wtorek, maja 26, 2015

Spojrzenie na targi z perspektywy dwóch tysięcy kilometrów

Jedenaście dni w Polsce, jedenaście bardzo intensywnych dni. Spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Emocji i wzruszeń. To czas zapatrzenia na to, czego w Irlandii nie ma. Na to, za czym tęsknię. Na bzy, konwalie, sosny, brzozy, wierzby... O twarzach bliskich nawet nie wspominam. Dla wielu z Was być może jest to tani sentymentalizm, ale dla mnie te pejzaże, słodkie obrazki, zapachy są bardzo cenne. Nimi karmię swoją duszę. Taki ze mnie wrażliwiec, któremu wystarczy np. widoczek człowieka z polską książką w ręku, by się wzruszyć. A ludzi czytających widziałam wielu, więc wiecie... Nie mogę się pozbierać.
Nie będę zdawać relacji z całego wyjazdu. Kto ma ochotę może obejrzeć prezentację:
https://plus.google.com/108110845595188653718/stories/4bfcc847-4994-337e-a4c0-54dcb30f870d14d77ed915a?authkey=COnt0t3045i1ugE

Rok temu śledziłam w internecie informacje o targach, czytałam relacje i marzyłam, żeby to zobaczyć, poczuć. I kolejne marzenie się spełniło. Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi - trzeba marzyć, trzeba tym marzeniom pomagać. Spełniają się.
Hanna Krall, Magdalena Zawadzka, Remigiusz Grzela i Marcin Szczygielski

Dotarłam do Warszawy, na stadion i niemalże z obłędem w oczach wkroczyłam do książkowej świątyni... W piątek wolnym krokiem, z otwartą z wrażenia buzią, spacerowałam między stoiskami, zachłystując się powietrzem ze szczęścia. Udało się wbrew wszystkiemu. Ale chyba nie do końca wiedziałam, czemu tak bardzo chciałam tam być... Miałam listę osób, które chcę spotkać, ale nie wiedziałam, jak te spotkania mają wyglądać. Nie potrafiłam się z tego w pełni cieszyć, bo byłam sama... Szybko doszłam do wniosku, że na targach trzeba być z kimś. Z kimś podobnie zakręconym. Żeby nosił książki, zajmował kolejki, robił zdjęcia, a przede wszystkim dzielił emocje, omawiał na bieżąco spotkania, wydarzenia, żeby powstrzymywał przed kompulsyjnymi zakupami. Kto ze mną jedzie w przyszłym roku?

Katarzyna Pużyńska, Olga Rudnicka, Lucyna Olejniczak i Magdalena Witkiewicz
Piątek był spokojny, był rozpoznawaniem terenu. Niektóre stoiska prezentowały się bardzo okazale, inne były skromne. Patrzyłam, wzdychałam, obserwowałam, bo nie miałam śmiałości, by podejść i porozmawiać. I wtedy Magda (ta Magda - Witkiewicz Magda) na mnie nakrzyczała - czego Ty się dziewczyno boisz, przecież to są tacy sami ludzie jak ty... I trzeba było się przemóc - skoro już tu przyjechałam, to chcę wykorzystać ten czas maksymalnie. I wtedy zaczęłam się tym ludziom bardziej przyglądać, podchodzić, rozmawiać i okazało się, że to wcale nie jest trudne. Niektórzy autorzy byli bardzo oblegani, inni mniej, Byli tacy, do których w kolejce trzeba było stać bardzo długo - Flanagan, Zimbardo, Ahern, Schmitt - wszystkich widziałam, a autograf zdobyłam od autora "Oskara i pani Róży". Niemalże z każdym rozmawiałam o Irlandii. Kilka osób zadeklarowało, że chciałoby ten kraj odwiedzić, może nawet polską szkołę. Kto chciałby spotkać się np. z Januszem Wiśniewskim, Romanem Czejarkiem czy panią Małgorzatą Gutowską?

Ałbena Grabowska, Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Cecelia Ahern, a w tle Katarzyna Bonda
Małgorzata Warda, Dorota Wellman i Szymon Hołownia
Krystyna Mirek, Natasza Socha, Magdalena Witkiewicz, Olga Tokarczuk i Pani Anna Komorowska 
Sobota była bardzo intensywna. To już nie był spacer. To była gonitwa, o ile mogę mówić o jakimkolwiek bieganiu, gdyż było strasznie ciasno. I tu muszę wspomnieć o organizacji imprezy, która nie podobała mi się w ogóle. To, że tłok to rozumiem, że kolejki - to oczywiste. Ale rozstawienie stoisk czy rozplanowanie spotkań z autorami tak, że nie dało się chodzić - to już nie. Za każdym razem trzeba było chodzić dokoła stadionu, żadnego skrótu, żadnego sposobu, by ominąć korek. Nie wiem, ile kilometrów zrobiłam... Poza tym było zimno. Nieprzyjemnie. Każdy omotany szalami, swetrami, lub w biegu (jak ja - wtedy tego nie było tak czuć). I zarzut trzeci, a może powinien być pierwszy, drobiazg niby - jak można było nie przewidzieć, ile będzie potrzebnych smyczy na identyfikatory, przecież organizatorzy chyba wiedzieli, ile wydali akredytacji. Chyba.
(źródło)

W sobotę poznałam też kilku blogerów, nawiązałam nowe znajomości, jednakże czuję niedosyt, bowiem chciałam być jeszcze na spotkaniu blogowym na Francuskiej, poznać innych piszących, ale po pierwsze o spotkaniu dowiedziałam się za późno, a po drugie umówiłam się z bratem. Mogłam to oczywiście inaczej zgrać, ale cóż - mam powód, by marzyć dalej - o kolejnych targach.

W sobotę wieczorem byłam w teatrze. Brat mnie zaprosił:) Byłam w teatrze Capitol na sztuce "Dziwna para" na podstawie sztuki Neila Simona.  Mój mąż uwielbia "Ranczo". Ogląda nawet powtórki, mnie wystarczy zobaczyć odcinek raz, i tak raczej bez ciśnienia. Ale w teatrze Cezary Żak i Artur Barciś - bo właśnie oni grali główne role - prezentowali się rewelacyjnie.

Eric Emmanuel Schmitt, Katarzyna Zyśkowska- Ignaciak i pani Beata Tyszkiewicz
Janusz Wiśniewski, Krystyna Mirek i prof. Jerzy Bralczyk
Tak się złożyło, że trafiłam na Noc Muzeów. Pomimo zmęczenia i późnej godziny od razu zdecydowałam, że chcę zwiedzić Muzeum Żydow Polskich. Weszłam tam po godzinie czekania. Sama, bo braciszek zmył się na jakąś imprezę. Nie mogłam sobie wyobrazić lepiej spędzonej nocy. Niesamowite wrażenie. Muzeum pełne jest multimediów, dźwięków, świateł, informacji, których nie sposób ogarnąć w ciągu dwóch godzin. Podobały mi się cytaty na ścianach. Po polsku, angielsku i w jidisz. Słowa o ogromnej mocy. Wracając do hotelu, patrzyłam na jeżdzące po Warszawie zabytkowe autobusy. Nawet nie miałam siły rozmawiać z Magdą....

Taka kolejka do muzeum...
A w niedzielę znów biegałam po stadionie. Wiedziałam, że w walizce nie zmieści się nawet broszura, więc nie mogłam już nic kupować, jednak nowej książce Szymona Hołowni nie mogłam się oprzeć...
Nie pochwalę się moimi zakupami, bowiem są gdzieś w jakimś magazynie - bo przecież do samolotu tylu książek nie wezmę - wiezie mi je kurier... Na razie nie mam nawet targowego identyfikatora:(
Moje pierwsze targi za mną. To było szczęście samo w sobie. Nie do opisania - stąd ten chaos w opisie i zdjęciach:) Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że przecież tak naprawdę byłam tam zagubiona i sama, ale chyba nie było tak źle, skoro czuję niedosyt i tęsknotę.

Najtrudniejszy, jak zwykle, był wyjazd. Z jednej strony cieszy to, że są ludzie, którzy mnie kochają, tęsknią, ale smutne jest to, że płaczą. Zdecydowałam, gdzie chcę żyć, ale po każdym powrocie czuję rozdarcie. Trochę mnie tam, w domu rodziców, wśród przyjaciół, znajomych, wśród ukochanych swojskich widoków, ale więcej mnie już tu. W kraju, gdzie ludziom w referendum pozwala się wypowiedzieć w sprawie małżeństw jednopłciowych. Cenię sobie tutejszą tolerancję i swobodę.

Mój notes nabrał wartości
I jeszcze jedno muszę napisać - chcę podziekować. Wszystkim, których spotkałam  - za rozmowy, upominki, wsparcie. Czekającym na mnie za to, że tak kibicowaliście mojemu wyjazdowi. Opowiadając o swoich wrażeniach, spotkaniach, czułam się jakbym zdawała raport, z mam nadzieję dobrze wykonanego zadania. Wszędzie i wszystkim opowiadałam o Irlandii, o tym, ilu tu jest Polaków kochających czytanie, z uwagą śledzących to, co dzieje się w  polskiej kulturze, literaturze czy polityce.  Przy okazji dowiedziałam się, że choć nie komentujecie, to czytacie moje opinie, sugerujecie się moimi recenzjami - jestem szczęśliwa. Dziękuję.
Staszku - pilnuj, żeby mi się w głowie nie przewróciło:) 

20 komentarzy:

  1. Ale masz co wspominać. Powiem jedno - zazdroszczę bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomnień mam mnóstwo! Było fantastycznie! Zdawało mi się, że widziałam Cię w piątek przez chwilę - byłaś na targach?

      Usuń
  2. Cieszę się, że udało Ci się przyjechać i bylo bardzo mi miło Cię poznać. Polska jest krajem dziwnym, jednak można jakoś żyć ☺
    Pozdrawiam i do zobaczenia? ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choć wymagało to ode mnie trochę wysiłku i planowania - udało się! Kocham Polskę, nie odcinam się od niej. Mieszkałam tam wiele lat. I pomimo tego, ze wybrałam Irlandię, to nie znaczy, że nie tęsknię...
      Mam nadzieję, że do zobaczenia:)

      Usuń
  3. Pieknie ci sie Edytko ten blog rozwija... Prezentacja przeurocza!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Prezentacja podoba się nawet moim córkom - a im trudno zaimponować;)

      Usuń
  4. Bardzo się cieszę, że miałam okazję Cię poznać :) Na pewno to był dla Ciebie wspaniały wyjazd, zresztą czytając ten wpis widać dużo emocji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się cieszę Magdo:) Zawsze będziesz mi się kojarzyć z loterią i kolejką do E.E.Schmitta. Miałyśmy szczęście:) To był wspaniały wyjazd, pod każdym względem. Aaa, ja zawsze taka emocjonalna jestem;)

      Usuń
  5. noe chce być hejterem.ale na tak oczytana kobiete absurdem jest pisanie że wybralas Irlandie bo ti w referendum popiera się jedno płciowe małżeństwa. .....wolność wyboru ok....ale żeby taki fakt decydował o miejscu życia Twojej rodxiny....to trochę abstrakcja Masz dzieci więc przysługuje Ci pakiet socjalny. ...czego w Polsce nie ma I zapewne to jest fundament Dlaczego żyjesz w Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie muszę się tłumaczyć, ale napiszę, że na decyzję o wyborze miejsca zamieszkania wpłynęło naprawdę wiele czynników. Głównym jest spokój, który tu odnalazłam. O referendum irlandzkim wspomniałam tylko dlatego, że było akurat chwilę po moim powrocie z Polski. Szkoda, że nie wiem komu mogę podziękować za komentarz:)

      Usuń
  6. Do zobaczenia za rok! Możemy się ewentualnie umówić na wspólne bieganie po targach :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile tylko uda mi się w przyszłym roku być na targach, to oczywiście, że z przyjemnością się umówię:) Pozdrawiam

      Usuń
  7. Edytko nie wyobrazasz sobie jak sié cieszé , ze tak wspaniale spédzias czas. Nie ukrywam tez , ze bardzo Ci zazdroszczé. Ale to zazdrosc z tych budujácych , nie niszczácych. Dziékujé !!!! Wszystkiego dobrego Kochana. Dobrze,ze juz jestes. Pozdrawiam goráco. Joanna

    OdpowiedzUsuń
  8. Edytko, piękny wpis! Szczególnie podoba mi się jego początek, bo to jest coś, co nas łączy. Ja wiem, że w Irlandii jest lepiej pod wieloma względami, że żyje się łatwiej, że nie trzeba się martwić o finansowe zaplecze i z wyprzedzeniem planować zakupu zimowego okrycia, ale ja mimo wszystko tak bardzo tęsknię za takimi prozaicznymi rzeczami, których tu nie ma, a o których tak pięknie napisałaś! Nawet nie myślałam, że jestem taka sentymentalna, ale chyba właśnie dlatego nie umiem się odnaleźć na obcym gruncie. Choć w sumie już nawet nie obcym, bo po części ta Irlandia też jest moja :) I z pewnością po powrocie do kraju będę tęsknić za nią :) Ach, żeby tak się dało z tych dwóch krajów wyciągnąć to co w nich najlepsze i stworzyć Utopię :D Kochana, ja bym chciała jechać z Tobą w przyszłym roku na takie targi!!! Do zobaczenia jutro :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie miałam Ci okazji podziękować...
      Na przyszłoroczne targi jesteśmy umówione :)
      A co do tęsknoty, to rozumiem. Chyba wszyscy mieszkający poza granicami kraju w mniejszym lub większym stopniu ją odczuwają. A już na pewno osoby wrażliwe. Ja wkrótce będę tęsknić za Tobą <3

      Usuń
    2. Ja myślałam, że będę skakać z radości, gdy kupię bilet tylko w jedną stronę. Ale poza radością czuję też smutek, bo wiem, że zostawię tutaj fantastycznych przyjaciół i wiele lat spędzonych na Zielonej Wyspie. Jestem pewna, że będę tęsknić w drugą stronę, gdy już wyjadę - takie dziwne to nasze życie...

      Usuń
    3. Kochana, wiesz, że zawsze będziesz mogła wrócić. Teraz czujesz, że musisz być w Polsce. Bądź. I szukaj swojego szczęścia!

      Usuń