Drzewo życia
Książka Moniki Warneńskiej nie należy do najprostszych. Jej zasadniczą częścią są wspomnienia Anny - kobiety ciężko doświadczonej przez los.
Bohaterką jest kobieta, która straciła męża, dziecko, kolejnego męża, bliskich...
Kobieta, która w czasie wojny zaangażowała się w pomoc ludziom narażonym na niebezpieczeństwo. Świadomie nie piszę, że pomagała głównie Żydom, bo to, jakiego wyznania jest osoba potrzebująca, nie miało większego znaczenia.
Kobieta, która przez kilka lat zastępowała matkę dziecku, żydowskiemu dziecku.
Kobieta, która po wojnie musiała to dziecko oddać.
Kobieta, która nie mogła wyrzec się miłości...
Kobieta, która za swoje poświęcenie została wyróżniona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, a w Jerozolimie, w Instytucie Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Washem mogła zasadzić drzewo - drzewo sprawiedliwości...
"Kto ratuje jedno życie - ratuje cały świat" - Talmud
A przecież nie o wszystkich Instytut wie, o wielu już się nie dowie...
Przecież nigdy nie bedziemy wiedzieć, ile było osób narażających swe życie dla innych...
Chociażby bezimienna Niemka, która pomogła mojemu dziadkowi uciec z gospodarstwa, do którego trafił w ramach przymusowych robót.
Drzewa sprawiedliwości
Takie historie poruszają mnie, wzruszają, wywołują wiele refleksji.
Wiem, że nie można przerwać rozmawiać o tamtych wydarzeniach. To nigdy nie bedzie zamknięty rozdział. Dobrze, że powstają kolejne książki poruszające ten temat (ostatnio choćby "To, co zostało" Jodi Picoult)
"Drzewo sprawiedliwości" to książka nie tylko o holokauście, tragedii i bólu. To też historia o przyjaźni, o byciu matką. Na pewno o człowieczeństwie. O tożsamości, o poszukiwaniu swoich korzeni. To też historia trudnych stosunków polsko-żydowskich.
Czytając o powojennych losach uratowanej dziewczynki, zastanawiałam się, na ile okoliczności w jakich wzrastamy determinują nasze wybory? Na ile wpływa na nas otoczenie?
Książka opisuje też podróże do Izraela. Chciałabym tam kiedyś jechać - do Jerozolimy. Przygotowując ten wpis, odbyłam wirtualną wycieczkę po Instytucie Yad Vashem. Odnalazłam sporo polskich śladów.
Pomnik Janusza Korczaka
Ściana upamiętniająca Getto w Warszawie
Zdjęcia pochodzą ze strony Instytutu Yad Washem.
Tytułowy cytat pochodzi z omawianej książki.
Edytko, nie wiem, czy czytałaś "Bikini" Wiśniewskiego - tematyka podobna, tyle że główną bohaterką jest... Niemka, i to z jej punktu widzenia opisywana jest wojenna sytuacja. Książka nie należy do łatwych, ale jaka powieść z okresu II wojny światowej może być łatwa i przyjemna, prawda? Czytałam ją dość długo, ale warto było - na koniec łzy się polały :) Polecam.
OdpowiedzUsuń"Bikini" wciąż na mnie czeka - zachęciłaś mnie. Na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tej książce, a porusza interesujące mnie tematy. Przy okazji zaciekawiłam się też "Bikini". Nie spodziewałam się takiej tematyki u Wiśniewskiego.
OdpowiedzUsuńAnn RK - ja też nie :) Edytko - chętnie przeczytam Twoją recenzję.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się wygospodarować czas na Wiśniewskiego (kusi Grand i Bikini) - listę wakacyjnych lektur mam tak długą, że wakacje powinny trwać do grudnia - co najmniej!
OdpowiedzUsuń