czwartek, maja 22, 2014

O kobietach i Łazarzu ("Kobiety Łazarza" Marina Stepnova)


Prawdziwa wiosna - a w Irlandii to już nawet lato. Pieknie, kolorowo, kwiecie pachnie.... Chciałoby się jak najwięcej czasu spędzać na świeżym powietrzu. Najlepiej na leżaku z książką w ręku, w chłodnym sokiem tuż obok... Jednak, gdy pogoda jest bardziej kapryśna niż dzieci, nie można sobie zaplanować lenienia się. Łapiemy z dziećmi każdy pogodny dzień - trzeba w końcu iść na spacer, odwiedzić plac zabaw, wyszuszyć pranie, zająć się kwiatami przed domem...

W tak zwanym między czasie - jak zwykle - czytałam książkę, która wprowadziła mnie w stan dziwnej zadumy -"Kobiety Łazarza" Mariny Stepnovej. Nie umiem powiedzieć, czy ta książka mi się podobała, bo trudno tak wypowiedzieć się o historii bólu, smutku, głodu. Lecz pomimo, że nie dotyczyła prostych kwestii, nie mogłam się od niej oderwać.



Nie wiem, czy można nazwać tę książkę sagą - na pewno to poważna epicka historia, wywołująca wiele wzruszeń. Chronologia jest dziwnie zaburzona, wplecionych zostało mnóstwo dygresji, retrospekcji, zawiera sporo opisów, ale te zabiegi nie były męczące - wprost przeciwnie - bardzo podobał mi się taki sposób przekazu - niejednoznaczny, bogaty... Jednocześnie muszę dodać, że książkę czytało się lekko - dzięki pięknemu językowi, płynnemu, przemyślanemu.

Główni bohaterowie mieszkają w Rosji. I chyba tylko tam mogli mieszkać tacy bohaterowie.
Tytułowy Łazarz Josifowicz Lindt to "laureat, członek i doktor honoris causa wszystkiego, czego tylko było można"; to bardzo frapująca postać - człowiek znikąd, genialny naukowiec - którego "ojczyzna, rzecz jasna, bardzo szybko przysposobiła do celów wojennych, jak przysposabiała do nich wszystko, co uważała za choć odrobinę użyteczne. Lindt nie protestował: jaka różnica, do czego w rezultacie wykorzystywano wyniki jego badań - do wzmocnienia obronności kraju czy do powiększenia udoju? Nie był to brak krytycyzmu, nie była to duchowa ślepota, lecz gruntowna i świadoma kalkulacja"
"Najmłodszy profesor, namłodszy autor najgłośniejszej monografii, najpłodniejszy badacz, który zgromadził wokół siebie najwęższą grupkę najbardziej zuchwałych młodzieńców." Niesamowita, nieszablonowa postać!

Tytuł książki sugeruje, że to  nie Łazarz jest głównym bohaterem, lecz kobiety.

Pierwszą ważną kobietą dla Lindta była Maria  Nikiticzna Czałdanowa - Marusia. To ona przyjęła go do swego domu, nie patrząc na to jak wygladał, nie pytając kim jest. To ona pokochała go jak dziecko, o którym całe życie marzyła. To ją pokochał od pierwszego wejrzenia pomimo tego, że była mężatką, że była o wiele starsza. A ona? Ona po prostu była szczęśliwa. "To znaczy, zawsze, przez całe życie, nawet w najstraszniejszych czasach, była szczęśliwa, bo los zechciał, że taka się urodziła. Być szczęsliwą oznaczało dla niejzawsze - kochać, lecz dopiero w wieku siedemdziesięciu trzech lat, podczas ewakuacji, podczas wojny, wreszcie zrozumiała, że kochać to nie znaczy czynić swoją własnością. Kochać można i obcych, to znaczy - właśnie obcych kochać trzeba, bo tylko w ten sposób stają się swoimi"... Marusia to chyba jedyna jasna postać w tej książce - aż chciałoby się powiedzieć promienna postać. Jej zdjęcie Łazarz trzymał na biurku aż do śmierci.

I o to, kim jest  kobieta na zdjęciu,  przez ponad dwadzieścia lat nie zapytała żona Lindta. Druga z ważnych w jego życiu kobiet. Galina Pietrowna Lindt "nie cierpiała Lindta, tak,  jak niektórzy nie cierpią węży, karaluchów czy nawet zupełnie niewinnych rezcy takich jak gołe, półprzytomne pisklęta wysuwające z gniazda skrzeczące, zionące gardziele. Była to czystej wody lindtofobia". Pani profesorowa, wielka dama, zimna kobieta, którą życie na progu dorosłości bardzo rozczarowało. To jej postać sprawiała, że odwracałam wzrok od ekranu Kindla w niemym sprzeciwie; by nie zapomnieć , że nie ma ludzi z natury złych - sa tylko źle pokierowane ludzkie namiętności...

I wreszcie  Lidoczka - wnuczka Łazarza i Galiny. To ona jest bohaterką pierwszych stron - jej ból i  jej strata  są jakby pretekstem dla całej opowieści. Bardzo wrażliwa dziewczyna, utalentowana baletnica, marząca o domu z piękną kuchnią, o rodzinie. Jednak "bała się przyznać sama przed sobą, że dzieci i wnuki, o których tak bardzo i z detalami marzyła, w rzeczywistości zupełnie nie mają obowiązku odwzajemnienia miłości. Śmieszne, okrągłe maluchy bawiące się na placyku nie stanowiły zabezpieczenia ani przed samotną starością ani prze śmiercią. Nie były funduszem emerytalnym, nie były wieloletnią, wciąż powiększaną inwestycją z dobrym oprocentowaniem. Były po prostu dziećmi - samymi przez się, do niczego niesłużącymi"... Smutne, prawda? Do bólu prawdziwe...

 To też o Lidoczce...


Jestem oszołomiona tą historią, złożonością postaci, obrazem Rosji.

Czasem trafiają się takie książki, które budzą w czytelniku emocje, o których on wcześniej nie miał pojęcia. Fikcyjne historie poruszają bardziej niż losy najbliższych.
"Kobiety Łazarza" to smutna historia, ale z optymistycznym zakończeniem. Pokazała mi, że ludzkie życie to swoista walka. Nic nie jest nam dane raz na zawsze - trzeba walczyć o szczęście, marzenia, powodzenie, a przede wszystkim o miłość. No,  może nie walczyć, ale  dbać, by nie zagubić się w podążaniu przed siebie, aby nie tracić czujności, strzec człowieczeństwa; by doceniać chwile,  gdy wszyscy kochani ludzie są razem przy stole.
 Niby to takie banalne, niby wszyscy o tym wiedzą, ale jak często o tym myślimy?
Dobrze, że sa takie książki, które prowokują do takich przemyśleń.


Marina Stepnova 
(czekam na kolejne książki)


Wszystkie cytaty, przed których przytoczeniem nie mogłam się oprzeć, pochodzą z omawianej książki.

2 komentarze:

  1. Rosja to fascynujący kraj, a to mi wygląda na fascynującą historię. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fascynująca historia - jestem pod jej dużym wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń