Z wakacji wróciłam już kilkanaście dni temu, ale powrót do irlandzkiej rzeczywistości nie był najłatwiejszy. Po pierwsze pogoda - w Polsce upały, w Irlandii wilgotne powietrze; po drugie czas - tylko godzina różnicy, jednakże zauważalna przez organizm, a zwłaszcza przez potrzebę snu. Trzecia sprawa to rozstanie z rodziną. To ta najtrudniejsza część wyjazdów. Między moimi najmłodszymi dziećmi a ich pradziadkami wytworzyla się w ciągu trzech tygodni pobytu niesamowita więź. Bardzo do siebie lgnęli ci najstarsi i najmłodsi w rodzinie. I ja musiałam to przerwać; patrzeć na łzy dziadków - bolało... Nic nie pisałam, bo musiałam się na nowo odnaleźć, uporządkować myśli, wylizać rany...
W Irlandii już jesień, czuć ją w powietrzu, widać pierwsze żółte liście. Za chwilę rozpocznie się kolejny rok szkolny. Natalia za chwilę będzie obchodzić szesnaste urodziny, myśli o zbliżającej się maturze, zastanawia się nad kierunkiem studiów - ma bardzo ambitne plany. Alicja idzie do gimnazjum - nowi ludzie, nowe doświadczenia, więcej nauki - łatwo nie będzie (ona jest taka wrażliwa...). Przed Gabrysią też niełatwe zadanie - pierwszy rok w irlandzkiej podstawówce. Obawiam się bariery językowej - w domu mówimy przecież tylko po polsku, ale wiem, że trudny będzie tylko początek. Już skompletowałyśmy cały mundurek - starsze córki przypominają sobie swoje początki w tutejszej szkole. Wszyscy jesteśmy bardzo podekscytowani!
Porządkuję swoje zdjęcia, spisuję zaznaczone cytaty, porządkuję notatki z wrażeniami - czas na podsumowanie.
W wakacje przeczytałam prawie 2000 stron - dużo - niedużo... Planowałam spędzić wakacje z książką, chciałam w czasie pobytu w Polsce podrzucić dzieci dziadkom, zaszyć się gdzieś w ogrodzie i czytać, ale plany sobie, życie sobie. Patrząc na rodziców i teściów stwierdziłam, ze nie mogę im tego zrobić. Czekali na nas, chcieli spędzić z nami porozmawiać. Ponadto, musieliśmy jakoś zorganizować rozrywki dzieciom, a jednocześnie rodzinnie spędzić czas, a więc był basen, kino, plac zabaw, plaża nad rzeką, wycieczka do lasu, znów basen...
I czas, który miałam poświęcić książkom jakoś uciekał, ale nie żałuję. Potrzebowałam takiego wypoczynku. Gdy chciałam odpocząć od rodziny, jechałam do przyjaciółki - jedynej w Polsce. Rozmawiałyśmy, wspólnie milczałyśmy, patrzyłyśmy na nasze pociechy. Nasz wyjazd do Irlandii bardzo zweryfikował nasze znajomości. Została Ania - bardzo Ci dziękuję kochana, że jesteś!
Jeszcze w Irlandii zaczęłam czytać książkę Remigiusza Grzeli - "Złodzieje koni". Mądra, choć trudna. Ciekawa, choć niejednoznaczna. Prawdziwa, choć mroczna. Piekna, choć wulgarna. W jednej opowieści - trzy opowieści; trzy sposoby postrzegania świata, trzy perspektywy, trzech narratorów. Dziadek, ojciec i syn. Jednakże relacje między nimi trudno nazwać sielskimi. I ta potrójność wypowiedzi sprawia, że książka jest tak cenna!
Spojrzenie w przeszłość Stanisława - starszego pana, takiego po osiemdziesiątce. Jego próba rozliczenia się kontrowersyjnymi działaniami z lat młodości. To, kim był i jakie decyzje podejmował zaraz po wojnie, znacząco wpływa na to, jak wyglada jego starość. Okazuje się, że nie można uciec za ocean, by się oczyścić. Z jego wspomnień wyłania się portret człowieka żyjącego pozorami. Przykry to obraz.
Spojrzenie Jerzego - człowieka w średnim wieku. Jego pretensje do siebie, a przede wszystkim do najbliższych. Chociaż, czy ojca może zaliczyć do najbliższych? Raczej nie... Czy syn jest bliską mu osobą - też nie - nawet nie potrafią rozmawiać... Żona - chyba tylko ona go rozumie. Niespełniony aktor, nawet nie chodzący na castingi. Nieszczęsliwy człowiek - trudny to portet.
Spojrzenie Kamila - młodego człowieka próbującego odnaleźć swoje miejsce. Miotającego się między tym, co powinien, a co by chciał. Gdy w pracy, na planie filmowym, poznaje bezdomnego, ten okazuje się być mu bliższy niż ojciec. To jego opowieści, a potem śmierć, pozwalają mu rozpoznać to, na czym mu zależy. Jego życie i decyzje pozwalają czytelnikowi mieć nadzieję, że zła passa mężczyzn z tej rodziny się skończy. Optymistyczny to sygnał.
Pomimo, że jest to męska proza o mężczyznach są tu też kobiety. I odgrywają znaczącą rolę. Pozwalają mężczyznom się określić. Stanisław miał Łondę, Jerzy ma Ewę, Kamil spotyka się z Kingą, jednak postacią łączącą jest Nika. A tak naprawdę tylko jej wspomnienia nagrane przed śmiercią na kasety. Stanisław od niej uciekł, zostawił ją z dzieckiem. Jerzy jej nie rozumiał. I Kamil, który jej dobrze nie poznał - nie zdążył...
We wstępie autor zaznacza, ze bohaterowie powieści to ludzie, których zna, z którymi rozmawiał i co ważne - którzy nie podali mu na tacy gotowych wniosków. Autor też ich nie szuka. Zostawia czytelnika z niepewnością, z pewnym bólem w duszy, ze świadomością tragizmu ludzkich losów. Jednakże nie można mieć do autora pretensji, bowiem na okładce jest informacja, że sięgamy po książkę "o niebezpieczeństwie odkrywania rodzinnych tajemnic, groźnym wpływie historii kreującej zastępy bohaterów niezdolnych do życia."
Pomimo tego bólu - warto po tę powieść sięgnąć! A nawet trzeba!
O kolejnych wakacyjnych lekturach - wkrótce...