piątek, października 24, 2014

Czy wiesz z kim mieszkasz? ("Zaginiona dziewczyna" G. Flynn)

"Czy nie o to chodzi w każdym związku: dać się komuś poznać, zrozumieć? On mnie rozumie. Ona mnie rozumie. Czy to nie magiczne zdanie?"

Czy znasz swojego męża?
Czy wiesz o nim wszystko?
Czy ufasz mu bezgranicznie?
A także, czy dajesz się swojemu mężowi poznać?
Piszę z babskiej perspektywy, ale w drugą stronę działa to identycznie - czy mąż może powiedzieć, że zna swoją żonę?
Nie sposób na te pytania odpowiedzieć jednoznacznie - czasami przecież sami siebie zaskakujemy...
Rozbudowaną, acz mocno pokrętną odpowiedzią jest "Zaginiona dziewczyna" Gillian Flynn.
Początek książki mnie nieco zmęczył. Ponad dwieście stron powolnej akcji - niby zaginęła dziewczyna, niby wszczęto poszukiwania, ale autorka bardziej skupia się na  analizie emocji, przyczyn zaistniałej sytuacji  niż sensacyjnej gonitwie i gorączkowych działaniach policji... Zostałam wciągnięta w psychologiczną rozgrywkę, której spokój był  wstrząsający. I dlatego nie poddałam się, czytałam dalej. Nie mogłam odłożyć książki na półkę, bo co chwilę trafiałam na zdania świetnie określające istotę bycia w związku czy małżeństwie, istotę bycia sobą czy po prostu dobrym człowiekiem:

"Matka zawsze nam mówiła: jesli zamierzacie coś zrobić i chcecie się dowiedzieć, czy nie jest to przypadkiem zły pomysł, wyobraźcie sobie, że wiadomość o waszym uczynku wydrukowano w gazecie, do powszechnej wiadomości."

"Te okropne związki pod hasłem, gdyby tylko: To małżeństwo byłoby wspaniałe, gdyby tylko... i czujesz, że lista tych gdyby tylko jest o wiele dłuższa, niż każde z nich sądzi."

"Mówiono mi, że miłość powinna być bezwarunkowa.(...) Skoro wiem, że jestem kochana bez względu na wszystko, gdzie jest wyzwanie? (...) miłość powinna jednak spełniac wiele warunków. Miłość powinna wymagać od partnerów, by przez cały czas starali się, jak tylko mogą. Miłość bezwarunkowa to miłość niezdyscyplinowana (...), katastrofalna."



 Dwutorowość narracji wzmocniła autentyzm przekazu. Czytałam o tym, co czuł mąż zaginionej kobiety podejrzewany o jej zabicie. Czytałam dziennik Amy - dzięki wprowadzeniu tej retrospekcji miałam okazję poznać, jak wyglądały początki znajomości Amy i Nicka. Jednak po raz kolejny miałam szansę przekonać się o sile powiedzenia  punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... 

Pozornie szczęśliwe małżeństwo przeprowadza się z Nowego Yorku nad rzekę Missisipi, do sennego, niedużego miasteczka, w którym prawie nic się nie dzieje. 
Amy całymi dniami siedzi sama w domu, nie ma pracy, prawie nikogo nie zna. Wokół niej ludzie, którzy jej nie dorównują  - nie ma dla niej towarzystwa... Na dodatek mąż nie spełnia oczekiwań, jest jakiś inny...
Nick wraz z siostrą bliźniaczką prowadzi bar kupiony za pieniądze żony. Jest dziennikarzem z wielkimi ambicjami, ale chwilowo nie ma gdzie się realizować. Od jakiegoś czasu nie może dogadać się z żoną, bo jest jakaś dziwna...

źródło
  
Punktem wyjścia jest dzień zaginięcia. Amy znika w dniu rocznicy ślubu. Nick, jak co roku, odnajduje liścik-wskazówkę. Podąża śladem listów zostawionych przez żonę. Okazuje się, że szukanie kolejnych śladów jest grą pełną dwuznaczności i dziwnych skojarzeń.  Szala podejrzeń przechyla się nieustannie. W pewnym momencie zostaje przywołany  obraz wstęgi Mobiusa - ona świetnie ilustruje uczucie głównych bohaterów -  nic nie jest jednoznaczne, nie wiadomo, co jest prawdą, a co grą. 
Początkowo sądziłam, że ktoś pomylił się w definiowaniu. Trudno było mi nazwać to, co czytałam  thrillerem, ale potem atmosfera zrobiła się tak duszna, intryga tak mroczna i zamotana, że zrobiło się bardzo thrillerowato. 
Jednak według mnie "Zaginiona dziewczyna" to przede wszystkim książka o pewnym małżeństwie opartym na grze pozorów. 
Wiadomo, iż nie ma par doskonałych, nawet te ciągle spijające sobie z dzióbków mają czasem problemy z porozumieniem się. Mogą mieć odmienne zdanie, mogą czegoś innego chcieć! Najgorzej, gdy związek oparty jest na udawaniu, pretensjach i niewypowiedzianych roszczeniach. Staje się wtedy rodzajem uzależnienia i uwięzienia.


Według Financial Times w tej książce "autorka na nowo odkrywa małżeństwo jako baśń o cynicznej symbiozie" - bardzo trafne sformułowanie. Momentami miałam wrażenie, że nazwanie zachowania bohaterów cynizmem jest nieco za delikatnie - czytałam bowiem o obłudzie, braku skupułów, wyrachowaniu, a  nawet diabolicznej perfidii. Nie zdradzę u kogo zaobserwowałam dyssocjalne zaburzenia osobowości...

Ta książka prowokuje do zadawania pytań i szukania odpowiedzi. 
Ile w nas jest prawdziwych emocji,  ile sztucznych uśmiechów?
 Jak często udajemy, kiedy jesteśmy sobą? 
Czy w małżeństwie ciągle może  płonąć? A może wystarczy żar, ale nieustannie podtrzymywany?

Książkę czytałam prawie tydzień, bo długa - prawie 650 stron, bo zdania dziwnie zbudowane, rwące się (taka amerykańska maniera?). Ciągle mnie coś odrywało i zatrzymywało - to  te refleksje czy momentami zbyt długie monologi - nie wiem.
Rozdziały kończące się znakiem zapytania, niedopowiedzeniem sprawiały, że historia siedziała mi w głowie.  W kilku miejscach pojawiły się  zwroty bezpośrednio do czytelnika,  takie niespodziewane. Można odnieść wrażenie, że  ktoś tu komuś coś opowiada - bohaterowie się tłumaczą, przedstawiają swój punkt widzenia.
 I zostaje ostatnie pytanie - kto lepiej kłamie, kto jest bardziej przekonujący, którą historię kupić? Moją, czy mojego męża kłamcy?
Moją, czy mojej żony oszustki?

Bardzo dobra książka i  znów cytat z okładki: "Pokrętnie dobra".  Ode mnie... 5,5/6

Teraz mogę obejrzeć film


6 komentarzy:

  1. Nigdy nikogo nie można być pewnym w stu procentach... Nawet najbardziej zaufany i dobrze znany człowiek może dopuścić się czynu, który nawet nie pomieści się nam w głowie. "Zaginionej dziewczyny" jeszcze nie znam, ale z pewnością sięgnę po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Trudno przewidzieć swoje reakcje... O tym właśnie jest ta książka -warto ją przeczytać!

      Usuń
  2. Pierwszą połowę książki czytałam ze znużeniem. Miałam wrażenie, że ciągnęła się jak flaki z olejem. Ale mam zwyczaj czytania książek do końca, choćby nie wiem, jak nudne były. Cieszę się, że dotrwałam. Druga część wciągnęła mnie tak bardzo, że spać szłam o 4 nad ranem! Nie mogłam się oderwać! Teraz czekam na film :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy podobne odczucia... Jednak mimo powolnego początku, podobała mi się cała książka. Na początku było sporo refleksji, emocji i one też były wartościowe. Pozdrawiam

      Usuń
  3. Edytko , wreszcie przeczytałam Zaginioną dziewczynę . Dziękuję bardzo . W stu procentach zgadzam się z Twoimi opiniami na jej temat. Pierwszych 200 str dłużyzna , ale także ciekawa charakterystyka głównych bohaterów . Potem fabuła rozkręca się , aż wbija w fotel !!! Im dłużej czytałam , tym bardziej Amy zaskakiwała mnie z tymi swoimi okrutnymi intrygami ! Jakim trzeba być podłym człowiekiem , żeby tak postępować ! Nie usprawiedliwiam zdrady Nicka , ale po trosze rozumię go , w życiu nie chciałabym mieć takiego partnera. Zgadzam się , że Amy była socjopatką, chorą osobą , chorą córką chorych rodziców. Te wszystkie jej intrygi , upozorowanie ciąży , to, co zrobiła na koniec Desiemu i inne podłe swiństwa , które serwowała swoim przyjaciołom sprawiły , że pod koniec książki już jej nie znosiłam. Samo zakończenie rozczarowało mnie. Myslałam, że Nick odejdzie od niej , a tu taki żarcik ... Jesli ktos nie czytał , niech przeczyta koniecznie! Nie zawiedzie się !! Edytko jeszcze raz dziękuję. Serdecznie pozdrawiam . Joanna.
    ps. Dzis zaczynam ,, Pierwszą na liscie ,, , za którą baaardzo dziękuję.( już trochę str przeczytałam wczesniej. zapowiada się super ) Trzymaj się cieplutko.Joanna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moja opinia Cię zachęciła, a lektura nie rozczarowała.
      Czekam na opinię na temat "Pierwszej na liście"... Pozdrawiam

      Usuń