
Zakładając blog, postanowiłam sobie, że albo pisze po mojemu albo wcale. Miałam jedno ważne założenie - nie powielać tego, co już było, tego, czego wokół jest pełno. Nie wbijać się w jakieś szablony (powiedziała ta, która korzysta z darmowego blogerra:P). Wyrażać własne zdanie. Nie chcę pisać krótkich streszczeń i pustych polecanek. Nie chcę u siebie pisać, że coś mi się podobało, przeczytajcie koniecznie. Chciałabym, żeby każdy wpis był zestawieniem mnie, mojej osobowości, tego, co mnie otacza i wrażeń po lekturze. Czemu o tym piszę? Bo czytam dużo recenzji. Czytam sporo książek i męczą mnie te podobne do sobie. W przypadku książki, o której chcę dziś napisać jest inaczej. Powieści Ałbeny Grabowskiej wyłamują się ze schematów. Ałbena pisze inaczej. Wyróżnia się stylem, sposobem obrazowania, portretowania. Wyróżnia ją wrażliwość, celność spostrzeżeń, psychologiczna głębia spojrzenia i piękny, plastyczny język.
Po mocnej "Lady M", zaskakującej historii "Coraz mniej olśnień" i fascynującej sadze o losach Winnych przyszła kolej na smutną opowieść o pewnej kobiecie.