czwartek, lutego 27, 2014

Rodzice idą do kina :)



Za mną dwie kiepskie książki. Może inaczej - nienajlepsze. Patrząc na okładkę lub sugerując się tytułem nie mamy pojęcia, czego się spodziewać. Sięgnęłam po książkę Paulliny Simons, autorki "Jeźdżca miedzianego", spodziewając się emocji, wzruszeń, dostałam odcinek kiepskiego amerykańskiego serialu http://czytanieedyty.blogspot.ie/2014/02/dugie-jedenascie-godzin.html 
Chciałam poczytać o Ukrainie, sugerując się opisem na okładce "postkomunistyczna psychoanaliza narodowa". Pomyślałam, że z takiej książki mogę się dużo dowiedzieć. I znów rozczarowanie, bo musiałam się męczyć z bardzo chaotycznym monologiem wewnętrznym autorki ( o tym w moim poprzednim wpisie).

Najczęściej staram się wcześniej coś o książce przeczytać, ale istotą recenzji jest  ich subiektywizm... 
Biblionetka - serwis polecający książki - często tam zaglądam.  Mają  bardzo ciekawą  formę polecania książek osobom, które oceniły minimum 30 utworów literackich. Warto zajrzeć http://www.biblionetka.pl/recommendBooks.aspx - przeczytanych w ostatnich dniach książek nie było na liście rekomendacji dla mnie..

 Miałam ochotę odpocząć, odreagować. Udało mi się namówić męża na wyjście do kina. Dziś jest tłusty czwartek, więc pomyśleliśmy sobie, że w ten sposób można by zakończyć ten słodki dzień. Moje nastolatki zgodziły się zaopiekować młodszym rodzeństwem (czasem im się zdarza Dzień Dobroci dla Rodziców:))

Film? Świetny! Wartka akcja; fantastyczny, jak zwykle, Dorociński. I temat - postać pułkownika Kuklińskiego - trudny, nieoczywisty, kontrowersyjny. Ten film pozwolił mi uzmysłowić sobie, że w życiu nigdy nic nie jest czarne albo białe; iż w Polsce działy się rzeczy, o których wciąż nie mamy pojęcia. Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o pułkowniku, więc kolejną ksiązką jaką przeczytam będzie "Mój przyjaciel zdrajca" Marii Nurowskiej - już czeka na Kindlu:) 

I na koniec - jak to dobrze, że w irlandzkim kinie można obejrzeć polski film. Może skorzystać z niego cała polska społeczność, ale polskie realia lat 70-tych ( i dobre polskie kino) mogą też poznać Irlandczycy. 






poniedziałek, lutego 24, 2014

podróż po wyobraźni...



"Czy to bajka, czy nie bajka,

Myślcie sobie, jak tam chcecie.

A ja przecież wam powiadam..." , że są baśnie na tym świecie, są ludzie, którzy baśnie kochają,a przede wszystkim są ludzie, którzy baśnie pięknie opowiadają...


Jestem czytelnikiem, który nie ma swojego ulubionego gatunku książek, czytam romanse i kryminały, sagi i nowele, fantastykę i literaturę faktu, sięgam po tematykę wojenną, ale też i po baśnie. Za czym nie przepadam? Za horrorami, w których pojawiają się zombie lub inne stwory... Nie przeczytam sagi o wampirach, którą zachwycała się moja córka.


(...) pisanie to po prostu zdolność widzenia barwy słowa...; łączenie ich w zdania przypomina mieszanie farb, żeby potem stworzyć obraz idealny, gdzie wszystko pasuje do siebie nawzajem, współgra, komponuje się w całość" - to słowa narratorki i głównej bohaterki książki Shirin Kader "Zaklinacz słów" - Niny. Podczas lektury robiłam sobie przerwy, by przymknąć oczy i przenieść się na ulice Marakeszu czy Londynu - autorka pisząc, malowała w mojej wyobraźni. Powiem więcej - zaczarowała mnie.

"Zabiorę cię w podróż po wyobrażni. (...) Weżmiemy ze sobą tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy, parę kartek papieru, ołówki i uśmiech, którym otwiera się każde drzwi łatwiej niż kluczem. Daj rękę, pozwól się poprowadzić" - kto się oprze takiemu zaproszeniu. Wypowiada je Gabriel, tajemniczy hakawati, mężczyzna, o którym niewiele wiadomo...

Bohaterowie przysłuchują się różnym, czasami wręcz magicznym opowieściom. Te opowieści ich wybierają... To współczesna historia Szeherezady...Te historie są opisane pięknym, bogatym językiem; to nie jest zwykła powieść - to wspaniała proza poetycka, to melodia... Książka oddziaływuje na wszystkie zmysły, a przede wszystkim na emocje.


Myślałam, że napisanie o "Zaklinaczu słów" nie będzie sprawiało mi żadnych problemów - przecież to niezwykle magiczna książka i chyba właśnie przez tę magię tak trudno ująć wrażenia w słowa. Pozaznaczałam sobie fragmenty, którymi chciałam się podzielić, ale teraz widzę, że wyrwane z kontekstu brzmią zupełnie inaczej. Chciałam porównać ją z inną książką wydawnictwa Lambook, z "Bajarzem z Marakeszu", ale pomimo podobnej orientalnej tematyki, te książki są zupełnie inne. Może dlatego, że Zaklinacza napisała Polka?...


Dawno żadna książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Jest piękna - 6/6!


Urzeka nawet okładka, prawda?

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/11850791/?claim=agxrut6h3jz">Follow my blog with Bloglovin</a>

czwartek, lutego 20, 2014

Język polski jako obcy - nie pozwolę!!!

21 lutego to dzień języka ojczystego. Dzień jak co dzień, ale dla polonistki, która od kilku lat z dziećmi mieszka za granicą ojczyzny to ważny dzień. Już pisałam o tym, że u mnie w domu mówi się wyłącznie po polsku; o tym, że mamy polską telewizję i że moje dzieci chodzą do wekendowej polskiej szkoły. Myślę, że to wciąż mało... Muszę przyznać, że nie myślę ( na razie) o powrocie do Polski, ale to nie znaczy, że się od Niej odżegnuję... Staram się stworzyć w swoim irlandzkim domu ostoję polskości - co może mi bardziej pomóc niż język?! Po polsku opowiadam dzieciom o rodzinie, która została w kraju; o polskich tradycjach, obyczajach, świętach... Po polsku tłumaczę córkom, że nawet jeśli poznają irlandzkich chłopców i będą chciały z nimi być,  to Ci będą musieli poznać przynajmniej podstawy naszego języka. Nie dlatego, że ich potencjalna teściowa ( myśleć tak o sobie - zaczynam do tego dorastać...) nie zna angielskiego, ale po to, by one zostały zrozumiane jako polskie kobiety...



Mamy wielu znajomych Polaków, którzy reprezentują różne podejście do języka polskego w Irlandii.
Są ludzie podobni nam, którzy otaczają się rodakami, zakupy robią w polskich sklepach, chodzą  do polskiego kościoła, ale z bólem i żalem muszę stwierdzić, iż coraz więcej jest takich,  dla których język polski staje się drugim  językiem. Ludzie, którzy planują zostać na Zielonej Wyspie na stałe przestają dbać o to, by mówić po polsku poprawnie, by ich dzieci uczyły się ojczystego języka. Nie posyłają dzieci do polskiej szkoły, bo przecież dzieciom to nie potrzebne; przecież sami mogą nauczyć dzieci pisać i czytać po polsku - nawet elementarz kupili...; przecież ważniejsza jest szkoła irlandzka i język angielski - to jest ich przyszłość... Nie rozumiem tego! Nie chcę rozumieć, jak można dzieci odcinać od tego, co jest naszym dziedzictwem, naszą przeszłością...
Coraz więcej wśród nas par polsko - irlandzkich. Coraz więcej dylematów, także językowych... Jak rozmawiać w domu, jak wychowywać dzieci? Trudne to decyzję, bardzo indywidualne, ale  wiem jedno, że osoba, która wyrosła w polskim domu, zawsze gdzieś w sercu tę Polskość zachowa. I tu pojawia się tylko jedno małe pytanie, czy jej wystarczy tej Polskości, gdy ona będzie tylko w sercu?...

Młodzież, która przez pięć dni w tygodniu musi w irlandzich szkołach  nie tylko mówić po angielsku, ale przede wszystkim myśleć..., ma z tym chyba największy problem. Wkraczając w dorosłość muszą wybrać, który język jest dla nich ważniejszy. Jaka ma być pozycja języka polskiego...
Obserwuję swoje nastolatki - muszę w domu włożyć wiele wysiłku w to, aby nie zamieniały polskich słów angielskimi ( bo krótsze, bo łatwiejsze, bo bardziej na końcu języka...) Moje córki wiedzą, że nawet między sobą w domu nie mogą mówić po angielsku, jednak coraz częściej zauważam, że pomino tych wysiłków, brakuję im polskich słów... To mnie bardzo  boli...
Spotykam się z polskimi maturzystami, którzy mają mozliwość zdawania języka polskiego jako obcego. Ci młodzi ludzie wykazują różny poziom znajomości ojczystego języka. Niektórzy mają problem ze zbudowaniem polskiego zdania, bo w ich głowach jest już składnia angielska... Inni nie znają znaczenia polskich słów, bo nie czytają niczego po polsku... Większość nie potrafi pisać ortograficznie... Ale są też tacy, którzy nie planując powrotu do ojczyzny, posługują się polskim wręcz rewelacyjnie. To cieszy! To napawa nadzieją!
Mam nadzieję, że uda mi się wpoić moim dzieciom miłość do języka polskiego. Wierzę w to, że będą się nim posługiwać niezależnie od tego, gdzie los je pokieruje. Ufam, że dla nich język polskim nigdy nie będzie językiem obcym!!!


http://www.akcjadobrapolskaszkola.com/art/category/w-naszym-domu-mowimy-po-polsku/ - bardzo ciekawa akcja szkoły w Nowym Jorku - zaglądam, czytam - polecam:)

poniedziałek, lutego 17, 2014



Książki, ebooki - co wybrać?



Zanim zdecydowałam się na pisanie o książkach często zaglądałam na inne blogi.

Mam kilka swoich ulubionych
http://miastoksiazek.blox.pl/html‎ - Padma tworzy ciekawy klimat; opowiada o książkach, które sama chętnie bym przeczytała

http://prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.ie/ - krótkie, trafne, ciekawe recenzje

http://www.kreatywa.net/ - zawsze aktualne informacje o tym, co w świecie wydawniczym i filmowym piszczy. Recenzje książek i filmów

http://krytycznymokiem.blogspot.ie/ - najbardziej profesjonalny literacki blog jaki znalazłam.

Często blogerzy chwalą się zdobytymi, zakupionymi, pożyczonymi książkami, czyli stosikami...


Ja też mam swoje stosiki.

Dziś znów mnie odwiedził kurier. Dostałam przesyłkę z Polski.




 Moje dzieci komentują to krótko: "Znów książki" i patrzą, jak układam je na półkach.

Swoje książki dzielę na przeczytane, oczekujące i ulubione.

***

U mnie w domu zawsze będą książki!


Marzę o własnym domu z dużym ogrodem.

Chciałabym móc przeznaczyć jeden z pokojów na swój gabinet - bibliotekę. Mieć tam wygodny fotel, duże biurko i mnóstwo półek na książki. Już dziś zastanawiam się, jaki system układania książek bym wybrała...

Raczej nie ortograficzny...

















***

Jak już pisałam, mieszkam w Irlandii. W dość dużym domu, który nie jest mój. Jest wynajęty.

Mąż zbudował mi regał na książki, ale już go zapełniłam. O kolejnych półkach nie mam co marzyć - nie ma gdzie ich ustawiać...

Martwię się tym, że kiedyś te wszystkie książki będę musiała spakować i przewieźć do innego domu, a kiedyś może do Polski. Przecież to ogromny ciężar... Nie pozwolę, by były transportowane bądź przechowywane w nieodpowiedni sposób...

Dlatego też od jakiegoś czasu coraz częściej sięgam po ebooki. Mam dwa czytniki ( Sony i Kindle Paperwhite) i wszystkim znajomym powtarzam, że to cudowne urządzenia.

Krótko o zaletach: lekkie, niewielkie urządzenie jest w stanie pomieścić kilkaset książek; zawsze mogę je mieć przy sobie. Książki w wersji elektronicznej są nieco tańsze, a dodatkowym atutem jest to, że księgarnie często proponują różne promocje na ebooki.
Dla mnie, jako wiecznie zajętej mamy, dużą zaletą jest to, że do obsługi readera potrzebuję tylko jednej ręki...

Może komuś kiedyś się uda wyprodukować czytnik, który by szeleścił, gdy zmienia się stronę; który będzie pachniał zapachem antykwiariatu, ale jestem pewna, że nawet najlepszy reader nigdy nie zastąpi książek - one mają dusze...


piątek, lutego 14, 2014

Długie jedenaście godzin...

Powiedzieć, że wieje to za mało... Od kilku tygodni południowe wybrzeże Irlandii nawiedzają wichury, huragany; na oceanie sztorm... Jest zimno, nieprzyjemnie, a momentami nawet niebezpiecznie... Moją Gabrysię tak wiatr pociągnął, że musiałam za nią biec... Strasznie..

Natalia skończyła dwa tygodnie egzaminów próbnych przed Junior Certyficate. Jest zmęczona, ale zadowolona. Z niepokojem będę czekać na wyniki...

Skończyłam czytać "Jedenaście godzin" Paulliny Simons. I nie jestem pewna swoich odczuć.
Z jednej strony zaskoczenie, z drugiej niesmak.
Pomysł bardzo ciekawy - zostaje porwana kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży - zapowiada się ciekawie. Kobieta w takim stanie wyrusza na zakupy - jest lato, temperatury sięgają 30 stopni - nieodpowiedzialne... Mąż porwanej od razu orientuje się, że to porwanie, natychmiast angażuje policjantów do działania, a ci błyskawicznie wzywają FBI - bardzo amerykański scenariusz...
Nie chcę zdradzać całej fabuły, ale jest jeszcze pare szczegółów, które mnie denerwowały - rozmowy kobiety i porywacza - od przyjacielskiej gry w zgadywanki do tematów z rekolekcji... Niby akcja toczy się szybko, ale jakoś trudno było mi się zaangażować... I najważniejszy problem według mnie - opisy odczuć kobiety w ciąży na chwilę przed porodem... Zupełnie jakby autorem był mężczyzna znający temat tylko z filmów... Mam za sobą cztery naturalne porody, więc trudno mnie zaskoczyć ... Ta ksiązka mnie zaskoczyła... sama nie wiem - bylejakością?
moja ocena 4,5/6

wtorek, lutego 11, 2014

Kiedy czyta mama czwórki dzieci?

Chciałabym napisać: kiedy ma ochotę..., ale niestety tak nie jest.
Mam dwie nastolatki i dwoje maluszków... Czytam w tak zwanym między czasie... Lub zaniedbując coś - nazywam to czytaniem "zamiast"

1. Wczesnie rano, przed pobudką dzieci, gdy sama mogłabym jeszcze spać, czasem budzę się, by coś przeczytać lub doczytać.
2. Odwożę moją czterolatkę do przedszkola, w domu zostaję tylko z dwuipółletnim synem. On sięga po klocki, puzzle lub kolorowanki, a mama sięga po książkę. Jak już sobie zrobię kawę, zapomnę o tym, ile obowiązków domowych na mnie czeka - mogę poczytać... To nic, że w między czasie muszę popatrzeć na ładną wieżę z klocków, pomóc ułożyć trudny obrazek, znaleźć brakującą kredkę lub opowiedzieć na pytanie: Czemu...? To nic! Tylko jedno dziecko odrywa mnie od książki... Gorzej, jak synek przynosi książeczkę, mości się na kolanach i chcę czytać z mamą ... Gorzej, bo muszę odłożyć swoją lekturę, ale uwielbiam patrzeć, jak dzieci sięgają po książki...
3. Gabrysię przywieźć z przedszkola, zrobić zakupy, pranie, posprzątać, przygotować obiad... A jeszcze spacer z dziecmi...Na placu zabaw trzeba mieć oczy dokoła  głowy...Nie da się czytać... Chyba, że na obiad są kotlety, to pomiędzy jednym a drugim można łyknąć stronę lub dwie...
4. Nastolatki wracają ze szkół. Najchętniej od razu zniknęłyby w swoich pokojach, ale tu budzi się we mnie dusza pedagoga i wojownika. Jak opiekując się dwójką małych dzieci, poświęcić czas dojrzewającym kobietkom? Dodam, że nastoletnie dziewczyny nie lubią słuchać o tym, jak mamie minął dzień ... Jak zachęcić je rozmowy?

Tu chyba nawet poradnik "Jak mówić żeby dzieci..." nie pomoże... Nie wiem czemu, ale przykłady z amerykańskich domów jakoś mnie nie przekonały...

5. Czasem muszę swoje dzieci gdzieś zawieźć, skądś przywieźć. jeżeli akurat mam przy sobie Kindle"a, ( a mam go prawie zawsze...) to czekając w samochodzie, mogę poczytać. O ile maluchy siedzą grzecznie w fotelikach...

6. Wieczór. Kolacja (sama się nie zrobiła...). Dzieci są coraz bardziej marudne.Pozwalam włączyć bajki. Chwila spokoju? Raczej nie. Trzeba sprzątnąć po kolacji...

7. Wieczorny rytuał -wszystkie zabawki na swoje miejsce... Kąpiel. Gdy dzieciaki siedzą w wannie, a ja już przygotuję ich piżamki, to siadam na zamkniętej toalecie i czytam. Gdy dzieciaki są już w łóżeczkach -znów czytam, tym razem coś na dobranoc. Maluchy uwielbiają wiersze Brzechwy, Tuwima, Stanisława Jachowicza (był patronem mojej podstawówki - sama mam do niego ogromny sentyment). Uwielbiam serię Naszej Księgarni "Poczytaj mi mamo" i wydania utworów polskich poetów...

8. Zasnęły. Odwiedzam moje starsze córeczki, które wciąż siedzą przy biurkach, więc nie mogę za bardzo im przeszkadzać. Mąż ogląda "coś męskiego". Rozglądam się po domu. Widzę, co jeszcze mogłabym zrobić... Siadam przy swoim biurku, przy komputerze... Do 23-ciej... I mam czas dla siebie!!! Gdybym nie była zmęczona, mogłabym zrobić sobie kąpiel, włączyć film... Ale nie... Sił starcza tylko na szybki prysznic. Leżąc pod ciepłą kołdrą, czytam, póki się oczy nie zamkną...


Tak przeważnie wygląda mój dzień...

Nie jestem maniaczką czytania, nie noszę Kindle'a ani książek w kieszeniach. Czasem mam ochotę po prostu posiedzieć, pomilczeć... Czasami dni są tak zwariowane, że nie ma czasu pomyśleć o tym, co czeka na szafce przy łóżku... Bywa, że wieczorem (czytaj: w nocy) zasypiam, gdy tylko przyłożę głowę do poduszki..

Ale, gdyby nie książki każdy dzień byłby taki sam. Codzienna rutyna by mnie pokonała. Myśl o wejściu w świat fikcji literackiej jest dla mnie tym, czym dla innych myśl o urlopie lub weekendzie...

niedziela, lutego 09, 2014

Domowa biblioteczka


Od kilku lat mieszkam w Irlandii, moje córki chodzą do irlandzkich szkół; w większości codziennych sytuacji musimy posługiwać się językiem angielskim. Stwierdziłam, że w moim domu będę bronić polskości. Mówimy wyłącznie po polsku, chociaż po tych kilku latach zauważam, że niektóre zwroty angielskie jakoś same cisną się na język np. next time znacznie krótszy od polskiego odpowiednika... Moje córki chodzą do polskiej szkoły - pomimo, że jest to ich szósty dzień nauki w tygodniu, to nie mają prawa zrezygnować. Bo nie...Oglądamy polską telewizję, chociaż ostatnio coraz rzadziej..., wolę obejrzeć film - oczywiście z polskim lektorem lub chociaż z napisami...
 I, by w końcu zacząć pisać na temat, czytamy polskie książki, polską prasę...
W Polsce na półkach zostawiłam kilkaset książek, nie wszystkie zdążyłam przeczytać, czasami wspominam jak są poustawiane, co bym chciała sobie  tu przywieźć... Ale nie narzekam na brak lektur.. Pomimo tego, że naszą rodzinę utrzymuję mój mąż ( bo moje dochody są raczej niewielkie), to materialnie jest nam na Zielonej Wyspie lepiej niż w ojczyżnie...Dzięki temu mogłam sobie pozwolić na budowanie tu domowej biblioteczki. Na początku korzystałam z polskiej  księgarni znajdującej się w pobliskim mieście - jednak ceny po przeliczeniu euro na złotówki były bardzo wysokie. Zrezygnowałam... Do polskiej szkoły zaczął przyjeżdzać pan z polskimi książkami - było nieco taniej, lecz dalej drogo...Zaczęłam szukać księgarni   wysyłkowych - Merlin i Empik wysyłają za granice za całkiem przyzwoite pieniądze i ... zostałam ich stałym klientem.
Na chwilę obecną na moich półkach jest 439 książek; kolejne kilkadziesiąt jest u moich córek.
Wszystkie swoje książki mam skatalogowane... - pracowałam kiedyś w bibliotece, więc korzystam z doświadczeń, a i na Androidzie znalazłam bardzo przyjemną aplikację ...

Zapisuję też ksiązki, które pożyczam... Bardzo chętnie dzielę się swoimi książkami. Cieszy mnie to, że przeważnie umiem doradzić, dobrać lekturę do osoby. Czasem jest nawet tak, że czytając coś mam konkretną osobę przed oczyma, wiem, kto powinien daną książkę przeczytać, wiem, komu może coś uzmysłowić, coś pokazać, sprawić przyjemność...

O mojej pasji wiedzą już chyba wszyscy moi znajomi... Potwierdziły to chociażby dzisiejsze rozmowy z koleżankami:
- Warto przeczytać "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku"?
- Romy Ligockiej?
- Tak? Chyba tak...
- Kochana, Ligocka pięknie buduje obrazy, w niewielu słowach potrafi przekazać coś, co innym sprawia wiele trudu, chociażby opisywali godzinę...
- To chyba przeczytam...
- Mogę ci pożyczyć, mam na półce...

i kilka chwil później:
- Nie wiesz, czy Lackberg coś piszę? Bardzo mi się podoba ta seria, którą mi poleciłaś...
- Nie, z tego co wiem, to po napisaniu kryminałów o Fjallbacke, powstała tylko krótka książeczka a la Agatha Christie "Zamieć śnieżna i zapach migdałów". Miała powstać jakaś książka kucharska tej autorki, ale nic nie słyszałam, by tak było...
- Szkoda, bo ma kobieta talent do tworzenia mrocznych historii, które się lekko czyta.
- Na swojej stronie umieściła instrukcję, jak napisać kryminał, więc może skorzystasz z jej rad...
- Żartujesz?!

I tak jest bardzo często... Lubię to. Bardzo.

Skończyłam czytać pierwszy tom kryminałów Jo Nesbo "Człowiek - nietopierz".
Muszę przyznać, że zrobiła wrażenie fabuła, zagadka kryminalna, budowanie napięcia, jednak coś przeszkadzało w odbiorze lektury. Nie wiem, czy problemem jest język autora, czy tłumaczenie, czy fakt, że książkę czytałam korzystając z Kindla... Pomysł na umieszczenie głównego bohatera, norweskiego policjanta w Australii wydał mi się trochę naciągany, ale autor obronił swoją wizję. Sporo dowiedziałam się o Aborygenach, australijskich tradycjach... Ciekawe
5/6

środa, lutego 05, 2014

już luty...

Styczeń to zawsze miesiąc mobilizacji: W tym roku to tyle zrobię ,...
Planów mnóstwo, ale niestety po kilku dniach czy tygodniach widać, że nowy rok nic nie zmienia, o ile sami w sobie czegoś nie zmienimy...
Mnie cieszy to, że skończył się 2013 - miniony rok był dla mnie i mojego męża rokiem bardzo trudnym, przełomowym, aż boję się powiedzieć, że pechowym ( bo nie jestem przesądna), ale rzeczywiście dużo się zdarzyło... Miałam już dość.

Zamknięty rozdział.
Rok 2014. Już drugi miesiąc. Styczeń był dla moich córek miesiącem trudnych decyzji.
Po długich rozważaniach i dyskusjach musiały samodzielnie zdecydować o swojej przyszłości. To trudne dla matki, która  w pewnym momencie musi pozwolić, by jej dzieci ( w jej oczach wciąż małe dzieci...) wyrwały się spod czułych skrzydeł opieki....

W styczniu przeczytałam pięć książek ( cztery w wersji papierowej i jednego ebooka).

Zaczęłam od "Wołania kukułki".
J. Rowling ( nie będę się bawić się w pseudonimy skoro wszystko się wydało) napisała naprawdę dobry kryminał. Trzymający w napięciu, z bardzo ciekawie, wyraziście  skonstruowanymi postaciami. Podobała mi się indywidualizacja języka, rzadko pisarze się w to bawią, a szkoda... Ulice Londynu opisane jak w przewodniku turystycznym. Zagadka kryminalna, która zaskoczyła mnie swoim finałem. Warto.
Moja ocena 5,5/6

"Zamek z piasku" Magdaleny Witkiewicz
Książka o kruchości szczęścia, o tym, że nie ma nic na zawsze. Książka napisała prostym językiem, ale niesamowicie działająca na wyobraźnię, przywołująca wspomnienia. Polecam
5,5/6

Najlepsza w styczniu była książka K. Hosseiniego "I góry odpowiedziały echem". Wzruszająca, mądra, pięknie napisana. Znam poprzednie ksiązki autora i stwierdzam, że pozostał w tym samym klimacie.
Dla Europejczyka znającego afgański konflikt jedynie z telewizji i prasy myślę, że takie książki powinny być obowiązkowe. Mozna poznać nie tylko historię, ale przede wszystkim to, jak ona wpływa na "zwykłych obywateli".
Hosseini - dla mnie - rewelacja 6/6

Przy wybieraniu książek kieruję się zawsze zasadą: po lekkiej coś trudnego, po ksiązce o miłości najlepiej kryminał; po pozycji zagranicznej - coś polskiego.

Po Hosseinim - Szwaja. Monika Szwaja  Zawsze bardzo ją lubiłam. Tym razem  - "Anioł w kapeluszu". Autorka zawsze działała na mnie jak pastylka na dobry humor, na optymizm... Ale muszę przyznać, że po raz pierwszy męczył mnie język pełen wtrąceń, neologizmów... Po kilkunastu stronach przypomniałam sobie, że to dla tej pisarki typowe, ale ...  Ostatecznie cieszę się, że doczytałam. Dobrze, bo po  książce o Afganistanie przeczytałam ksiązkę o dobrych, radosnych ludziach, o bezinteresowności. Szwaja nie zawiodła
5/6

E. E. Schmitt  - zawiódł. "Intrygantki". Za bardzo filozoficznie. Freud, diabły...Trudne tematy. Książka to dramat - rzadko się takie czytuje, ale ostatnio na tapecie miałam też "Zemstę" A. Fredry, więc uznałam, że przeczytatam jakiś dramat współczesny. I sama nie wiem, co o tym utworze myśleć. Ogólnie - nie przemówił do mnie.. Muszę to sobie przemyśleć...
4,5/6

W Irlandii już wiosna. 1 lutego to Dzień Św. Brygidy. Alicja w szkole zrobiła krzyż św. Brygidy, który podobno ma strzec domostwo.
Muszę chyba wstawić jakieś zdjęcia...

Przed domem mam donice, w których już kwitną krokusy. Bardzo mnie to cieszy...
Na pewno muszę  wstawić jakieś zdjęcia...