1 lutego święta Brygida podobno przynosi wiosnę. Pierwsze jej oznaki są już widoczne - kwitną krokusy, hiacynty, żonkile; ptaki śpiewają coraz odważniej; dzień staje się coraz dłuższy.
W Irlandii na ten dzień czeka się podobnie jak za oceanem na dzień świstaka. Tradycja nakazuje w przeddzień wysprzątać dom, upiec ciasto, przyjąć gości, w żadnym wypadku nie odmawiać potrzebującym. Zeszłoroczny słomiany krzyż św. Brygidy należy spalić, a u sufitu powiesić nowy. Czasem wywiesza się również części ubrania i wstążki, aby Brygida, wędrując po kraju, dotknęła ich i pobłogosławiła ich właścicielom na następny rok. Wstażek nie wywieszałam, ale pranie suszyło się na dworze:) A krzyż ze słomy mam, bo Alicja zrobiła w szkole. Św. Brygida Irlandzka jest patronką wyspy, zwaną celtycką Marią, patronuje także pracy na roli, nowemu życiu, poezji, odnowie i lecznictwu.
Nietypowa ta wiosna w tym roku - mroźna, a nawet odrobinę śnieżna. Codziennie rano, patrząc na białe hiacynty, muszę walczyć ze szronem na szybach auta. Wieczorami wciąż trzeba palić w kominku, co zresztą lubię bez względu na porę roku...
Gdy dzieci idą spać, zagrzebuję się pod kocem i otaczam się tym, co sprawia, że odpoczywam - kubek owocowej herbaty, książka i muzyka... Czytam niemalże do czwartej nad ranem, w tle mając delikatne dźwięki ukochanych piosenek - ostatnio za sprawą "Córeczki" Liliany Fabisińskiej - Starego Dobrego Małżeństwa i Grzegorza Turnaua.
.
"Córeczkę" dostałam od Magdy Witkiewicz w formie pliku pdf - prosiła, bym przeczytała książkę, która powstawała równolegle z jej
"Pierwszą na liście".
Pierwsze podobieństwo obu książek można zauważyć dość szybko - obie zaczynają się od niespodziewanej wizyty - w drzwiach głównych bohaterek staje nastolatka. Młode kobiety żądają wyjaśnień, zmuszają do spojrzenia w przeszłość, do stawienia czoła wydarzeniom sprzed lat. Epizodycznie w "Córeczce" pojawia się nawet Ina - dziennikarka - bohaterka książki Magdy.
Styl - podobny. Równie dobry. Lekki, ale daleki od banalności. Bliski życiu, codzienności - wydarzenia i postacie prawdopodobne, dialogi naturalne.
I najważniejsze - najnowsze książki Liliany Fabisińskiej i Magdaleny Witkiewicz mają silny wydźwięk społeczny. Poruszają ważny i aktualny problem, mają szansę wywołać coś dobrego. Nie robią tego nachalnie - wprost przeciwnie - edukacyjne przesłanie odczytuje się niejako przy okazji. To przede wszystkim bardzo ciekawe, wzruszające historie kobiet, które muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla nich najważniejsze. To piękne opowieści o tym, że miłość niejedno ma imię.
Główną bohaterką jest Agata - pani psycholog, ekspertka od wychowywania dzieci, wielokrotnie pojawiająca się w rozmaitych mediach z głosem doradczym, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach z dziećmi, jak się z nimi komunikować. Jest mamą Filipa, żoną idealnego męża. Jest szczęśliwą, choć bardzo zapracowaną kobietą. Wizyta Zuzy, dziwnie wyglądającej piętnastolatki, burzy jej spokój.
Musi wrócić do wspomnień o romansie sprzed lat. Do wydarzeń jak z harlequina - niezwykłych, romantycznych, intensywnych, ale bardzo przy tym prawdopodobnych. Okazuje się, że wykształcona i doświadczona kobieta także popełnia błędy. Przed laty przez kilka dni była mamą dla pewnej dziewczynki, która teraz potrzebuje jej pomocy. Tytułowa córeczka to niejednoznaczna postać - jej tajemnice odkrywane są stopniowo. Ta zbuntowana, i sprawiająca pozory silnej i niezależnej, dziewczyna, wciąż jest jeszcze dzieckiem - samotnym i zagubionym. Żeby jej pomóc Agata musi przewartościować cały swój świat.
Z czasów, gdy mieszkałam z braćmi pamiętam utwór, który bardzo pasuje do sytuacji, w której znalazła się Agata. Przez kilka dni w jej głowie przewijały się, niczym wersy hip hopowej piosenki zespołu Kaliber 44, słowa: "Plus i minus to jedyne, co słyszę; plus i minus, to jedyne, co widzę.."
Tym, którzy nie słuchali hip hopu, wyjaśnię, że chodzi w niej o oczekwanie na wynik badania na obecność wirusa HIV. Agata musi zmierzyć się z podobnym lękiem. Dowiaduje się bowiem, że jej partner sprzed lat jest seropozytywny.
Nigdy nie można mieć pewności, że przeszłość do nas nie wróci w najbardziej zaskakującej postaci. Czasem okazuje się, iż decyzje podjęte lata wcześniej odbijają się rykoszetem na chwili obecnej. Książka potwierdza prawdę starą jak świat: nie można się zarzekać, że nigdy, że na pewno... Życie lubi weryfikować naszą pewność siebie...
O tym, że wirus HIV wciąż budzi lęk, przekonałam się ostatnio, oglądając serial "Na Wspólnej".
Nie będę streszczać problemów serialowych postaci, ale akurat tego dnia, gdy kończyłam lekturę "Córeczki", Kamil i Zuza walczyli w sądzie o to, by wróciła do nich ich adopocyjna córeczka. Serialowa Zuza jest nosicielką wirusa. Wrażenie zrobiła na mnie scena przed sądem - krzyki, wyzwiska... Okazuje się, że wciąż trzeba pracować nad świadomością społeczną, walczyć z uprzedzeniami, ze stereotypami. Książka Liliany Fabisińskiej pokazuje, że test nie jest wyrokiem. Wyrokiem może być nieświadomość.
Podobała mi się bardzo scena w książce, pokazująca zakochanych wspólnie robiących test na HIV - ciekawa walentynkowa inicjatywa, prawda?
Miałam robiony taki test w czasie ciąży. Pamiętam napięcie związane z oczekiwaniem na wynik. Gdzieś w podświadomości był lęk, bo przecież tyle razy miałam pobieraną krew... Czysto irracjonalny lęk, ale potem była też ulga i zadowolenie, że wiem.
Książki Liliany Fabisińskiej nie można nazwać przewidywalną - wzrusza, zaskakuje, intryguje. I co najważniejsze - każe zadać sobie pare pytań, pozostawia w głowie ślad.
Mam nadzieję, że Wam też się spodoba.
Polecam.