Tajemnice małego wielkopolskiego miasteczka Mańkowice poznawałam długo z dwóch powodów. Pierwszy - brak czasu; drugi - powolna akcja mało pasująca do kryminału, jednakże wciągająca w jakiś dziwny, magnetyczny sposób.
"Smakowita, wciągająca, pełna inteligentnego humoru wielowarstwowa powieść, flirtująca z gatunkiem kryminału retro" - tyle informacje z okładki. Można się skusić...
Zafascynował mnie świat retro, świat lat dwudziestych - odradzająca się Polska pokazana przez pryzmat miasteczka, w którym wszyscy się znają; przez język niby zrozumiały, współczesny, a jednak niedzisiejszy; przez bohaterki - kobiety, w których budzi się feminizm.
Jest coś o Gabrielu Narutowiczu, jest coś o Prusakach, bolszewikach, endekach, o tych z Kongresówki, ale nie ma tu Wielkiej Historii. Jest kryminalna zagadka, którą rozwiązuje może i inteligentny, ale mało zdecydowany w działaniach podkomisarz Hieronim Ratajczak. Czytelnik powieści w odcinkach, zajadający się landrynkami. Do tej pory zajmował się cukrem, który znikał z cukrowni, ginącymi garnakami; nie myślał, że będzie musiał szukać w swoim mieście zabójcy, wielokrotnego zabójcy, zabójcy kobiet... Nie sądził, że odkryje tak wiele tajemnic...
Bogiem a prawdą ( tego wyrażenia cżesto używa podkomisarz) muszę przyznać, że długo zastanawiałam się nad oceną. Książka mi się podobała, szczerze ją polecam, jednak moja ocena to tylko 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Polacy nie gęsi
Na mnie ta książka już czeka, choć jeszcze nie wiem, kiedy po nią sięgnę. Tak czy inaczej, spodziewam się wciągającej lektury. :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa wrażeń innych czytelników, więc będę czekać na Twoją recenzję
OdpowiedzUsuń