czwartek, czerwca 12, 2014

Tydzień w Polsce z pietnaściorgiem dzieci i siedemnastoma szwedzkimi kryminałami

Po bardzo skomplikowanej operacji logistycznej udało się zorganizować opiekę nad moimi dziećmi i mogłam jechać na tydzień do Polski. Bardzo się cieszyłam na ten wyjazd, bo czułam, że muszę nieco odpocząć od domowych obowiązków, nabrać nieco dystansu, odreagować.
Co prawda nie jechałam na prawdziwe wakacje tylko do pracy, bo jechałam jako opiekun na wycieczkę szkolną, ale cieszyłam się chyba bardziej niż uczniowie Szkolnego Punktu Konsultacyjnego w Cork.
Ostatnio w Polsce byłam w zeszłym roku w maju. Do kraju jeżdżę bardzo rzadko, męczy mnie atmosfera małego miasta z jakiego pochodzę - wszyscy wszystkich znają, wszystko wiedzą, każdy potrafi tylko krytykować i oceniać. Tym razem jednak nie jechałam na Kurpie, tylko na Pomorze.
 To była dla mnie bardzo sentymentalna podróż - wiekszość tych miejsc odwiedziłam jako nastolatka na szkolnych wycieczkach lub koloniach.





Zawsze mam ze sobą mojego Kindla. Od razu w samolocie zaczęłam przeglądać, co mam na czytniku, ale co chwile zagadywało mnie któreś z dzieci, więc stwierdziłam, że muszę wybrać coś bardzo lekkiego lub krótkiego. Mój wybór padł na antologię szwedzkich kryminałów -  na "Ciemną stronę", na zbiór siedemnastu opowiadań pisarzy mniej lub bardziej znanych.
Podobał mi się klimat tych opowiadań, ich mroczność i tajemniczość; nie wiem jak to zabrzmi, ale podobała mi się ich szwedzkość - nazwy miejscowości, nazwiska bohaterów, szwedzkie zwyczaje, święta, przyroda, pogoda...

Te opowiadania najbardziej jednak będą kojarzyły mi się z miejscami, w których je czytałam.
Kilka pierwszych przeczytałam w samolocie. Opowiadanie "Spotkanie po latach" zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Bardzo niejednoznaczna, tajemnicza historia o pewnym spotkaniu po latach; o strachu i poczuciu winy...
Polska przywitała nas słoncem. W drodze do Malborka nie mogłam nacieszyć oczu polskimi krajobrazami  - chabry i maki w zbożu, brzozy, wierzby.... Dzieci najbardziej ucieszył widok Biedronek... Zamek w Malborku zwiedzałam już czwarty czy piąty raz, ale wcale się nie nudziłam. Za każdym razem odkrywam coś nowego.  Wieczorem byliśmy na spektaklu "Światło i dźwięk". Oczekując na początek przedstawienia, przypomnieliśmy sobie za czym w Irlandii na pewno nie tęsknimy - za chamstwem, bezczelnością, wulgarnością... Szkoda słów na opisywanie sytuacji... Widowisko bardzo mnie rozczarowało. Widziałam je kilkanaście lat temu i przez te wszystkie lata pozostawało w mojej świadomości. Teraz, sama nie wiem, co myśleć, bo albo tamte widowisko w mojej wyobraźni bardzo urosło albo jego aktualny poziom bardzo spadł.
 Pierwszy nocleg -  w schronisku młodzieżowym. Nasi podopieczni wcale nie byli zmęczeni i nie chcieli kłaść się do łóżek. Aby nie myśleć o tym, jak zasypiają moje dzieci beze mnie, zatopiłam się w czytaniu. Opowiadanie "Ostatnie lato Paula" Evy Gabrielsson (partnerki Stiega Larssona) to pozornie zwyczajna historia o pewnym starszym panu. Jednak w rzeczywistości to smutna historia o chciwości.
Dzien drugi -Wdzydze Kiszewskie. Piękny skansen, lekcja języka kaszubskiego. Wspaniały pensjonat, pyszne jedzenie. Z wieży widokowej widać lasy, jeziora. Po jednym z nich nawet pływaliśmy rowerkami wodnymi przypominającymi garbuski. Po jeziorze echem rozchodził się śmiech i pisk naszych uczennic. Chwilę po powrocie do pensjonatu - cisza, staram się nie myśleć, że jest Dzień Dziecka, a ja z dala od moich skarbów... Czytałam w pełnym słońcu na ławce przed pensjonatem opowiadanie Stiega Larssona "Supermózg" - zupełnie inne niż Millenium. To futurystyczna historia o przeszczepie mózgu. Niesamowita!
A wieczorem ognisko i zachód słonca nad jeziorem...


Kolejne opowiadanie czytałam w  Lęborku na deser po pysznym lodowym deserze, gdy dzieci miały czas wolny. "I w nasz ciemny dom..." Inger Frimansson - nawiązuje do szwedzkej tradycji obchodów Dnia Świętej Łucji. To przejmujaca historia o zemście.
Kolejnym miejscem postoju był Sarbsk i fokarium. Zabawne foczki na pewno podobałyby się moim dzieciom. Pięknie rozbudowany park rozrywki - dużo do oglądania, na czytanie czasu brak...

Łeba -  domki dla wczasowiczów. Chłodno.  Byłam zmęczona, jakaś przygnębiona - wieczorny spacer na plażę wywołał lawinę wpomnien... Wieczorem, czekając aż dzieci zasną, czytałam opowiadanie Ake Edwardson "Nigdy w rzeczywistości". Chyba najlepsze w zbiorze. Znów o zemście, z tym że z zupełnie innej perspektywy - bardzo ciekawe, intrygujące, przejmujące ujęcie tematu.
 Kolejny dzien przywitał nas mżawką. Pomimo niesprzyjającej pogody ruszyliśmy na wydmy. Szliśmy ponad 14 km po plaży. Ile myśli przychodzi do głowy, gdy widzi się tylko morze i piasek... Dzieci marudziły, że daleko, że nudno, że wszystko je boli, a dla mnie to była wspaniała wyprawa.
Gdybym kiedyś potrzebowała wyciszenia, to tu mogłabym zostać na dłużej - wśród wydm, słuchając szumu morza. Uwielbiam spędzać czas nad oceanem, ale on inaczej szumi...



I kolejne miasto, kolejny pensjonat -  w Jastrzębiej Górze. Tu okazało się, że wśród naszych uczniów mamy parę zakochanych. Pierwsze uczucie trzynastolatków, obserwowanie pierwszych spojrzeń, pierwszej randki - niby urocze, a jednocześnie jakieś takie zbyt śmiałe, zbyt wulgarne...
Wspominałyśmy z koleżanką swoje pierwsze randki i jednocześnie rozmawiałyśmy o naszych córkach - też trzynastolatkach - czy one zachowują się podobnie, jak rodzice nie patrzą?
W związku z tym, że nocną porą  trzeba było uważniej czuwać, można było znów poczytać. "Sanie pocztowe" Asy Larsson to swoista podróż w przeszłość. Czytać  w czerwcu o śniegu, mrocznych zagadkach - niesamowite.
Piąty dzien - spływ kajakiem - okazało się, że nie wszystkie dzieci radzą sobie w trudnych sytuacjach. Byłam bardzo zmęczona i mokra, ale widok plaży w Dąbkach zrekompensował cały wysiłek i stres.
 Po południu - wyprawa na Półwysep Helski. Chałupy przywitały nas ulewnym deszczem. Na Helu, gdy dzieci szukały pamiątek,   pozwoliłysmy sobie z koleżanką na chwilę relaksu - zjadłyśmy przepyszne gofry z owocami - nigdzie przecież tak dobrze nie smakują jak nad polskim morzem.
Ostatnim etapem podróży było Trójmiasto. W drodze do Gdańska  szukałam za oknem autobusu krajobrazów podobnych do tych na Kurpiach. W Irlandii nie odczuwam takiej tęsknoty, jaką poczułam właśnie na tej wycieczce.
Gdansk piękny i dostojny - jak zwykle. Płynąc na Westerplatte, patrzyłam, jak wiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty w tym mieście.
Po kolacji wybraliśmy się na spacer po starym mieście. Znalazłam antykwariat, który był otwarty pomimo późnej godziny. Od  razu tam weszłam, za mną kilka dziewczynek. Cudowne uczucie - poczuć zapach starych książek. Zapominając o bożym świecie, przesuwałam palcem po grzbietach starych woluminów, patrzyłam  na piękne, stare albumy... Mój wzrok padł na książkę Wojciecha Szczawinskiego i Anny Dymnej "Warto mimo wszystko". Książka przyjechała ze mną do Irlandii.
Następnego dnia w Gdyni, po spacerze po Skwerze Kościuszki i wizycie w oceanarium zamówiłyśmy  z koleżanką największą latte jaką tylko mieli - zanurzyłyśmy się  w swoich myślach; każda z nas była przy swoich dzieciach;  odliczałyśmy czas do powrotu. Cudowna chwila oczekiwania aż dzieci kupią kolejne pamiątki - mają niesamowity dar wyszukiwania tych  najbardziej  chińskich...
I na koniec Sopot - molo po remoncie, piekne rozbudowane - robi wrażenie. Kilka chwil z czytnikiem na jednej z ławeczek.


Plaża - nasze dzieci wskakują do Bałtyku -  krzyczą, piszczą, ganiają się, a ja przegladam polską prasę, cieszę się słoncem, widokiem morza.
Znalazłam Empik - pierwszy w tym tygodniu. Wow, ilez ja bym kupiła, ile bym chciała, ale miejsc na półce w moim irlandzkim domu coraz mniej; ale jak to przewieźć, gdy w bagażu mogę mieć tylko 10 kg?! Nie oparłam się nowej książce Ałbeny Grabowskiej-Grzyb, zwłaszcza, że nie widziałam wersji elektronicznej...
Kolacja u Franciszkanów - podali moje ulubione pierogi...Szkoda, że w domu nikt mi takich nie chce zrobić..
Ostatni wieczór w Polsce. Dzieci jakieś smętne, płaczą, tulą się...Boimy się, by nie  żegnały się zbyt czule... Czuwamy...W telewizji oglądamy koncert opolski - premiery i debiuty. Gdy koncert się skonczył, a dzieci dalej nie spały,  przeczytałam opowiadanie "Multimilioner" Maj Sjowall i Pera Wahloo o wielkich pieniądzach i wielkich emocjach.
Wstaliśmy wcześnie rano, by wyruszyć na lotnisko - także bardzo rozbudowane i odmienione. Po odprawie, gdy waga bagażu przestaje być istotna, kupiłam kilka polskich czasopism, miedzy innymi ulubioną "Panią".

A w samolocie - przez  chwilę czytałam, ale ... zasnęłam  na siedząco..
Chciałam odpocząć od swoich dzieci -  wzięłam pod opiekę piętnaścioro obcych. Chciałam się odstresować i odreagować  - musiałam się martwić i nieustannie czuwać. Wróciłam jeszcze bardziej zmęczona, ale i zadowolona. Bo..
Na lotnisku czekał na mnie mąż i dzieci. Ich  twarze były aż rozpalone z emocji, bo mama wróciła - najcenniejsze wrażenie z wycieczki!
Są emocje, na które się czeka. Są rozstania, które są potrzebne...

A "Ciemna strona"?- doczytana w Irlandii. Ciekawa, bogata antologia, którą powinno się czytać od konca - od eseju J.H. Holmberga "Sukces szwedzkich kryminałów" i notek biograficznych autorów opowiadan. Podobała mi się różnorodność tego zbioru -  mordercy i ofiary, policjanci i oszuści, przestępcy róznego typu i dzieci... Zbrodnia, tajemnica, suspens -wszystko to w tej antologii.
Moja ocena 5/6

p.s. "Lot nisko nad ziemią"  jest w ebooku...

2 komentarze:

  1. Jak zwykle świetnie się Ciebie czyta :) Kochana, mam nadzieję, że pojawi się wpis odnośnie wycieczki również na naszym szkolnym blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Kasiu; myślę, że uda się coś napisać:)

    OdpowiedzUsuń