Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cork. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Cork. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, listopada 24, 2014

Mój weekend z Magdą (Magdalena Witkiewicz w Cork - relacja i wywiad)

Magda Witkiewicz w Irlandii!!! Długo nie mogłam uwierzyć, że jedna z najsympatyczniejszych pisarek przyjęła moje zaproszenie. Byłam zestresowana i podekscytowana, ale szybko okazało się, że Magda jest bardzo ciepłą i otwartą osobą - pierwsze lody zostały przełamane od razu na dworcu. Razem z Magdą oraz Anią - przyjaciółką pisarki, spędziłyśmy bardzo intensywny, acz wspaniały czas. W piątek wieczorem pokazałam dziewczynom St. Patrick Street, gdzie najbardziej Magdzie spodobał się Penny's - sklep, w którym kupiła sobie cieplutkie onesie - piżamkę - pokazywała się w niej na swoim facebookowym fanpage'u. Nie miałyśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie i zakupy, gdyż weekend był zarezerwowany dla polskiej szkoły w Cork. Magda spotkała się z uczniami klas 4-6 oraz z gimnazjalistami - miałam przyjemność towarzyszyć Magdzie podczas tych spotkań. Uczniowie mieli okazję posłuchać o tym, jak powstaje książka, jak wygląda proces wydawniczy, skąd czerpać inspiracje. Autorka opowiadała o wartościach płynących z czytania książek. Zachęcała do sięgania nie tylko po lektury oraz do tworzenia własnych tekstów.


  Obserwowałam, jak szybko Magda nawiązuje kontakt z dziećmi, jak zyskuje ich sympatię, cierpliwie odpowiada na pytania oraz rozdaje autografy. Podczas spotkania z maturzystami, którzy będą zdawać egzamin z języka polskiego jako obcego mogłam posłuchać, jakich rad pisarka udziela tym, dla których język ojczysty czesto jest trudniejszy niż język angielski. 
Sobotni wieczór spędziłyśmy razem z nauczycielami z SPK w Cork - bylismy w pubie The Cotton Ball, gdzie był kominek, biblioteczka oraz lokalne piwo -  najlepsze z sokiem z czarnej porzeczki:)
W niedzielę po południu odbyło się spotkanie dla dorosłych - tłumów nie było, ale Ci, którzy przyszli (a nawet przyjechali z Dublina), byli bardzo zadowoleni - Magda opowiadała m.in. o tym, jak łamała protokół dyplomatyczny w Wietnamie:)
Wieczorem mogłyśmy poczuć się jak bohaterki filmu "P.S. I love you" - siedziałyśmy w małym pubie Folk House w Kinsale, wpatrując się w  przystojniaka z gitarą. Śpiewał fantastycznie... Gdy chciałam kobietki odwieźć do hotelu, obie rozmarzonym głosem odpowiadały: Jeszcze trochę...  
Poniedziałek też spędziłyśmy razem - wyjechałyśmy z miasta. Pokazałam dziewczynom irlandzkie krajobrazy: wioski, wąskie dróżki, klify oraz kamieniste plaże, gdzie Magda zastanawiała się, ile kamieni może wywieźć do Polski i co na to powiedzą celnicy na lotnisku. Zjadłyśmy tradycyjny obiad - fish and chips w małej restauracyjce z widokiem na zatokę. Byłyśmy w Cobh, skąd w swój ostatni rejs odpłynął Titanic...
We wtorek -  ostatnie zakupy - przede wszystkim dla dzieci Magdy, ostatnie zwiedzanie - trzeba przecież być na English Market oraz wieczór z moją rodzinką... Wspaniały!



W tak zwanym między czasie udało mi się namówić Magdę na krótką rozmowę:

E.: Irlandia przyjęła Cię piękną pogodą. Nie poznalaś typowej irlandzkiej pogody...Będziesz musiała wrócić... A z tego co zobaczylaś, co Ci się podobało? Co zrobiło największe wrażenie ?

M.W.: Tak najbardziej szczerze, to gościnność Twoja i Twojej rodziny! Nie podlizuję się zupełnie. Po raz kolejny podczas mojej "służbowej" wyprawy czułam się jak królowa. A jeżeli chodzi o pogodę, to mówiłam ci przecież, że mam zawsze szczęście.
Największe wrażenie zrobił na mnie klif samobójców. Niestety nie pamiętam jego oficjalnej nazwy. (E: Old Head) I to miejsce, gdzie kazałaś mi skakać po skałach. (E: Nohoval Cove) No i kamienie! Co za cudne kształty, kolory! Oczywiście pomijam ten zachwycający, który okazał się kawałkiem betonu :) I małe domki, górzyste Cork. No i oczywiście pub irlandzki! I ta muzyka na żywo! Wiesz co? Podobało mi się WSZYSTKO!

Marzę o domu nad oceanem. Chociaż na tydzień wakacji. I marzę, by zobaczyć wrzosowiska, gdy są fioletowe. Mam nadzieję, że jeszcze zobaczę!

E.: Byłaś gościem SPK w Cork. Co myślisz o tej szkole? Jak przyjęli Cię uczniowie?

Czułam się tam jak w Polsce. Spotkania z dziećmi zawsze są sympatyczne. Tutaj przywitał mnie irlandzki skrzat! Nigdy nie widziałam tylu ilustracji do "Lilki i spółki" naraz:). Spotkania z maturzystami trochę poważniejsze. Mam nadzieję, że wszystkim się podobało!
E.: Jak wspominasz swoją szkołę? Twój ulubiony przedmiot? Czy juz wtedy lubiłaś pisać? Jak były oceniane Twoje wypracowania?

Czy wiesz, że ja nie pamiętam mojego ulubionego przedmiotu? W liceum chyba matematyka i język polski. Ale nie było takiego przedmiotu, który w całości lubiłam. Uczyłam się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Z maturą z polskiego wiąże się fajna historia. Nastawiałam się na analizę wiersza. Wychodząc, powiedziałam mojej mamie, że jak będzie Herbert, to zdałam, a jak Miłosz, to oblałam. Mama sterczała cały poranek przy radiu. Wtedy internetu nie było. I co? "Ballada" Czesław Miłosz. Mama pół dnia załamana. Wróciłam do domu i stwierdziłam, że "jakoś" mi poszło. Kilka dni później zobaczyłam przy telefonie kartkę z małym zapiskiem "MASZ SZÓSTKĘ". Taty nie było w domu. Dzwonię do niego.
- Tata, co to za kartka?
- Która?
- No ta, że mam szóstkę.
- No jakaś koleżanka dzwoniła. Że masz szóstkę.
- Szóstkę???? Z czego?
- Nie wiem.
- A jaka koleżanka dzwoniła?
- Zapomniałem nazwiska. Przedstawiała się.
- Tata z matury mam szóstkę? Z polskiego?
- No chyba tak.
Zatem jak widzisz, oceny miałam dobre i dla moich rodziców było to zupełnie naturalnym stanem:)
Wypracowania kochałam. Najbardziej lubiłam wymyślać historie. Już wtedy.

E.: A jak w ogóle wspominasz swoje dzieciństwo? Byłaś grzecznym dzieckiem? Co najbardziej szalonego zrobilas ? A co jeszcze chciałabys zrobić, może jakiś skok na bungee lub coś w tym stylu ?

Ja myślę, że byłam zbyt grzeczna! Czasem trochę pyskowałam. Ale pamiętam, że co roku na wiosnę byłam dumna, że JESZCZE nie mam obdartych kolan. I za każdym razem, gdy o tym pomyślałam, to się przewracałam i zdzierałam te kolana. Czy ja zrobiłam coś zwariowanego w dzieciństwie? Nie pamiętam. Trochę zaczęłam wariować potem... Weszłam na Kilimandżaro, miałam afrykańskie warkoczyki, zrobiłam kurs nurkowania. Ale czy to szalone? I wiesz, nie ma takiej ceny, którą by mi zapłacono, bym skoczyła na bungee!!! Ja tchórz straszny jestem. Widziałaś mnie na skałkach! Czy ja wyglądam na kogoś, kto by skoczył na bungee?:)

E.: Jaką jesteś mamą?

Oj. Z wyrzutami sumienia. Że tego za mało, że za mało czasu, że za mało troski, że za mało... Staram się być dobrą mamą. I wiesz? Chyba jestem. Rozmawiam z moimi dziećmi, śmieję się. Ale czasem zapominam o ważnych rzeczach. Na przykład... O tym, by im przypomnieć o umyciu zębów. Albo, gdy czasem chcę odpocząć, włączam im bajkę…

E.: Jaką książkę najbardziej lubiłaś w dzieciństwie? Czy czytasz ją swoim dzieciom? Jak oceniasz obecnie powstające książki dla dzieci? Które byś poleciła?

Nauczyłam się bardzo szybko czytać, już w wieku pięciu lat czytałam płynnie. I od tamtej pory czytałam niemalże codziennie. Dla dzieci polecam nieustająco Edith Nesbith i Astrid Lindgren. A ze współczesnych? Moja Lila kocha Holly Web i wszystko „Hollypodobne”. Czyli serię o zwierzątkach Liliany Fabisińskiej i Agnieszki Stelmaszczyk. Poza tym ja osobiście dobrze bawię się przy Mikołajku i przy książkach dla dzieci Leszka Talko. A mój Mateusz jest jeszcze na etapie traktorów i samochodów terenowych. Kiedyś wydał mi polecenie, bym napisała książkę o traktorze. To chyba jest wielkie wyzwanie.

E.: Zostawmy te wspomnienia. Powiedz, która swoją ksiażkę lubisz najbardziej? Która postać jest Ci najbliższa?

Chyba najbardziej lubię "Zamek z piasku". Gdy pisałam tę książkę, to czułam ją całą sobą. Smuciłam się wraz z bohaterami, cieszyłam się. Wolę chyba te moje poważniejsze książki: "Zamek..." i "Opowieść niewiernej". Najnowsza - „Pierwsza na liście” też jest wśród tych ulubionych. No, ale wesołe też lubię. Dla równowagi psychicznej. Wiesz, to tak, jakby matkę zapytać, które dziecko kocha najbardziej. Nie da się. Każde jest inne.

E.: Za chwilę w księgarniach pojawi się Twoja kolejna książka - opowiesz, czego możemy się spodziewać, jakie emocje towarzyszyły jej powstawaniu? Przecież to już Twoje 11 dziecko...

Tak za bardzo nie chcę zdradzać o czym jest ta książka, ale mogę powiedzieć, że jest to pierwsza moja powieść, gdzie nie chodzi tylko o miłość. Aż sama się dziwię, bo ja tak kocham romantyczne historie! Oczywiście jest wątek miłosny – nie byłabym sobą, ale tak naprawdę chodzi o przyjaźń. Kiedyś usłyszałam piosenkę Majki Jeżowskiej i Krystyny Prońko „Przyjaciółko mego serca wróć”. I to też mnie zainspirowało. „Pierwsza na liście” jest efektem kilku zbiegów okoliczności… Jakich? O tym będzie w książce. Ale będzie można popłakać, pośmiać się i wzruszyć.
E.: Masz pomysły na kolejne książki? Czego jeszcze mozna spodziewać się po Magdzie Witkiewicz?

Oj, mam pełno pomysłów. Czasem się boję, że tych pomysłów mi zabraknie, ale na razie są. Teraz będę pisać lekką komedyjkę o Augustynie Poniatowskim, lekarzu ginekologu, który sam nie odciął sobie jeszcze pępowiny od mamusi, potem coś poważniejszego. Potem pewnie znów śmiesznie i znów poważnie. Równowaga w przyrodzie musi być! J A czy czymś zaskoczę? Chyba nie. Kryminału chyba nie będę pisać. No, może dla dzieci. Bo moje dziecięce „Lilki” to takie prawie kryminały.

E.: I ostatnie pytanie - jesteś mamą dwójki fantastycznych dzieci, masz fajnego męża, jesteś docenianą pisarką, masz rzesze czytelniczek, dostałaś się na Akademię Filmową - o czym jeszcze marzysz?

Każdy ma swoje kłopoty...To co mówisz brzmi idealnie, ale jest zupełnie normalnie. Doceniam to wszystko co mam i się z tego cieszę. Dostałam się do szkoły filmowej na kurs adaptacji. Chciałabym kiedyś napisać taki scenariusz, by powstał z niego film. Chciałabym, by moje książki były tłumaczone na wiele języków. A jeszcze co do idealnego męża, to zakończymy naszą rozmowę pewnym akcentem.

- Madziaku, to kiedy ta twoja ksiażka wychodzi?
- W połowie stycznia
- A! To ta wanilia?
- Nie, wanilia wyszła w maju. Nie pamiętasz tytułu?
(mąż zrobił zbolałą minę)
- Hm.. Ostatnia… Pierwsza… Ostatnia… Wiem!
(Jego twarz rozjaśnił uśmiech)

- OSTATNIA W KOLEJCE!

Zatem widzisz, mój mąż ma taki sam stosunek do mojej twórczości, jak tata do szóstki z matury z polskiego!




E.:Madziu, bardzo Ci dziękuję za rozmowę, za to, że odwiedziłaś mnie i polską szkołę, która jest mi bardzo bliska. Bardzo dziękuję za wspólnie spędzony czas! Za wszystkie anegdoty i historie. Podobał mi się Twój zachwyt moim kawałkiem Irlandii - "bardziej zieloną zielenią"...
Dziękuję, że wzięłaś z sobą Anię - stałyście mi się bardzo bliskie...
Do zobaczenia!

środa, października 15, 2014

Spacerem po Corku

Moja najstarsza córka w każdą środę ma zajęcia w szkole muzycznej. Jak tylko wróci ze szkoły, którą nazwę tu gimnazjum, choć w rzeczywistości to  Community School, wsiadamy do samochodu i jedziemy. Z Belgooly do Corku jedzie się ok. pół godziny - to już mała wyprawa, bo oczywiście jadą też ze mną najmłodsze pociechy. Przeważnie czekam aż Natalia skończy zajęcia - jest już dużą dziewczynką i czasami korzysta z transportu publicznego, ale bardziej opłaca mi się na nią poczekać niż dać siedem euro na autobus...
Staram się ten czas jakoś wykorzystać - robię  zakupy w polskim sklepie - przywiązanie do rodzimych produktów jest zbyt silne, by całkowicie przestawić się na zakupy w irlandzkich sklepach. Najczęściej jednak spacerujemy sobie z dziećmi po Corku. 

Mała dygresja fleksyjna - dlaczego po Corku. Jakoś od początku  pobytu w Irlandii większość nazw traktowałam po polsku - odmieniałam, nie zastanawiając się nad zasadnością. Ostatnio wpadł mi w oczy komentarz  profesora Mirosława Bańki: 

<< Skoro odmienny jest York, a także Nowy Jork, to analogicznie powinien się odmieniać Cork: Corku, Corkowi, Cork, Corkiem, (o) Corku. Wątpliwości biorą się stąd, że stosunkowo liczne obce nazwy miejscowe, które można by odmieniać po polsku, w rzeczywistości są nieodmienne, np. Cambridge, Bonn, Los Angeles, niektóre inne zaś są fakultatywnie nieodmienne, np. mając na myśli stolicę Macedonii, można powiedzieć „Mieszkam w Skopiu” lub „Mieszkam w Skopie”. >>

Odczułam niesamowitą satysfakcję - specjalista od języka polskiego usankcjonował moje językowe przeczucia! 

Gdzie najchętniej idzie na spacer książkoholik? 
Do księgarni oczywiście! 
Oprowadzę Was dziś po kilku. 

Ale od razu muszę wyjaśnić, że bardzo rzadko coś w nich kupuję - cenię sobie czytanie po polsku. Nie potrafię wyobrażać sobie świata opisanego po angielsku - za bardzo skupiam się na gramatyce, nieznanych mi zwrotach... 
W Polsce każda wizyta w księgarni kończy się zakupem przynajmniej jednej książki - tu mimo tego, że z półek wyglądają ciekawe tytuły i kuszących ofert wokół pełno - potrafię się powstrzymać. 


Moja ulubiona księgarnia - Waterstones.
 Elegancki, klasyczny wystrój, ciemne regały - robią na mnie duże wrażenie. 
Wyraźnie wyeksponowane nowości. Zawsze świeże kwiaty. 
Tylko książki i książkowe gadżety - nie ma materiałów papierniczych;
 podręczników - jak na lekarstwo. 
Jest  kącik z książkami dla dzieci, gdzie moje maleństwa zawsze coś dla siebie wynajdą. 



W samym centrum miasta można  znaleźć piękny antykwariat. 
Zwróćcie uwagę na książki na parapetach na zewnątrz - można podejść, poczytać... 
W środku niezwykły klimat - książki od podłogi aż po sufit - na regałach, schodach, podłodze. W nowoczesnych księgarniach tego się nie zobaczy - takiej ilości literatury w tak małym pomieszczeniu.
I ten intensywny zapach starych książek...


Największą i najbardziej znana siecią księgarni w Irlandii jest Eason - tu można kupić nie tylko książki, ale i prasę, podręczniki szkolne i akademickie. Tu zakupi zrobi pisarz, malarz, fotograf, itp. Tu można wypić kawę, zjeść ciastko, kupić prezent na dowolną okazję. Moje dzieci znalazły sobie miejsce do siedzenia, gdy ja oglądałam półki z lietraturą piękną. Znalazłam najnowszą książkę Jodi Picoult (widzicie cenę?), a także C. Ahern. 


Nieco na uboczu znajdują się kolejne sklepy z książkami. Liam Ruiseal to najstarsza księgarnia w Corku. Można w niej znaleźć przede wszystkim podręczniki, książki o historii państwa i  miasta. Przyjrzyjcie się dekoracji - czuć już Halloween ...
A tuż obok maleńki antykwariat, gdzie oprócz książek można kupić płyty Cd lub winyle. 


Chciałam Was też zabrać do miejskiej biblioteki, ale jak na złość była zamknięta. Można w niej wypożyczyć nawet polskie książki!


Jak Wam się podobała wycieczka? Chcecie, żeby Wam coś jeszcze pokazać?