
Ledwie Ciocia Ellen znikała z ich pola widzenia, Birgitta rzucała grabie w trawę, podkradała się pod dom i niewidoczna z kuchennego okna, siadała pod ścianą i patrząc spod grzywki, ogryzała paznokcie. Do krwi.
Margaretta gardziła nią za to. Ona nie chciała się wymigiwać, przeciwnie, zależało jej na tym, żeby podwórko ładnie wyglądało. Zamaszyście machała grabiami, rysowała kwiaty, konie cyrkowe i księżniczki, po czym wybuchała płaczem, widząc rezultaty. Wcale nie było widać, jak bardzo się stara! Nic a nic.
Tylko Christina grabiła, jak należy, pod jej grabiami żwir układał się w równiutkie pasemka. Najpierw robiła swoją część, potem Margarety, a na końcu Birgitty. Nigdy nie narzekała, trochę się tylko obawiała, że zostanie na tym przyłapana i pracując w pośpiechu - dla sióstr - rzucała lękliwe spojrzenia w stronę kuchennego okna.
Chociaż... siostry jak siostry..."