Miarą dobrej książki jest liczba zaznaczonych fragmentów. Im więcej zdań chcę zapamiętać, im dłużej chcę o książce opowiadać posługując się cytatami, bazując na konkretnych zdaniach, tym chętniej książkę polecam, tym czulej ją traktuję. Tak było z książką "Ja, judaszka" Ewy Bartkowskiej - co chwile coś podkreślałam, zaznaczałam.
Lubię, gdy ktoś czule obchodzi sie z językiem, gdy opisy są bogate, oryginalne. Zaznaczony przeze mnie cytat nie musi odkrywać niczego nowego - dla mnie wystarczy brzmienie słów, ich połączenie.
- "(..) Liczby są jak słowa, musisz je uporzadkować, znaleźć odpowiednie i umieścić we właściwym miejscu - tłumaczył(...).
- No co ty mówisz! - oburzyłam się - Słowa są plastyczne, zmienne, kapryśne, umykają, żyją własnym życiem. A te twoje równania są nudne, nie ma w nich miejsca na niespodziankę, tylko jeden wynik jest właściwy. Jak możesz porównywać nieprzewidywalność ze słupkami?"
Judaszka, bo tak o książce myślałam, mnie zafascynowała. Jest piękna. Jest inna.
Co najbardziej mi się podobało? Nazywanie uczuć, ich opisywanie. Pochylenie się nad rodzącym się uczuciem, nad procesem. Autorka pokazała wszystkie etapy bardzo szczegółowo.
Nie ma tu wielu wydarzeń. Widzałam zarzuty, że książka się rozczula, iż jest przegadana.
"I wtedy, pierwszy raz, gdy te dwa składniki raptownie połączyłam, zrozumienie wewnętrznych emocji zrodziło się w sercu, daleko poza rozumem, i wypłynęło na powierzchnię świadomości, zaskakujące, lecz niezaprzeczalne. I wstrząsnęło mną. Wszystko, pozostając pozornie na miejscu, w jednej chwili diamentralnie się zmieniło. Rzeczy jasne, oczywiste dotychczas z mojej perspektywy, straciły swą ostrość i prostotę, stały się obce i nieprzewidywalne"
Wracając do zaznaczonych fragmentów, z przyjemnością czytałam kolejne zdania. Rzadko mi się zdarza smakować smak zdań. Mojej wrażliwości, mojemu gustowi - bardzo one smakowały.
Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron stwierdziłam, że historia jest nieprawdopodobna, że jest niewiarygodna psychologiczne, ale przypomniało mi się, jak całkiem niedawno rozmawiałam z przyjaciółką o podobnej prawdziwej historii. On nauczyciel, historyk. Ona - jego uczennica. Zakochani. Cierpliwi. Na przekór wszystkiemu. Przetrwali. Udowodnili sobie i innym, iż miłość nie liczy lat. Dziś są małżeństwem. Szczęśliwym.
Chciałem pokazać tę historię znajomej pani psycholog, zapytać, czy bohaterka jest wiarygodna, Czy nie jest przerysowana, czy 15-latka może być tak dojrzała, mieć tak dorosłe myśli, ale przypomniałam sobie swoje uczucia (jeszcze pamietam, jak to jest mieć 16 lat...), pomyślałam o swoich uczennicach, spojrzałam na córki - mądre, młode kobiety i stwierdziłam, że zaufam autorce.
Dałam tej historii uczucia 15-latki i 40-latka szansę i nie zawiodłam się. Ja zostałam przekonana.
"Komentarze były różne, zależały od wyobraźni komentujących: uwiódł mnie, ja uwiodłam jego, jestem w ciąży, wyrzucili mnie ze szkoły, jego wyrzucili, uciakłam z domu dziecka, pochodzę z patologicznej rodziny, jestem nieletnia, uciekłam z domu, on jest za stary, a ja za młoda i kto to widział takie rzeczy, to nie uchodzi, wziął mnie z burdelu, on jest zboczony, jestem z nim dla pieniędzy, zaraz go zostawię, bo znajdę młodszego i bogatszego, pani zobaczy, pani kochana, to nie potrwa długo, wspomni pani moje słowa, ja nie mam wstydu, on nie ma wstydu, wziął mnie tylko dla łóżka, siedział wcześniej za molestowanie nieletniej, miałam dwie skrobanki, jest gejem, jestem tylko gosposią, uprawiamy seks w trójkącie z Piotrem i tak dalej, do wyboru i koloru"
Nie powiem Wam jak było.
Bałam się, że będę czytać polską wersję "Lolity", ale książka Ewy Bartkowskiej to całkiem inna historia. Seksualność jest tu tylko dopełnieniem tęsknoty duszy za znalezieniem drugiej połowy. Za aktem zjednoczenia. A i akty miłości są opisane tak, że nie mają nic wspólnego ze sprośnością czy nieprzyzwoitością. Jest piękno fizycznej miłości, jej opis jest starannie przemyślany, delikatny, kunsztowny. Żadnych wulgaryzmów, żadnych sztucznie przywołanych nazw z podręcznika do anatomii.
Co jeszcze urzekło mnie w tej powieści? Osobowość bohaterki. Może nieco egzaltowanej, krnąbrnej, ale niezależnej i silnej. Alicja kogoś mi przypominała...
I dodam tylko, że jej zazdroszczę. Przeżyć taką miłość. Tak intensywnie wszystko odczuwać. Spotkać takiego faceta.... Wejście w zapisy Wiktora było aż nierealne. Istnieją tacy mężczyźni?!
Oczywiście zauważam wady. O niektórych wspomniałam - historia realna, ale na granicy prawdopodobieństwa, powolna fabuła, długie, wielokrotnie złożone zdania. Wprowadzenie w ten intymny, delikatny świat uczuć opisów stanu posiadania, majętności nieco raził. Zwłaszcza, że akcja została osadzona w latach osiemdziesiątych, kiedy raczej wszystkiego brakowało.
Są elementy, w które trudno mi uwierzyć, jak na przykład jurność pięćdziesięciolatka czy cierpliwość Michaela. Ale chcę w to uwierzyć, bo to sprawia, że książka jest magiczna, poetycka, delikatna i obrazowa.
Ta książka według mnie jest bardzo dobra. Bo ją czułam. Odczuwalam emocje Alicji. Chciałam na nią krzyczeć, potrząsnąć nią. Przytulić. A rzadko mi się zdarza tak zaangażować.
.
"Ja, judaszka" to studium odczuć tak głębokich, że aż nierealnych. Studium odczuć tak absolutnych, że nie ma mowy o dopuszczeniu do głosu rodziców, znajomych czy nauczycieli.
Studium wrażliwości. Cierpienia. Inności. Samotności.
"(...) On rozumie więcej, niż mogłabym oczekiwać, rozumie, choć ja nawet tego zrozumienia nie oczekuję, bo przecież oczekiwać czegokolwiek nie mam prawa - ja oczarowany, zauroczony judasz, który w każdej chwili w obliczu własnego strachu może zdradzić odwócić się i odejść; ja, która karmię się jego przyjaźnią i troską, ja, która jego ciepłem rozgrzewam teraz swoje zdrętwienie, lecz gdy wybuchnie ogień, mogę rzucić się do ucieczki, zostawiając go w płomieniach - ja nie mam prawa oczekiwać czegokolwiek, bo nawet nie wiem, czy jeszcze posiadam, czy zdołam odnaleźć to coś, co moglabym dać z zamian."
Nic więcej nie napiszę. W przypadku Judaszki Ewy Bartkowskiej - nic więcej się nie liczy.
Wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki.
Uwielbiam książki, gdzie fragmenty same proszą się o zaznaczenie. Uwielbiam czytać książkę z ołówkiem i znacznikiem :) Myślę, ze ta historia przypadłaby mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńTa historia na pewno przypadnie do gustu osobom wrażliwym, nieco sentymentalnym, marzącym o wielkiej miłości. Więc, jak myślisz - dla Ciebie?
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że wszystkie te cechy są mi bliskie, a zwłaszcza ta ostatnia, wiecznie niespełnione marzenie.
UsuńDziękuję za tak świetną recenzję. Każde Pani słowo mogłoby być moim (talentu do pisania jednak brak☺) Książka naprawdę godna polecenia, wszystkie moje znajome którym poleciłam również zachwycone. Pozdrawiam serdecznie
UsuńMagdo - tego Ci życzę zatem. Prawdziwej miłości. Byś nie tylko o szczęściu czytała, ale je odczuwała.
UsuńPani Anno - bardzo dziękuję. Judaszkę bedę polecać, bo to książka, o której nie jest głośno, a jest powinno. Pozdrawiam
UsuńPani Anno - bardzo dziękuję. Judaszkę bedę polecać, bo to książka, o której nie jest głośno, a jest powinno. Pozdrawiam
UsuńKsiążka idealna dla mnie coś czuję ;). Chętnie sięgnę w wolnej chwili ;).
OdpowiedzUsuńŻyczę zatem miłej lektury:)
Usuń