujących poważne stanowiska spędza wieczór. Wracając z eleganckiego rautu, to nieco postrzelone towarzystwo postanawia napić się tam wina i porozmawiać o tym, o czym marzą. Przyłapani na gorącym uczynku, uciekają i zatrzymują się ... w 1929 roku.
Świadomie wykorzystuję internetowego mema, bo z podobną magią mamy do czynienia w tej książce - magiczny peron, podróż w czasie, spełniające się marzenia, zaginione złoto, zaginiony tunel czasoprzestrzenny... Niesamowita historia.
Dzięki lekkiej fabule "złapałam ducha czasu" - przeniosłam się razem z bohaterami w czasy analogowe - bez internetu i facebooka, ale za to z laptopem i komórką. Oczyma wyobraźni podziwiałam przedwojenne Katowice. Czytałam o świecie, którego już ma. W pozornie lekką tematykę została wpleciona troska o traktowanie zabytków; żal za tym, czego nie da się odzyskać... Sentyment do klimatów retro.
Smaczku historii dodawała opowieść o praprapradziadku - burmistrzu, acz niezłym cwaniaku.
Dzięki lekkiej fabule "złapałam ducha czasu" - przeniosłam się razem z bohaterami w czasy analogowe - bez internetu i facebooka, ale za to z laptopem i komórką. Oczyma wyobraźni podziwiałam przedwojenne Katowice. Czytałam o świecie, którego już ma. W pozornie lekką tematykę została wpleciona troska o traktowanie zabytków; żal za tym, czego nie da się odzyskać... Sentyment do klimatów retro.
Smaczku historii dodawała opowieść o praprapradziadku - burmistrzu, acz niezłym cwaniaku.
![]() |
źródło |
Jak pokazuje katowicka tablica informacyjna z dworca na piąty peron wcale nie jest łatwo się dostać. Tak samo trudno Zosi i Danusi było rozwikłać rodzinną zagadkę. Jednak historia została opowiedziana sprawnie i lekko. Autorce udało się wpleść sporo śląskiej gwary - doznawałam "rozkoszy lingwistycznych". Doceniam każdą próbę wprowadzania gwary do literatury.
Język powieści był momentami zbyt potoczny, wręcz prostacki, jednakże myślę, że miał stwarzać pozory pozbawionego ogłady. Błędów interpunkcyjnych czy literówek czepiać się nie będę, bo czytałam tekst przed ostateczną korektą.
Mam tylko jedno pytanie - "miłość bliżnia, bliżniania" - co to?
Największym atutem książki jest humor sytuacyjny, językowy - świetna gra słów.
Gagi niczym w starych komediach z Flipem i Flapem. "Groteska goni groteskę".
Czemu stary Ślązak nosi tampony w nosie ?
Czym pachnie nadzieja wiosną?
Czemu pani doktor wychodzi słoma z pantofelka?
Jak się podkłada świnię byłej teściowej?
Co robi cegła w majtkach?
Jakie dźwięki rwą pończochy?
Zapewniam, będziecie bardzo zdziwieni odpowiedziami na te pytania - "Szyk i kwik w pegeerze!"
Na koniec - kilka minusów - jak dla mnie nieco zbyt chaotycznie: Zosia ma syna - jednak dziwne dla mnie jest to, że przeniesiona w lata dwudzieste nie wspomniała o nim ani słowa.
Jeden z bohaterów, zwany Beczkowozem, znajduje trupa; z muzeum znika portier - i nic.
Dopiero na końcu w jednym zdaniu wyjaśnia się ta zagadka.
Dopiero na końcu w jednym zdaniu wyjaśnia się ta zagadka.
Czemu oprócz naszej trójki w czasie przemieszczają się też inni?
To drobiazgi, które jednak nie zaburzyły odbioru, nie zepsuły wrażenia.
W przypadku tej książki - dostać obuchem - to czysta przyjemność.
Czytać Martę Obuch - gwarantowane wybuchy śmiechu.
Już wiem, czemu autorka była nominowana przez czytelniczki Festiwalu Literatury Kobiecej w Siedlcach w kategorii literatura z pazurem. To moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pisarki i pierwsze wnioski - kobieta ma charakter. Pisze z pazurem, odważnie, lekko - zapewnia odprężenie i poprawienie humoru.![]() |
Marta Obuch |
To moja pierwsza przedpremierowa recenzja - przeczytać książkę, której nie ma jeszcze w księgarniach - dla mnie to niesamowite wyróżnienie i zaszczyt.
Dziękuję wydawnictwu Replika za zaufanie:)
Znam pewne małżenstwo Mirka i Edyty - swoje:) - miałam bardzo ciekawe skojarzenia związane z przypadkową zbieżnością imion
W mojej ocenie 5/6
Premiera "Szajby na peronie 5" - 5 listopada - polecam na jesienną chandrę!
Mam przy tym szczęście, że trafiam na bardzo dobre, nieskomplikowane babskie czytadła!