piątek, kwietnia 01, 2016

Gdzie bohaterem jest księżyc i ocean - "Księżyc myśliwych" Katarzyny Krenz, Julity Bielak

"Księżyc myśliwych" to książka dwóch autorek, które poznały się w internecie - Katarzyny Krenz i Julity Bielak. Nie widziały się, nie wiedziały zbyt wiele o swoim życiu, ale spotkały się na kartach stworzonej przez siebie powieści. Obie  wyjątkowo wrażliwe,  nie śpieszące się, wpatrzone w księżyc, znaki, wsłuchane w głosy. Stworzyły niepokojącą opowieść z mnóstwem odwołań do książek, muzyki i filmów - zwłaszcza Bergmana,  gdzie rzeczywistość jest nierzeczywista.  Dużo można się dowiedzieć o autorkach i książce ze świetnego artykułu - wiele wyjaśnia, warto zajrzeć.

"Księżyc myśliwych" to przede wszystkim piękna proza, subtelna i klimatyczna, misterna i skomplikowana, niełatwa i wymagająca, ale wywołująca wiele emocji. To książka pełna niedopowiedzeń, a jednocześnie tak pełna znaczeń, że aż gęsta.



Wyspa na Morzu Północnym - wyspa Sylt, ale to mało istotne - wyspa, ograniczona przestrzeń, gdzie czas ma nieco inne znaczenie.  "Wyspa jest jak plansza do gry, w której zaszłości są równie istotne jak przewidywania na przyszłość." Garstka ciekawych bohaterów spokojnie żyjących z dala od wielkiej cywilizacji; zaczynających dzień w miejscowym barze samotną kawą przy swoim stoliku. W barze tym obsługuje niewidomy właściciel Johannes, a uczciwości płacących pilnuje jego pies. Najczęściej przebywa tam Francuz - Vincent, matematyk i malarz; każdego dnia w drodze do pracy bywa tam wdowa Eva Waltzer, czasem zagląda komisarz Herzog.
Spokój tej wyspy zakłóca incydent - ktoś pobił  turystę - Cyryla.  Chłopak nie pamięta kim jest.   Potem czytelnik dowiaduje się o  tajemnicy zaginięcia Thomasa Waltzera - oceanografa,  nie wiadomo też co dzieje się z jego córką. Do miasteczka przybywają kolejni ludzie -  studentka filmoznawstwa Jasmina oraz tajemniczy dziennikarz. Niby chcą te zagadki rozwiązać, ale przynoszą kolejne. Na tę niewielką wyspę pada też cień drugiej wojny światowej.  Jednak aby połączyć wszystkie wątki nie wolno stracić czujności, bowiem wątek kryminalny nie jest tu dominujący.

I jeszcze te listy... Odrywające od fabuły, a jednocześnie nierozerwalnie związane. Spowalniające akcję, ale też wyjaśniające i komentujące,  interpretujące i wzbogacające. Wprowadzenie listów jest grą, którą autorki podjęły z czytelnikiem. Bardzo podobała mi się ta gra:)
"Gra idzie o granice - czy raczej o ich zacieranie - między rzeczywistością a fikcją, między jawą a snem, gdzie różne rzeczy  tylko nam się wydają, bo nie dość wyraźnie je widzimy."
Są też odpływy i przypływy, wiatr i szum wody, cisza o wschodzie słońca i porywisty wiatr.
"Księżyc myśliwych" jest jak ocean - jak jego pływy. Książka tak samo niepokojąca, jak zadziwiająca.
Kilka godzin na plaży i obserwacji jak zmienia się ocean, jak zmienia się pod jego wpływem wybrzeże wystarcza, by zwątpić w stabilność i pewność świata, a z drugiej strony, by docenić jego potęgę, moc i siłę. Uwielbiam. Każdą wolną chwilę mogłabym spędzić na plaży - lubię patrzeć  na wodę. Lubię też chodzić po plaży, gdy woda się cofa, stąpać jakby po dnie oceanu i mieć świadomość, że moje ślady za  chwilę zginą bezpowrotnie, iż za kilka godzin w tym samym miejscu znów będzie woda. Uwielbiam ten stan zawieszenia, oderwania od rzeczywistości. Cudnie realistyczny i metafizyczny. Puste irlandzkie plaże mi na to pozwalają. To niezapomniane chwile.

"Bez kontekstu morza, bez jego rozległej przestrzeni, bez tej jedynej w swoim rodzaju zawsze dalekiej linii horyzontu nasz świat byłby o wiele uboższy, nie uważasz? Morza nigdy nie ujarzmisz, jest żywiołem nieokiełznanym, jak piszą poeci. (...) Powinniśmy je odczytywać jak książki albo, jeszcze lepiej, jak listy miłosne. O ile naturalnie, uruchomimy serce i wyobraźnię przed wciśnięciem migawki."


4 komentarze: