Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anglia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Anglia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, lipca 14, 2014

"Zawsze oczekuj nieoczekiwanego, a nigdy się nie pomylisz" - "Zawołajcie położną"

Aż chciałoby się powiedzieć za Koheletem - "jest czas rodzenia i czas umierania"... W zeszłym tygodniu pogrzeb mojego wujka, teraz urodziny mojej Alicji ( już 13!!!). Po książkach o śmierci chciałam przeczytać coś o narodzinach.  Jednakże książka " Zawołajcie położną" Jennifer Worth przypomniała mi, że granica między życiem i śmiercią jest bardzo płynna. Nic nowego w tym momencie nie stwierdzam, ale podczas lektury uświadomiłam sobie, jak czesto o tym zapominamy. Przypomniałam sobie czas spędzony na porodówce w Polsce, gdy rodziłam moje starsze córki, a także w Cork, gdzie na świat przyszły moje młodsze dzieci. Wspominałam chwile, gdy trzymałam swoje skarby na rękach, gdy płakałam z radości, że takie śliczne, że zdrowe. Nikt mi nie wmówi, że kolejne porody to rutyna - za każdym razem przeżywałam, wzruszałam się i niezmiernie cieszyłam. 
Nigdy nie lubiłam zwrotu - urodził się. Jak to  - się? Urodziła matka. Moim zdaniem urodziny dziecka,to także święto jego matki ...


Jennifer Lee - była w Paryżu na pokazach mody najsłynniejszych projektantów, mogła zostać modelką lub stewardessą - została położną. 
Trochę przez przypadek trafiła do Domu Nonnata sióstr anglikańskich. Na początku praca z zakonnicami, była czymś osobliwym, ale z czasem okazało się, że ich sposób pracy, a przede wszystkim podejście do pracy i  pacjentek bardzo korzystnie wpłynęło na młodą pielegniarkę.
Książka "Zawołajcie położną" nie jest tylko  jej historią. Jenny jest narratorką, a prawdziwymi bohaterkami są kobiety, matki z londyńskiego East Endu lat 50-tych.  Jenny tym kobietom jedynie towarzyszy. I znów błąd - jak to -  jedynie? Jej obecność, wiedza i umiejętności umożliwiały to, że kobiety mogły urodzić swoje  dziecko w domu.


Jennifer Worth (1935-2011)

Podobno najlepsze scenariusze układa życie. Książka "Zawołajcie położną" opiera się na wspomnieniach autorki. Opowiada o ludziach, z którymi współpracowała, o matkach i ich dzieciach i przy okazji też o Londynie.  Szokujące były opisy warunków życia na East End. Po pierwszych kilku stronach miałam wrażenie, że zetknę się z opisami bardzo prymitywnych metod pomocy rodzącym kobietom. Jednakże byłam bardzo zaskoczona profesjonalizmem, naturalnymi sposobami, a nade wszystko zaangażowaniem położnych.  Opisów samych porodów nie ma wielu, dla mnie (matki czwórki dzieci urodzonych naturalnie) nie były one zbyt dosłowne czy krwiste. Jennifer pokazała porody z całym ich bólem i pięknem jednocześnie. Poród bożonarodzeniowy jest wręcz magiczny...


                                             
Odebrałam tę ksiązkę przede wszystkim jako apoteozę kobiecej siły, miłości i mądrości. Najbardziej poruszyła mnie historia Conchity Warren - matki 25 dzieci, nie pomyliłam się - dwadzieścioro pięcioro!
Spora gromadka, ale od razu muszę dodać, że ta liczba nie ma związku z żadną patologią.
Jenny opowiada o dwóch porodach Conchity, o wsparciu męża, o niesamowitym instynkcie macierzyńskim. Zdradza również sekret szczęśliwego  małżeństwa Warrenów - ona nie mówi po angielsku, on nie zna ani słowa po hiszpańsku...
W książce można znaleźć kilka wzruszających historii - o Mary, która uciekła z Irlandii do Londynu, by szukać szczęścia i spokoju; o pani Jenkins, którą bieda doprowadziła do obłędu czy też niespodziewanej chorobie Sally. Trzeba przeczytać!
Są też fragmenty pogodne, a czasem nawet śmieszne. Do łez rozbawiły mnie metody pracy siostry Angeliny, a zwłaszcza jej oczyszczające atmosferę pierdnięcie:) Albo scena świńskich zalotów, którą zachwycała się siostra Julienne - niesamowita!
Zanim zaczęłam pisać opinię o tej książce, chciałam poszukać jakichś informacji o dalszych losach autorki. Dowiedziałam się, że swoje wspomnienia spisała w trzech tomach, z czego drugi w Polsce ukaże się w 2015 roku. Już wpisuję na listę lektur obowiązkowych. 
W oparciu o książkę powstał też serial  "Z pamiętnika położnej" - obejrzałam pierwszy odcinek. Bardzo ciekawy! Lada dzień lecę na trzy tygodnie do Polski, więc mam nadzieję, że znajdę czas, by obejrzeć pozostałe odcinki. 




Moja ocena - oczywiście - 6/6

czwartek, kwietnia 17, 2014

Jak zdobyć zamek ? ("Zdobywam zamek" Dodie Smith)

Czy tak mieszkała Cassandra? Czy zamek, który zamieszkiwała z rodziną był choć odrobinę podobny do tych, które można zobaczyć w Irlandii? Czytając książkę Dodie Smith  "Zdobywam zamek" moja wyobraźnia podsuwała mi różne obrazy. Przypominałam sobie między innymi zamki,  które mogę oglądać w pobliżu:


Cork


Blarney - zamek ze słynnym kamieniem elokwencji i przepięknym ogrodem


Kinsale

 Nie dalej jak wczoraj byłam z dziećmi na placu zabaw w Kilbrittain; tam też jest zamek, którego część jest przystosowana do mieszkania:...






Na początek garść faktów:

- autorka jest Dorothy Gladys "Dodie" Smith, autorka między innymi książki "101 dalmatyńczyków";

- powieść ukazała się w 1948 roku w USA, Wielkiej Brytanii i Kanadzie;

- w Anglii miała 28 oficjalnych wydań  książkowych oraz 9 w postaci audiobooka;

- była wystawiana w teatrze, doczekała się ekranizacji (polecam film "Nie oddam zamku" z 2003 roku); na jej podstawie powstał też musical;

- książka zajęła 82 miejsce w głosowaniu na „100 ulubionych powieści narodowych” w ankiecie czytelniczej The Big Read z 2003, zorganizowanej przez BBC;

- znalazła się wśród 1001 książek dla dzieci i młodzieży, które trzeba przeczytać w opracowaniu 1001 Children’s Book You Must Read Before You Grow Up, obejmującym wartościową literaturę światową dla młodszych czytelników;

- polskie wydanie ukazało się w 65 lat po premierze - dopiero...



O czym jest ta książka? 
O pewnej rodzinie, która wynajmuje mieszkanie w zamku. O pewnej nietypowej rodzinie, która mieszka w zamku, który chyba już nie pamięta czasów swojej świetności. O rodzinie składającej się z pięciu osób: ojca - pisarza, autora jednej książki, dość ekscentrycznego jegomościa; jego drugiej żony, byłej modelki - Topaz; Rose, najstarszej z trójki rodzeństwa; Cassandry - siedemnastoletnej dziewczyny,  która pisze pamiętnik (i to własnie z niego wszystkiego się dowiadujemy) oraz syna Thomasa. W zamku mieszka też Stephen - syn dawnej służacej oraz Abelard i Heloiza, czyli kot i pies. 
Jak się mieszka na tym zamku?
Chyba niezbyt dobrze - jest zimno, nie ma praktycznie żadnych mebli, lokatorzy nawet nie bardzo mają co jeść...Aż do dnia, gdy na zamku zjawiają się dwaj przystojni goście z Ameryki, którzy swoim przybyciem nieźle "namieszają"...
Akcja dzieje się w latach 30-tych dwudziestego wieku, gdzieś w hrabstwie Sussex.
Co mi się w tej książce podobało najbardziej - klimat, nastrój, atmosfera... Niesamowite. W wielu recenzjach można znaleźć uwagi o podobieństwach do "Ani z Zielonego Wzgórza", do "Błękitnego zamku", czy do "Dumy i uprzedzenia" - owszem, ja również je zauważam, ale książkę Dodie Smith odebrałam inaczej. Może przez to, że bardziej współczesna; może właśnie przez bogactwo nawiązań...
Bardzo podobały mi się opisy przyrody: kwiatów, zapachów.
Muszę na jeszcze jedną rzecz zwrócić uwagę - język. Piękny, niezwykle plastyczny;  nieco staroświecki, a przez to - użyję określenia - uroczy. I ten angielski humor...

" Zrobię przerwę i zajrzę w najskrytsze zakamarki swojej duszy...

Badałam ją przez pełne pięć minut"  

Słowami Cassandry kończę peany na cześć tej książki - ocena oczywista- 6/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania  Z półki