Nie wiem, czy chcę Wam o niej opowiedzieć. Nie wiem, czy chcę się nią dzielić. Chciałabym ją schować, traktować jak skarb. Jest piękna. Jest moja, o mnie, dla mnie, będzie ze mną. Będę do niej wracać. Jeśli nie do całej historii, to do zaznaczonych fragmentów. Będę znów je przeżywać. Będę znów płakać. I od razu uprzedzam pytania - nie pożyczę jej. Żadna inna książka nie poruszyła mnie tak jak ta. "Co się wydarzyło w Madison County" Roberta James'a Wallera jest tą, którą jako pierwszą wyniosę z płonącego domu.
"Są pieśni, które wznoszą się znad błękitnej trawy, z kurzu tysięcy polnych dróg. Ta jest jedną z nich."
"W coraz bardziej brutalnym świecie możemy egzystować tylko budując własny pancerz, pod którym skrywamy wrażliwość. Nie jestem pewien, gdzie kończy się wielka namietność, a zaczyna rzewna ckliwość (...)"
Kiedyś oglądałam w telewizji film pod tym tytułem. Dawno temu, jeszcze jako panna. Nie rozumialam go tak jak teraz. Pamiętam, że się wzruszyłam, ale odebralam tę historię jako kolejną opowieść o nieszczęśliwej miłości. Glupia bylam. To obraz spełnionej miłości. Wielkiej. Ponad wszystko. Pomimo wszystko. "Nie ma już dwóch oddzielnych istot, jest tylko jedna, stworzona przez nas dwoje..."
"Są pieśni, które wznoszą się znad błękitnej trawy, z kurzu tysięcy polnych dróg. Ta jest jedną z nich."
Co tak naprawdę wydarzyło się w ciągu tych czterech dni w Madison County? Ona - kobieta w średnim wieku, Włoszka, która swoje życie poświęciła rodzinie, domowi w stanie Iowa i on - mężczyzna całe życie w podróży z aparatem w ręku. On robi reportaż dla National Geographic, ona, jak co dzień kręci się po swoim podwórku. Nie mieli prawa się spotkać, nie powinno się nic wydarzyć, a jednak, nie bacząc na to, jak to zabrzmi, powiem, iż los bywa przewrotny. Nie dość, że się spotkali; nie dość, że coś między nimi zaiskrzyło; nie dość, że się pokochali, to te uczucie zmieniło w ich życiu wszystko. Ale tak, że tego nikt nie zauważył.
Chciałoby się powiedzieć, iż o miłości tyle napisano, tyle powiedziano, że temat został wyczerpany, więc cóż nowego może być w tej krótkiej historii? Można by dodać, iż romansów i przygód w mediach, prasie kolorowej aż nadto. Jednakże w tej krótkiej historii jest więcej namiętności niż dziesiątkach harlequinów. Jej siła leży w subtelności, dojrzałości, ulotności i prostocie.
Chciałoby się powiedzieć, iż o miłości tyle napisano, tyle powiedziano, że temat został wyczerpany, więc cóż nowego może być w tej krótkiej historii? Można by dodać, iż romansów i przygód w mediach, prasie kolorowej aż nadto. Jednakże w tej krótkiej historii jest więcej namiętności niż dziesiątkach harlequinów. Jej siła leży w subtelności, dojrzałości, ulotności i prostocie.
Świat zastyga na te kilka sierpniowych dni, Francesca i Robert są poza czasem. Są poza określoną przetrzenią. Te cztery dni stały się tylko i aż sensem reszty ich życia - on znalazł sens w świecie pełnym wieloznaczności, ona znalazła siłę, by zostać, by być kobietą, matką, żoną, by sprostać obowiązkom i odpowiedzialności.
Nie ma powodu rozpatrywanie świadomości podejmowanych decyzji, analizowanie ich w kategorii grzechu, powinności, przyzwoitości czy wstydu. Nie ma sensu gdybanie, co powiedzieliby ludzie. Opisane uczucie było silniejsze niż powszechne wyobrażenia. To magia, gdzie ważny jest każdy gest, słowo, barwa głosu, spojrzenie. To poezja.
"Analiza wszystko niszczy. Są sprawy magiczne z natury, które muszą pozostać nienaruszone. Jeśli podzieli się je na części, znikną."
"Analiza wszystko niszczy. Są sprawy magiczne z natury, które muszą pozostać nienaruszone. Jeśli podzieli się je na części, znikną."
Wierzycie w historię o dwóch połówkach pomarańczy? O miłości idealnej? Tak, jest to historia o takim uczuciu odnalezionym całkowicie przez przypadek, ale w tej historii jest tyle tematów do zadumy, że aż dziw, iż udało się to zmieścić w tej krótkiej książce. Jednym z nich jest robienie zdjęć. Zawsze sobie wymyślam, jak mogę sfotografować książkę, by zdjęcie było formą recenzji, aby obraz korespondowal z treścią. Robert Kincaid był fotografem. Dbał o to, by zdjęcie nie było tylko widoczkiem, ciekawym ujęciem. U niego fotografia była formą poezji.
Tym razem zabrakło mi pomysłów. Przestraszyłam się sentymentalności. Powinnam poprosić kogoś, by zrobił zdjęcie mi tulącej tę książkę. Może na moście w Belgooly, by pokazać irlandzką część mojej duszy... Ale to też byłoby ckliwe.
Każda porządna żona mężowi, matka dzieciom powinna przeczytać i powiedzieć, że ładna historia, ale jakaś taka ckliwa, romantyczna. Zachowanie Franceski zbyt impulsywne i nieporzyzwoite; Kilcaid - lekkoduch, ale kobieta z 16-letnim stażem małżeńskim, z czwórką dzieci, od kilku lat mieszkająca poza granicami ojczystego kraju, z dala od rodzinnych stron rozumie Franceskę... Uczy się tego, żeby nie przejmować się tym, co o niej mówią. Wiem, wiem, być może jestem tylko głupią, podstarzałą babą, którą łatwo rozczulić, niech Wam będzie, ale tym razem żadne logiczne tłumaczenia nie są mi potrzebne. Dałam się tej historii oczarować i dobrze mi z tym. Powiem więcej - zazdroszczę Francesce. Ale publicznie więcej nie napiszę...Tym razem zabrakło mi pomysłów. Przestraszyłam się sentymentalności. Powinnam poprosić kogoś, by zrobił zdjęcie mi tulącej tę książkę. Może na moście w Belgooly, by pokazać irlandzką część mojej duszy... Ale to też byłoby ckliwe.
"W coraz bardziej brutalnym świecie możemy egzystować tylko budując własny pancerz, pod którym skrywamy wrażliwość. Nie jestem pewien, gdzie kończy się wielka namietność, a zaczyna rzewna ckliwość (...)"
Kiedyś oglądałam w telewizji film pod tym tytułem. Dawno temu, jeszcze jako panna. Nie rozumialam go tak jak teraz. Pamiętam, że się wzruszyłam, ale odebralam tę historię jako kolejną opowieść o nieszczęśliwej miłości. Glupia bylam. To obraz spełnionej miłości. Wielkiej. Ponad wszystko. Pomimo wszystko. "Nie ma już dwóch oddzielnych istot, jest tylko jedna, stworzona przez nas dwoje..."
Robert Kincaid to od teraz mój ukochany literacki bohater. Mój literacki mężczyzna marzeń.
Cieszę się, że wydawnictwo Prószyński i S-ka zdecydowało się na wznowienie tej książki i że okładka nawiązuje do rewelacyjnego filmu z Clintem Eastwoodem i Meryl Streep. Bohaterowie tej historii zawsze będą mieli ich twarze.
Cieszę się, że wydawnictwo Prószyński i S-ka zdecydowało się na wznowienie tej książki i że okładka nawiązuje do rewelacyjnego filmu z Clintem Eastwoodem i Meryl Streep. Bohaterowie tej historii zawsze będą mieli ich twarze.
Ale to nie jest tylko historia pewnego romansu. To opowieść o tym, co stanowi sens życia, istotę milości. Pokazuje czym jest przeznaczenie, wyrzeczenie, wiele wyrzeczeń, codziennych wyrzeczeń. Mówi o poświęceniu pomimo pełnej świadomości, że już nic nigdy nie będzie takie samo. O cierpieniu, którego nie widać. To też opowieść o dokonywaniu trudnych wyborów.
Pięknie napisane. Udostępniłem.
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńFilm oglądałam, książki niestety nie czytałam.
OdpowiedzUsuńPolecam książkę! A film jak Ci się podobał?
UsuńOglądałam film, ale książki nie czytałam. Film jest rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńWiolu, to krótka książka. Znajdź na nią czas. Warto!
UsuńNo nareszcie! Nareszcie znalazłam kogoś, kto bardzo podobnie odbiera tę książkę. Ja nawet bałam się o niej napisać na blogu, choć czytam regularnie co kilka miesięcy, lat. Chyba właśnie bałam się, że nie będę potrafiła opisać tego wszystkiego, co dzieje się we mnie po lekturze. Tobie się udało. Piękne to!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję!
UsuńTeż się bałam. Obawiałam się, że będzie zbyt ckliwie lub zbyt intymnie.
Bardzo wiele znaczy dla mnie Twój komentarz i te ... współodczuwanie:)
Dla mnie to chyba najpiekniejsza opowiesc o milosci. Zgadzam sie ze trudno pisac o niej, jest tak subtelnie, eterycznie piekna ze az jest obawa aby nie skalac tej magii ckliwym czy egzaltowanym naduzyciem. To co napisalas o ksiazce wspolbr zmi z moja dusza rowniez, tak samo jak ta nieuchwytna opowiesc..
OdpowiedzUsuńTo fantastyczne uczucie czytać takie komentarze; wiedzieć, że jest tyle osób podobnie czujących, podobnie odbierających tę historię. Pozostaje mi życzyć nam dużo miłości:)
Usuń