środa, marca 26, 2014

Jego siostra mieszka na kominku

Siostra głównego bohatera, a jednocześnie dziesięcioletniego narratora, zginęła w zamachu bombowym. Straszna tragedia, niewyobrażalny ból dla rodziny, jednak pomimo rozpaczy życie toczy się dalej...


Jednak jak żyć po  takiej tragedii?
Książka Annabel Pitcher jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Tylko próbą, bo nie pokazuje dobrego rozwiązania...

Na kominku stoi urna z prochami Rose. Ojciec nie umie pogodzić się z odejściem córki, nie umie się z nią pożegnać. Zapomina o dwójce pozostałych dzieci, popada w alkoholizm, oskarża o tragedię żonę, która odchodzi ze swoim terapeutą. Ojciec z dziećmi - trójką...i kotem - wyprowadza się z Londynu. Chcę rozpocząć nowy etap życia.
Nie chcę opowiadać całej fabuły. Nie chcę opisywać tego, co spotkało Jamiego, bo tak ma na imię główny bohater. Chcę za to powiedzieć, że jest to jedna z książek, która zostaje z czytelnikiem na zawsze. Wzbudza ogromne emocje - już dawno tak nie płakałam przy lekturze... ( Chyba ostatnio po książce Emmy Donoghue "Pokój", gdzie narratorem też jest chłopiec)... Jest  to pozycja, o której nie bardzo wiadomo co pisać - ją trzeba odczuć, przeżyć...
To piękna książka o relacji między bratem i siostrą, którzy są zdani tylko na siebie;  o trudnej przyjaźni Jamiego i Sunyi - muzełmanki; Jest to też książka  o tym, czego potrzebuje dziecko, jak ono postrzega świat dorosłych i jego problemy.
To bardzo wartościowa książka. Polecam!
Moja ocena 6/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Z półki


czwartek, marca 20, 2014

Magdalena Witkiewicz - pisarka wszechstronna



Moje pierwsze spotkanie z panią Magdaleną Witkiewicz miało miejsce w 2012 roku. W zapowiedziach wypatrzyłam książkę pod tytułem "Opowieści niewiernej". Zaintrygował mnie on bardzo i ...książka niedługo po premierze trafiła do mnie do Irlandii. Przeczytałam ją w jeden wieczór.

Historia małżeństwa, historia zdrady, historia przyjaźni między kobietą i mężczyzną, a może bardziej o braku tej przyjaźni?... Przede wszystkim historia kobiety, która szuka szczęścia. Książka porusza odważny temat, kontrowersyjny, ale nie ma w niej ocen, nie ma pouczeń. Lekko, celnie, z niezwykłą wrażliwością i wnikliwością opisana jest bardzo prawdopodobna historia - i chyba w tym prawdopodobieństwie jej siła.

Na ostatniej stronie była krótka nota od autorki z jej adresem mailowym. Napisałam. Podzieliłam się swoimi wrażeniami. Odnalazłam panią Magdalenę na Facebook'u i od tamtej pory czytam wszystko, co wyjdzie spod jej pióra.

Po niewiernej sięgnęłam po wcześniejsze książki - po "Milaczka" i Panny roztropne" wydane przez wydawnictwo SOL z rekomendacją Moniki Szwai - i znów się nie zawiodłam.

To dwie pogodne, wesołe książki, które poprawiają humor. To obowiązkowe pozycje na kiepski nastrój, złą pogodę - są optymistyczne, pełne komizmu; zabawnych, wyrazistych postaci. Wśród bohaterów jest między innymi niezwykle inteligentne dziecko, wszystkożerny pies, seksowna starsza pani ... W maju ma się ukazać książka pokazująca dalsze losy Milaczka. Już nie mogę się doczekać.



Kolejna była "Ballada o ciotce Matyldzie" i pokochałam jej przesłanie. Niemalże na każdej stronie pozytywne myślenie, wiara w dobrych ludzi - dobrze, że powstają takie książki!!!
W tytułowej bohaterce odnalazłam wiele cech mojej babci. Czytając uśmiechałam się pod nosem, na co dziwnie spoglądał mój mąż. Nie dało się nie uśmiechać! Bardzo ciekawi, nieszablonowi bohaterowie. Wciągająca fabuła. Na pewno do tej książki wrócę.


Przeczytałam też "Szkołę żon". I znów zaskoczenie. Autorka jest niesamowita. Potrafi zmieniać styl, tematykę, nastrój. Między wesołego Milaczka a nastojową niewierną wpisuje się ta właśnie książka oraz odstawiona właśnie na półkę jej kontynuacja "Pensjonat marzeń"
Książki o kobiecości w różnych odcieniach - lekko, humorystycznie, ale jest nad czym myśleć, pewne rzeczy uzmysławiają, pokazują. Książki o kobietach i dla kobiet
Bohaterkami są zwykłe kobiety, nie! - nie ma zwykłych kobiet. Bohaterkami są nasze sąsiadki, mamy, koleżanki - bohaterkami są kobiety bardzo prawdopodobne. Ja odnalazłam siebie w Marcie i Jadwidze.
Czytając o szkole żon, przede wszystkim aż chce się pakować walizkę i udać do tego miejsca stworzonego specjalnie dla kobiet. Aż chce się zrobić wizualizację. Autorka stworzyła cudowne miejsca. Bardzo chętnie bym zapisała się na taki turnus, aby odetchnąć od szarej codzienności. Te książki powinny być obowiązkowymi lekturami dla wszystkich kobiet - przypominają, że nie jesteśmy tylko matkami, kucharkami, żonami. Przypominają, że mamy swoje potrzeby, marzenia... Mobilizują, by odnaleźć w sobie zdrowy egoizm.


Jednak największe wrażenie zrobił na mnie "Zamek z piasku". Rewelacja!
Wszystko tak bliskie, tak współczesne, tak wiarygodne, tak prawdziwe...Piękne, wzruszające... Tak lekko napisane... I jeszcze te fragmenty tekstów piosenek budzące wspomnienia, i jeszcze ta forma maili... Gratuluję autorce.

Kilka lat temu, jeszcze w Polsce, gdy spotykałam się z moją przyjaciółką Anią , omawiałyśmy nasze uczucia, wątpliwości, rozterki. Rozmawiałyśmy o miłości, małżeństwie, namiętności, zdradzie, dzieciach... Mam wrażenie że ta książka to spisanie naszych rozmów , to opisanie tego, co przeżywają kobiety..., co my przeżywałyśmy... Gdy przeczytałam tę książkę, wysłałam ją Ani. To będzie kontynuacja naszej rozmowy... Wiem, że tak jak ja będzie wspominać, płakać i uśmiechać się na zmianę...



Rozpisałam się... Ale tak naprawdę o książkach pani Magdaleny Witkiewicz można by napisać jeszcze dużo - wzbudzają emocje, poruszają, dotykają prawdziwych kobiecych problemów, uczuć. Są Wspaniałe!

Moja ocena - bardzo dobra 5/6!


Pani Magdaleno! Jestem pani fanką, wielbicielką. Gdyby miała Pani okazję być w Irlandii - zapraszam na irish coffee...

Książka przeczytana w ramach wyzwania Polacy nie gęsi


poniedziałek, marca 17, 2014

O Dniu Świętego Patryka

Jest w tym dniu coś wyjątkowego skoro celebruje go cały świat. Amerykański prezydent co roku 17 marca przyjmuje od irlandzkiego premiera kosz z koniczyną. Zielone iluminacje, zielone rzeki, zielone piwo, zielone lody... To jest właśnie Dzień Świętego Patryka.



  Który naród na świecie tak obchodzi święto swojego patrona? Święty Patryk jest jednym z najpopularniejszych świętych kościoła - no może zaraz za św. Mikołajem i św. Walentym. Kim był ?
Oczywiście szczegółową biografię można znaleźć wpisując odpowiednie hasło do wyszukiwarki (doodle dziś też jest zielone:)). Tak krótko - był biskupem, który podobno wygonił z wyspy węże i wyplenił pogaństwo. Wykorzystując liście koniczyny tłumaczył istotę Trójcy Świętej. Na You Tube można obejrzeć film o św. Patryku


Ale nie o tym chciałam dziś pisać... Chciałam napisać o dumie i radości jaką odczuwają i pokazują tego dnia wszyscy Irlandczycy. Zazdroszczę im tego... Gdy wspominam polskie świętowanie niepodległości to jest mi aż troszkę  przykro. Dlatego też odkąd mieszkam w Irlandii co roku uczestniczę w obchodach tego dnia. Niezmiennie czuję się Polką, ale to irlandzkie święto bardzo lubię.
Najbardziej widowiskowe są oczywiście parady. Przyjeżdża na nie mnóstwo ludzi z całego świata. Głównymi ulicami miast przechodzą reprezentanci wszystkich lokalnych środowisk. Organizatorzy co roku podają hasło, które trzeba jakoś zilustrować. Oczywiście każdy chce wymyślić jak najciekawszy sposób prezentacji -  jest więc głośno i  kolorowo. W tym roku hasłem była ikona lub znak czasów - coś charakterystycznego dla danej społeczności.
Polska szkoła prezentowała moment narodzin Solidarności, strajkujących robotników. Nauczyciele i uczniowie mieli charakterystyczne wąsy - czyje? Wiadomo...
Po raz kolejny mogłam nie tylko obserwować, ale i uczestniczyć w paradzie. Niesamowite wrażenie!

                                                           
                                                Niosę polską flagę



                   Polska Szkoła w Cork prezentowała się rewelacyjnie - było nas widać i słychać!


                                     Inna grupa polonijna - stowarzyszenie MyCork

W paradzie uczestniczyły chyba wszystkie lokalne szkoły, kluby sportowe, taneczne; wszystkie grupy etniczne, przedstawiciele ekologów, muzyków, artystów, cyrkowców, wojskowych, strażaków, motocyklistów, kółka religijne, niepełnosprawni ....












A to już po paradzie przy jednej z platform.

Wracając do domu mijaliśmy puby, w których lał się zielony browar. 


Małpki w irlandzkich krawatach nie widzą nic złego, nie słyszą nic złego i nie mówią nic złego... 
  

p.s. Pierwszy raz nie było nic o książkach...



piątek, marca 14, 2014

Moje okolice

Irlandia najpiękniejsza jest w maju, ale ja najbardziej lubię wiosnę, a zwłaszcza jej początki. Uwielbiam obserwować jak przyroda budzi się do życia - to zawsze mnie cieszy i co roku napawa nadzieją na jakieś pozytywne zmiany, a na pewno napełnia energią i zapałem.
Chciałabym napisać o miejscach, gdzie najchętniej chodzę na spacery, gdzie lubię spędzać czas, gdzie czasem uda się coś przeczytać.
Mieszkam w Belgooly, małej miejscowości na południu Irlandii. Jeśli ktoś ma ochotę na wirtualną wycieczkę, to zapraszam tu To miejsce  nazywane jest przez nas  Zielonym Wzgórzem lub po prostu Domem.





Widok z moich okien

 Moje starsze córki twierdzą, że mieszkamy pośrodku niczego - wszędzie daleko; za każdym razem, gdy chcą gdzieś pójść, są uzależnione od rodziców... Na szczęście mają internet - dzięki niemu mają jakieś życie towarzyskie...


Samotne drzewo rosnące w pobliżu, samotne jak (czasem)  moje dziewczynki...


W ciepłe dni (a takich w Irlandii niestety nie ma zbyt dużo...) pakuję dzieci do auta i jadę 2 km na plażę. Nie da się spacerkiem, gdyż droga wąska, bez żadnych poboczy, za to z niebezpiecznymi ditch'ami. Słownik angielsko-polski podaje, że ditch to kanał, rów, fosa, ale wszyscy tubylcy używają tego słowa na określenie przydrożnych krzaków z ukrytymi wśród nich kamiennymi murkami...



Do najbliższej plaży mam 2 km. To nie jest plaża w powszechnym znaczeniu, w Oysterhaven są dwie małe kamieniste plaże, można z nich korzystać pod warunkiem, że jest odpływ.

                                           

                                                   Natalia na skałach Oysterhaven

Zdjęcia z wczorajszego spaceru (pojechaliśmy "do wód", zażyć oceanicznej bryzy...)

 

Oczywiście z książką:)



Poniżej kilka zdjęć najbliższej miejscowości:

Droga nad zatoką - tzw. spacerniak


Tą drogą przejeżdżam codziennie

 

Stary browar


Kościół z kamienia


Szkoła, do której uczęszcza Alicja


I na koniec - jedna z ulubionych rozrywek Irlandczyków - polowanie na lisa. Tu - spotkanie pod pubem. Ciekawostka - miejscowość malutka, ale puby posiada dwa, a ostatnio powstała też kawiarnia. 


środa, marca 12, 2014

Kwarantanna w towarzystwie Bridget

Dzieci chore, mąż chory i mnie też dopadło. Trzeba było ogłosić kwarantannę. Trudny to dla mnie czas, bo gdy pozostali domownicy leżą w łóżkach - ktoś musi czuwać... I jak zwykle padło na mnie... Zaspokajając potrzeby rodziny, książki musiałam raczej odstawić na półkę.
Ale nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie podczytywała po trochu... W sytuacji, gdy czytanie musiałam wpisać pomiędzy podawanie lekarstw, tulenie obolałych, itd., stwierdziłam, że muszę sięgnąć po coś lekkiego. Wybór - "Bridget Jones. Szalejąc za facetem".


Prawie sześćset stron czytania o kilogramach, alkoholu, seksie (lub jego braku), Twitterze... Czułam się jeszcze bardziej chora... Pamiętam, że pierwsza część dziennika Bridget była bardzo śmieszna. Druga też mi się podobała, bo życie osobiste Bridget jakoś się ustabilizowało. Czego spodziewałam się o trzeciej części - może śmiesznych przygód Bridget jako małżonki, matki?...
Bridget została mamą dwójki dzieci, a jakże, powinnam być zadowolona, ale denerwowałam się czytając o tym, wokół czego skupia się według niej macierzyństwo - codzienny wyścig na miejsce parkingowe pod szkołą oraz obserwowanie, jak dzieci spędzają czas przed telewizorem czy z grą w ręku... W między czasie szanowna mamusia myśli tylko o tym, jak zdobyć jakiegoś faceta i ludzi śledzących jej twtty... Pięćdziesięcioletnia kobieta potrafi przeczytać kilka książek o randkowaniu, a nie wie, jak spędzić czas z dziećmi... Masakra... Nie wiem czemu doczytałam do końca...

Mam dylemat - polecić czy odradzić... Książka może sie spodobać osobom, które lubią brytyjskie poczucie humoru; miłośnikom londyńskiego stylu życia; wielbicielom przygód Bridget. Może się spodobać, ale nie musi...
Moja ocena: 4/6

czwartek, marca 06, 2014

Pan kotek był chory...

Nie, oczywiście, że nie kotek, tylko moja 4-letnia Gabrysia. Ma temperaturę, marudzi, jest osłabiona i cały dzień spędziłam przy niej.
Oglądałyśmy w telewizji bajeczki o księżniczkach, bo to jej ulubione. Arturek musiał sobie szukać innego zajęcia - przecież nie będzie babskch historyjek oglądał..., więc śledząc losy książecej rodziny, musiałam czytać o samochodach. Myślę, że dzender nam nie grozi...

Nasze ulubione zajęcie to czytanie książeczek. Moje dzieci uwielbiają słuchać czytanych przez mamę historii, oglądać obrazki. Gabi na podstawie usłyszanej bajki tworzy nową zabawę - ma taką wyobraźnię, że nie zawsze nadążam... Dziś nie miała siły się bawić, więc pozostało czytanie


Biblioteczka moich szkrabów

Co dziś dzieci wybrały?
 Dla poprawienia humoru -  "Pan Pierdziołka spadł ze stołka"  - książeczka do czytania, do recytowania, do powtarzania, śpiewania, wspominania, łaskotania... i do cenzurowania, bo niestety nie wszystkie wierszyki chcę swoim dzieciom czytać. Na razie ! Oprócz wierszyków, które sama jako dziecko uwielbiałam -  o sroczkę, która kaszkę warzyła, o haftowanej chusteczce czy jadącym z daleka pociągu, są też takie, do których moje maluszki muszą podrosnąć:


Razem z dziećmi bardzo lubimy mieszkańców miasteczka Mamoko. Ta książeczka dla odmiany nie ma tekstu - historie tworzymy sami. Zabawa fantastyczna! Dzieciaki ćwiczą spostrzegawczość, kreatywność, a przy okazji świetnie się bawią. Czego chcieć więcej?! 



Wieczór minął nam z serią "Poczytaj mi mamo". Z ogromną przyjemnością sięgam po książki z tej serii. W mojej pamięci co prawda są malutkie książeczki z charakterystyczną okładką, ale niestety żadna nie dotrwała przy mnie do dziś, więc cieszę się, że wydawnictwo Nasza Księgarnia postanowiło je odświeżyć.
Czytałam dzieciom o piernikowym rycerzu, Pchle Szachrajce i... o chorym kotku. 
A teraz, gdy dzieci śpią, jakoś nie mogę się wyrwać z tych klimatów...



Jestem dumną właścicielką tych książek, a moim marzeniem jest skompletowanie całej serii. Tylko nie wiem, czy bardziej dla dzieci czy dla mnie?...

wtorek, marca 04, 2014

"Zdrajca czy bohater? Po prostu żołnierz" ("Mój przyjaciel zdrajca" Maria Nurowska)

Maria Nurowska wczoraj skończyła 70 lat, obchodzimy razem  urodziny:) Akurat czytałam jej książkę:) W myślach przekazywałam jej urodzinowe życzenia.
3 marca obchodzony jest też Międzynarodowy Dzień Pisarza. Nie zapomniałam o tych przeze mnie uwielbianych i podziawianych - myślałamo nich  ciepło. Życzę im nieustającej weny:)

 

Dzielę się kwiatami, które dostałam od męża i brata:)


Moja Przyjaciółka wie, jak sprawić mi przyjemność - w prezencie książka Izy Kuny. Dziękuję Ci Aniu:)



Skończyłam czytać książkę "Mój przyjaciel zdrajca". Ta książka to wywiad-rzeka. Dziwny wywiad, bo pytań autorki musimy się domyślać. Opowieść Ryszarda Kuklińskiego jest bardzo wiarygodna - mnie przekonuje. Co prawda nie znalazłam w niej szczegółów pracy pułkownika, wiele faktów historycznych jest pominiętych, ale ja w tej książce nie tego szukałam... Chciałam poznać Kuklińskiego jako człowieka. I poznałam - jego wersję wydarzeń; jego wspomnienia; jego błędy, wady, słabości, jak też ból i rozterki, z którymi musiał się zmagać.. Zastanawiałam się nad tytułem - czemu tak sugestywny i dwuznaczny jednocześnie. Znalazłam wywiad z Marią Nurowską, w którym tę kwestię wyjaśnia; mówi o swojej współpracy z pułkownikiem, o tym, jak się zaprzyjaźnili; o tym, że postawił tylko jeden warunek - książka ma zostać opublikowana po jego śmierci. Może moje dzieci będą się uczyć o nim na historii - oby.
Opowieść o trudnych czasach i etycznych dylematach czyta się nadzwyczaj łatwo. Pobudza wyobraźnię, prowokuje do przemyśleń. Warto przeczytać

W mojej skali 5/6.

poniedziałek, marca 03, 2014

34 książki na 34 urodziny

Na blogu Padmy znalazłam bardzo ciekawy ranking książek zakończony sugestią, by próbować robić podobne.
Przez kilka ostatnich dni zastanawiałam się, czy dałabym radę stworzyć coś podobnego i chyba spróbuję, ponieważ ksiązki towarzyszyły mi od dzieciństwa; odkąd nauczyłam się czytać.
Od razu muszę napisać, że nie wiem, czy będzie ich dokładnie 34 - tak, tyle lat dziś skończyłam. Przez cały weekend robiłam sobie notatki, przypominam tytuły, skreślałam, przekreślałam i chyba wybrałam - książki dla mnie ważne, istotne, piękne.

 Z wczesnego dzieciństwa nie pamiętam żadnych książek. Moi rodzice mi raczej nie czytali, ale codziennie wieczorem słuchałam audycji dla dzieci, które kształtowały moją wyobraźnię. Lubiłam je bardzo...
 W pamięci pozostały mi przede wszystkm baśnie. Wszelakie. To były moje pierwsze poważne lektury. Uwielbiałam baśnie rosyjskie, ale znałam także polskie i te najbardziej popularne - braci Grimm i H. Ch. Andersena. Chyba najbardziej lubiłam "Dziewczynkę z zapałkami"...
.
To jeden z moich ostatnich zakupów - będę czytać dzieciom (i przywoływać wspomnienia...)

 Pamiętam, że bardzo lubiłam książkę Marii Kownackiej "Wiatrak profesora Biedronki" - przygoda, przyroda, pozytywni bahaterowie - to coś, co tygrysy lubią (lubiły) najbardziej:) Z tą książką wiążę się też przykra dla mnie historia - moi rodzice, korzystając z tego, że wysłali dzieci na wieś na wakacje, remontowali mieszkanie. Wyrzucili sporo moich książek, które uznali za zniszczone.. Między innymi właśnie "Wiatrak..." czy  "Alicję w krainie czarów". Do dziś mam do nich o to żal. I mocne postanowienie, że nigdy nie wyrzucę żadnej książki!

 Czym się zachwycałam jako nastolatka? Chyba standardowo - Anią z Zielonego Wzgórza, Emilką ze Srebrnego Nowiu. Nieco póżniej poznałam też Joannę z "Błękitnego Zamku" - to one ukształtowały moją romantyczną duszę. Do dziś pamiętam też Ronję - to ona była moją ukochaną bohaterką. Bardzo żałuję, że moje córki nie chciały czytać książek L. Montgomery czy A. Lindgren. Cóż, muszę się pogodzić z tym, że moje dziewczyny mają inny gust literacki... Moja nadzieja w Gabrysi - może z nią będę wracać na Wyspę Księcia Edwarda?



 "Kamienie przez Boga rzucone na szaniec" - do dziś pamiętam, jak czytałam te słowa, do dziś wspominam lekcje języka polskiego, na których omawialiśmy tę lekturę. To chyba właśnie wtedy zdecydowałam, że będę polonistką; że patiotyzm jest dla mnie jenym z priorytetów. Dziś znów o tej książce zrobiło się głośno - to dobrze. Potrzeba nam - Polakom - przypominać o wartościach, poświęceniu. Ciekawa jestem filmu;  mam nadzieję, że twórcy byli świadomi, do jakich odbiorców ta adaptacja ma trafić... Moja córka jest właśnie w trakcie lektury - jak ją oceni? Aż się boję.. Napiszę o tym...

 Co jeszcze czytałam ? "Zapałkę na zakręcie" K. Siesickiej, "Słoneczniki" H. Snopkiewicz. W tamtym okresie odkryłam też ksiązki M.  Rodziewiczówny. Uwielbiałam "Strasznego dziadunia", "Dewajtis". Pani w bibliotece poleciła mi również "Trędowatą". Ileż łeż wylałam czytając o Stefci i ordynacie Michorowskim... 


Dwie autorki z okresu szkoły średniej towarzyszą mi do dziś - Małgorzata Musierowicz i Dorota Terakowska. Pierwsze tomy "Jeżycjady" i  "Tam gdzie spadają anioły" - to te książki czytałam po kilka razy, to do tych będę wracać, gdy będzie mi smutno i źle... 

Podobną rolę jak M. Musierowicz nieco póżniej odegrała Monika Szwaja.  Książki obu tych autorek to dla mnie pastylki na dobry humor; to pewny sposób na pozytywne naładowanie wewnętrznych akumulatorów.  Gdy studiowałam polonistykę, czytałam o losach Agaty ("Jestem mudziarą") i marzyłam o podobnych sukcesach pedagogicznych. Niezadługo potem miałam zacząć karierę nauczycielki w gminnym gimnazjum i przekonać się, że praca polonistki raczej nie należy do najprostszych.. 

W rankingu nie mogę pominąć "Forresta Gumpa" - kocham tę książkę, tego bohatera, ten film, tego aktora... 


Powyższe książki wymieniam jako te, które mnie ukształtowały. 

Ale nie mogę tu  nie wymienić tych najwyżej ocenionych. Książek rewelacyjnych, mądrych, czasami trudnych.
 Kolejność przypadkowa:)

"W ogrodzie pamięci" J. Olczak-Ronikier,
  "Lala" J. Dehnel, 
"Początek" J. Szczypiorski, 
"Złodziejka książek" M. Zusak, 
"Jeżdziec miedziany" P. Simons, 
"Klucz Sary" T. de Rosnay,
 "To, co zostało" J. Picoult,
 "Wyznaję" J. Cabre,
  Cień wiatru" C.  Zafon,
 "Miasto ślepców" J. Saramago, 
"Norwegian wood" H. Murakiemi,
"Wszystkie marzenia świata" T. Revay,
"Tysiąc wspaniałych słońc" K. Hosseini,
"Miłość w czasach zarazy" G. G. Marquez, 
"Pokój" E. Donoghue 
"Zabić drozda" H. Lee
"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" M. Vargas Llosa
"Shantaram" G. D. Roberts
"Ojciec chrzestny" M. Puzo
 "Cukiernia pod Amorem" M. Gutowskiej-Adamczyk

 Te  książki zrobiły na mnie ogromne wrażenie.  Pozostaną w mojej pamięci; czesto o nich rozmyślam. Te książki to moje osobiste bestsellery. Każdej powinnam poświęcić osobny post, napisać porządną recenzję. Pewnie to kiedyś zrobię...Te najczęściej pożyczam, polecam. 

Jak widać w mój gust literacki wpisują się książki przez wielu czytelnków uznane za wyśmienite.  Długa jest ta moja  lista pozycji ulubionych, ale mam nadzieję, że będzie się wciąż wydłużać... To jest moje urodzinowe życzenie!