piątek, lipca 24, 2015

Świetny przepis na "Rosół z kury domowej" wg Nataszy Sochy

Czy można całe życie poświęcić rodzinie? Cały czas zajmować się domem i bliskimi? Czy kobiecie wystarczy taki rodzaj spełnienia - uszczęśliwianie innych? Czy ona przy tym może być szczęśliwa? Na pewno są takie panie, dla których sensem życia jest ich dom i rodzina. W najnowszej książce Nataszy Sochy zatytułowanej jak rozdział z książki kucharskiej "Rosół z kury domowej" odpowiedź na te pytania jest zgoła inna. Kobieta i owszem może być panią domu, gospodynią, Housfrauen, housewife,  house manager - czesto to nawet idzie w parze z byciem Perfekcyjną Panią Domu. Może być nawet kurą domową, a nawet kwoką, ale musi czuć się przy tym doceniana, kochana, w jakiś sposób wynagradzana. Jeśli jej życie jest sprowadzone tylko do roli kury, to prowadzi do ukurzenia. I o tym procesie, a także o tym, czy da się coś z jego skutkami zrobić jest nowa książka Nataszy Sochy.
Treść przedstawię szybko wykorzystując zapowiedź wydawniczą:

Viktoria po rozwodzie ucieka na niemiecką wieś. Chce zatracić się w depresji, ale przypadkowo poznaje trzy różne kobiety, które łączy jedno – są nieszczęśliwymi kurami domowymi. Razem wpadają na niecodzienny pomysł: będą gotować topless i kręcić filmy z kuchennych przygód! Kurze pióra opadają, a w stłamszonych gospodyniach budzi się kobiecość i seksualność.





Zapowiedź intryguje, sugeruje humor, refleksje - na pewno nie będzie banalnie. I do tego ta okładka. Na starcie wiadomo, że to bedzie coś ciekawego, innego. Po lekturze dodam, że to czego się spodziewacie, to nic. Będziecie zaskoczeni, jak kapitalnie autorka potraktowała temat bycia kurą domową.

Oprócz tego, iż jest zabawnie i refleksyjnie, to jest mocno. Momentami bardzo. Niektóre fragmenty wzruszały, inne bulwersowały, a były też takie, od których aż ściskało w dołku. Wczuwajac się w historie bohaterek, analizowałam własną. I czułam się trochę jak kura po generalsku.  Znacie przepis na kurę na piwie? Niektóre zdania były o mnie. I to takie fragmenty, o których nigdy nikomu głośno nie mówiłam. Bo jakże... Nie wypada.
Od kilku lat całymi dniami jestem z dziećmi. Od czasu do czasu gdzieś wychodzę, ale takie wyjście wymaga planowania - gdzie i z kim zostawić szkraby. A jak już wyjdę bez maluchów,  to i tak mam wrażenie, że je słyszę...
Każdy dzień jest taki sam. Rutyna. Banalność. Bolesna proza życia. Mało ambitna, mało rozwijająca praca.
Wiem, że szlachetna, bo z dziećmi, potrzebna.  Nie mam ochoty zadbać o siebie, bo po co - do zabawy z dziećmi na podłodze?
Czytając, robiłam sobie  rachunek sumienia kury domowej. Niestety dochodzę do wniosku, że bliżej mi do ch... pani domu niż bogini domowego ogniska. Zabawki są wszędzie, ciągle walczę z kocią sierścią, nie prasuję bielizny, zdarza mi się zrobić rosół z kostki. Popełniam na pewno jeszcze całą masę rozmaitych błędów, które doprowadzają mnie do wściekłości, bo jak siedząc całymi dniami w domu, można sobie z tym nie radzić?!   Ale tak dla jasności, nie czuję się zniewolona, bycie panią domu to mój wybór. Mam książki, mam swoje pisanie. Jest polska szkoła. Są przyjaciele, którzy czasem tę rutynę przełamują.
 Chciałabym się może i zbuntować, ale ciągle czekam. Na co? Jeszcze nie wiem. Ale może kiedyś wydarzy się coś takiego, co pozwoli się wyrwać. Zerwać ze smyczy... Swoją drogą - widzieliście kiedyś kurę na smyczy ? 

Odebrałam tę książkę bardzo osobiście. W każdej z bohaterek znalazłam coś swojego. Ale przecież w tytule zasugerowałam,  że będzie o rosole. I będzie. Bo chyba każdy lubi zjeść dobry, domowy, prawdziwy rosół.  I chyba każdy, kto lubi czytać, uwielbia trafiać na książki, które trafiają w gust, w smak. Mnie wszystko bardzo smakowało -  idealnie doprawione, wyraziste, wszystkie składniki idealnie połączone.



Kiepsko mi ta opinia o książce wyszła. Bardziej o sobie opowiadałam niż o tym, co napisała Natasza Socha, wiec na koniec tylko dodam, że polecam. To inteligentna, błyskotliwa powieść z nawiązaniem do psychologii, socjologii czy filozofii. Z masą świetnie wplecionych ciekawostek. Z radami przydatnymi każdej pani domu.  Z przepisami - na przykład na kurczaka w czekoladzie a la Frida Kahlo - muszę go wypróbować. Wiecie, że autorka tej książki prowadzi blog Chilifiga.pl? Warto tam zaglądać - jest smacznie:)

Nataszo - "Macocha" była bardzo dobra. "Maminsynek" -  świetny. Ale "Rosół z kury domowej"  wyszedł Ci zdecydowanie najlepiej. Jak na razie.
Dziękuję Ci za plik. Za wzruszenia.


Premiera 29 lipca!

6 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba to co napisałaś. Takie wpisy, bardziej osobiste, bardzo dobrze się czyta i wbrew pozorom bardzo zachęcają. O tej pozycji Nataszy Sochy słyszałam i mam wielką chęć po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Magdo, trochę się bałam, że za bardzo się odsłaniam, ale przy tej książce po prostu musiałam...
      Sięgnij, sięgnij - smacznego :)

      Usuń
  2. Od niedawna książka ta często gości na blogach i zbiera dobre recenzje. Mam ją w planach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że gdyby napisać o tej książce mocno bezosobowo, trudno byłoby zachęcić do czytania, a tak zaczynam się zastanawiać nad lekturą.

    Ponadto uprzejmie informuję o nominacji do Liebster Blog Award (http://molksiazkowyrecenzuje.blogspot.com/2015/08/liebster-blog-award.html)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę, że emocjonalna ocena książki nie przeszkadza, a zachęca:)

      Dziękuję za nominację. Wkrótce odpowiem na zadane pytania.

      Usuń