poniedziałek, listopada 24, 2014

Mój weekend z Magdą (Magdalena Witkiewicz w Cork - relacja i wywiad)

Magda Witkiewicz w Irlandii!!! Długo nie mogłam uwierzyć, że jedna z najsympatyczniejszych pisarek przyjęła moje zaproszenie. Byłam zestresowana i podekscytowana, ale szybko okazało się, że Magda jest bardzo ciepłą i otwartą osobą - pierwsze lody zostały przełamane od razu na dworcu. Razem z Magdą oraz Anią - przyjaciółką pisarki, spędziłyśmy bardzo intensywny, acz wspaniały czas. W piątek wieczorem pokazałam dziewczynom St. Patrick Street, gdzie najbardziej Magdzie spodobał się Penny's - sklep, w którym kupiła sobie cieplutkie onesie - piżamkę - pokazywała się w niej na swoim facebookowym fanpage'u. Nie miałyśmy zbyt wiele czasu na zwiedzanie i zakupy, gdyż weekend był zarezerwowany dla polskiej szkoły w Cork. Magda spotkała się z uczniami klas 4-6 oraz z gimnazjalistami - miałam przyjemność towarzyszyć Magdzie podczas tych spotkań. Uczniowie mieli okazję posłuchać o tym, jak powstaje książka, jak wygląda proces wydawniczy, skąd czerpać inspiracje. Autorka opowiadała o wartościach płynących z czytania książek. Zachęcała do sięgania nie tylko po lektury oraz do tworzenia własnych tekstów.


  Obserwowałam, jak szybko Magda nawiązuje kontakt z dziećmi, jak zyskuje ich sympatię, cierpliwie odpowiada na pytania oraz rozdaje autografy. Podczas spotkania z maturzystami, którzy będą zdawać egzamin z języka polskiego jako obcego mogłam posłuchać, jakich rad pisarka udziela tym, dla których język ojczysty czesto jest trudniejszy niż język angielski. 
Sobotni wieczór spędziłyśmy razem z nauczycielami z SPK w Cork - bylismy w pubie The Cotton Ball, gdzie był kominek, biblioteczka oraz lokalne piwo -  najlepsze z sokiem z czarnej porzeczki:)
W niedzielę po południu odbyło się spotkanie dla dorosłych - tłumów nie było, ale Ci, którzy przyszli (a nawet przyjechali z Dublina), byli bardzo zadowoleni - Magda opowiadała m.in. o tym, jak łamała protokół dyplomatyczny w Wietnamie:)
Wieczorem mogłyśmy poczuć się jak bohaterki filmu "P.S. I love you" - siedziałyśmy w małym pubie Folk House w Kinsale, wpatrując się w  przystojniaka z gitarą. Śpiewał fantastycznie... Gdy chciałam kobietki odwieźć do hotelu, obie rozmarzonym głosem odpowiadały: Jeszcze trochę...  
Poniedziałek też spędziłyśmy razem - wyjechałyśmy z miasta. Pokazałam dziewczynom irlandzkie krajobrazy: wioski, wąskie dróżki, klify oraz kamieniste plaże, gdzie Magda zastanawiała się, ile kamieni może wywieźć do Polski i co na to powiedzą celnicy na lotnisku. Zjadłyśmy tradycyjny obiad - fish and chips w małej restauracyjce z widokiem na zatokę. Byłyśmy w Cobh, skąd w swój ostatni rejs odpłynął Titanic...
We wtorek -  ostatnie zakupy - przede wszystkim dla dzieci Magdy, ostatnie zwiedzanie - trzeba przecież być na English Market oraz wieczór z moją rodzinką... Wspaniały!



W tak zwanym między czasie udało mi się namówić Magdę na krótką rozmowę:

E.: Irlandia przyjęła Cię piękną pogodą. Nie poznalaś typowej irlandzkiej pogody...Będziesz musiała wrócić... A z tego co zobaczylaś, co Ci się podobało? Co zrobiło największe wrażenie ?

M.W.: Tak najbardziej szczerze, to gościnność Twoja i Twojej rodziny! Nie podlizuję się zupełnie. Po raz kolejny podczas mojej "służbowej" wyprawy czułam się jak królowa. A jeżeli chodzi o pogodę, to mówiłam ci przecież, że mam zawsze szczęście.
Największe wrażenie zrobił na mnie klif samobójców. Niestety nie pamiętam jego oficjalnej nazwy. (E: Old Head) I to miejsce, gdzie kazałaś mi skakać po skałach. (E: Nohoval Cove) No i kamienie! Co za cudne kształty, kolory! Oczywiście pomijam ten zachwycający, który okazał się kawałkiem betonu :) I małe domki, górzyste Cork. No i oczywiście pub irlandzki! I ta muzyka na żywo! Wiesz co? Podobało mi się WSZYSTKO!

Marzę o domu nad oceanem. Chociaż na tydzień wakacji. I marzę, by zobaczyć wrzosowiska, gdy są fioletowe. Mam nadzieję, że jeszcze zobaczę!

E.: Byłaś gościem SPK w Cork. Co myślisz o tej szkole? Jak przyjęli Cię uczniowie?

Czułam się tam jak w Polsce. Spotkania z dziećmi zawsze są sympatyczne. Tutaj przywitał mnie irlandzki skrzat! Nigdy nie widziałam tylu ilustracji do "Lilki i spółki" naraz:). Spotkania z maturzystami trochę poważniejsze. Mam nadzieję, że wszystkim się podobało!
E.: Jak wspominasz swoją szkołę? Twój ulubiony przedmiot? Czy juz wtedy lubiłaś pisać? Jak były oceniane Twoje wypracowania?

Czy wiesz, że ja nie pamiętam mojego ulubionego przedmiotu? W liceum chyba matematyka i język polski. Ale nie było takiego przedmiotu, który w całości lubiłam. Uczyłam się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Z maturą z polskiego wiąże się fajna historia. Nastawiałam się na analizę wiersza. Wychodząc, powiedziałam mojej mamie, że jak będzie Herbert, to zdałam, a jak Miłosz, to oblałam. Mama sterczała cały poranek przy radiu. Wtedy internetu nie było. I co? "Ballada" Czesław Miłosz. Mama pół dnia załamana. Wróciłam do domu i stwierdziłam, że "jakoś" mi poszło. Kilka dni później zobaczyłam przy telefonie kartkę z małym zapiskiem "MASZ SZÓSTKĘ". Taty nie było w domu. Dzwonię do niego.
- Tata, co to za kartka?
- Która?
- No ta, że mam szóstkę.
- No jakaś koleżanka dzwoniła. Że masz szóstkę.
- Szóstkę???? Z czego?
- Nie wiem.
- A jaka koleżanka dzwoniła?
- Zapomniałem nazwiska. Przedstawiała się.
- Tata z matury mam szóstkę? Z polskiego?
- No chyba tak.
Zatem jak widzisz, oceny miałam dobre i dla moich rodziców było to zupełnie naturalnym stanem:)
Wypracowania kochałam. Najbardziej lubiłam wymyślać historie. Już wtedy.

E.: A jak w ogóle wspominasz swoje dzieciństwo? Byłaś grzecznym dzieckiem? Co najbardziej szalonego zrobilas ? A co jeszcze chciałabys zrobić, może jakiś skok na bungee lub coś w tym stylu ?

Ja myślę, że byłam zbyt grzeczna! Czasem trochę pyskowałam. Ale pamiętam, że co roku na wiosnę byłam dumna, że JESZCZE nie mam obdartych kolan. I za każdym razem, gdy o tym pomyślałam, to się przewracałam i zdzierałam te kolana. Czy ja zrobiłam coś zwariowanego w dzieciństwie? Nie pamiętam. Trochę zaczęłam wariować potem... Weszłam na Kilimandżaro, miałam afrykańskie warkoczyki, zrobiłam kurs nurkowania. Ale czy to szalone? I wiesz, nie ma takiej ceny, którą by mi zapłacono, bym skoczyła na bungee!!! Ja tchórz straszny jestem. Widziałaś mnie na skałkach! Czy ja wyglądam na kogoś, kto by skoczył na bungee?:)

E.: Jaką jesteś mamą?

Oj. Z wyrzutami sumienia. Że tego za mało, że za mało czasu, że za mało troski, że za mało... Staram się być dobrą mamą. I wiesz? Chyba jestem. Rozmawiam z moimi dziećmi, śmieję się. Ale czasem zapominam o ważnych rzeczach. Na przykład... O tym, by im przypomnieć o umyciu zębów. Albo, gdy czasem chcę odpocząć, włączam im bajkę…

E.: Jaką książkę najbardziej lubiłaś w dzieciństwie? Czy czytasz ją swoim dzieciom? Jak oceniasz obecnie powstające książki dla dzieci? Które byś poleciła?

Nauczyłam się bardzo szybko czytać, już w wieku pięciu lat czytałam płynnie. I od tamtej pory czytałam niemalże codziennie. Dla dzieci polecam nieustająco Edith Nesbith i Astrid Lindgren. A ze współczesnych? Moja Lila kocha Holly Web i wszystko „Hollypodobne”. Czyli serię o zwierzątkach Liliany Fabisińskiej i Agnieszki Stelmaszczyk. Poza tym ja osobiście dobrze bawię się przy Mikołajku i przy książkach dla dzieci Leszka Talko. A mój Mateusz jest jeszcze na etapie traktorów i samochodów terenowych. Kiedyś wydał mi polecenie, bym napisała książkę o traktorze. To chyba jest wielkie wyzwanie.

E.: Zostawmy te wspomnienia. Powiedz, która swoją ksiażkę lubisz najbardziej? Która postać jest Ci najbliższa?

Chyba najbardziej lubię "Zamek z piasku". Gdy pisałam tę książkę, to czułam ją całą sobą. Smuciłam się wraz z bohaterami, cieszyłam się. Wolę chyba te moje poważniejsze książki: "Zamek..." i "Opowieść niewiernej". Najnowsza - „Pierwsza na liście” też jest wśród tych ulubionych. No, ale wesołe też lubię. Dla równowagi psychicznej. Wiesz, to tak, jakby matkę zapytać, które dziecko kocha najbardziej. Nie da się. Każde jest inne.

E.: Za chwilę w księgarniach pojawi się Twoja kolejna książka - opowiesz, czego możemy się spodziewać, jakie emocje towarzyszyły jej powstawaniu? Przecież to już Twoje 11 dziecko...

Tak za bardzo nie chcę zdradzać o czym jest ta książka, ale mogę powiedzieć, że jest to pierwsza moja powieść, gdzie nie chodzi tylko o miłość. Aż sama się dziwię, bo ja tak kocham romantyczne historie! Oczywiście jest wątek miłosny – nie byłabym sobą, ale tak naprawdę chodzi o przyjaźń. Kiedyś usłyszałam piosenkę Majki Jeżowskiej i Krystyny Prońko „Przyjaciółko mego serca wróć”. I to też mnie zainspirowało. „Pierwsza na liście” jest efektem kilku zbiegów okoliczności… Jakich? O tym będzie w książce. Ale będzie można popłakać, pośmiać się i wzruszyć.
E.: Masz pomysły na kolejne książki? Czego jeszcze mozna spodziewać się po Magdzie Witkiewicz?

Oj, mam pełno pomysłów. Czasem się boję, że tych pomysłów mi zabraknie, ale na razie są. Teraz będę pisać lekką komedyjkę o Augustynie Poniatowskim, lekarzu ginekologu, który sam nie odciął sobie jeszcze pępowiny od mamusi, potem coś poważniejszego. Potem pewnie znów śmiesznie i znów poważnie. Równowaga w przyrodzie musi być! J A czy czymś zaskoczę? Chyba nie. Kryminału chyba nie będę pisać. No, może dla dzieci. Bo moje dziecięce „Lilki” to takie prawie kryminały.

E.: I ostatnie pytanie - jesteś mamą dwójki fantastycznych dzieci, masz fajnego męża, jesteś docenianą pisarką, masz rzesze czytelniczek, dostałaś się na Akademię Filmową - o czym jeszcze marzysz?

Każdy ma swoje kłopoty...To co mówisz brzmi idealnie, ale jest zupełnie normalnie. Doceniam to wszystko co mam i się z tego cieszę. Dostałam się do szkoły filmowej na kurs adaptacji. Chciałabym kiedyś napisać taki scenariusz, by powstał z niego film. Chciałabym, by moje książki były tłumaczone na wiele języków. A jeszcze co do idealnego męża, to zakończymy naszą rozmowę pewnym akcentem.

- Madziaku, to kiedy ta twoja ksiażka wychodzi?
- W połowie stycznia
- A! To ta wanilia?
- Nie, wanilia wyszła w maju. Nie pamiętasz tytułu?
(mąż zrobił zbolałą minę)
- Hm.. Ostatnia… Pierwsza… Ostatnia… Wiem!
(Jego twarz rozjaśnił uśmiech)

- OSTATNIA W KOLEJCE!

Zatem widzisz, mój mąż ma taki sam stosunek do mojej twórczości, jak tata do szóstki z matury z polskiego!




E.:Madziu, bardzo Ci dziękuję za rozmowę, za to, że odwiedziłaś mnie i polską szkołę, która jest mi bardzo bliska. Bardzo dziękuję za wspólnie spędzony czas! Za wszystkie anegdoty i historie. Podobał mi się Twój zachwyt moim kawałkiem Irlandii - "bardziej zieloną zielenią"...
Dziękuję, że wzięłaś z sobą Anię - stałyście mi się bardzo bliskie...
Do zobaczenia!

wtorek, listopada 11, 2014

Być patriotą na obczyźnie



11 listopada - Narodowe Święto  Niepodległości. W Irlandii dzień jak co dzień -  normalny, deszczowy. Dzieci w szkole. Mąż w pracy. U nas w domu na stole białe i  czerwone róże. A po południu -  rozmowy o Polsce. Relacje z obchodów w telewizji. Co z tego rozumieją maluchy?  Niewiele, ale oglądamy, pokazując im ich ojczyznę. Omawiając ze starszymi córkami bieżace wydarzenia. Najmłodsi wiedzą, że ich babcie są w Polsce, ale uważają to za zupełnie naturalny stan. Starsze coraz lepiej czują się w Irlandii, więc nie możemy przestać im przypominać skąd ich ród...

Jak uczyć młode pokolenia Polaków  - tu urodzonych i tu przebywajacych  - polskości? Jak pokazywać polską kulturę?  To nie jest proste. Zależy mi na tym, żeby moje dzieci  znały ją, wiedziały, kim są i pamiętały, skąd się wywodzą.  Choćbym miała w Irlandii zostać, to nie pozwolę dzieciom zapomnieć o ich korzeniach. Wiem, że dla młodego pokolenia będzie to coraz większą abstrakcją  - coraz bardziej integrują się  z kulturą irlandzką.
 Bardzo dużo zależy od rodziców. Nieustannie muszą pracować nad świadomością swoich dzieci. Misją polskiej szkoły w Cork jest przede wszystkim propagowanie polskości we wszystkich wymiarach - uczenie języka, literatury, historii, geografii, zwyczajów... Ale jeśli rodzice nie będą pielęgnować troski o polskość w domach, to weekendowe zajęcia niewiele pomogą. Przykro czasami słuchać na szkolnych korytarzach Polaków komunikujących się ze swoimi dziećmi po angielsku. Przykro słuchać argumentów, że po co polskim dzieciom język polski, polska szkoła - przecież muszą się skupić na nauce w szkołach irlandzkich. Jasne, że  muszą - tam realizują obowiązek szkolny, ale muszą też wiedzieć, kim są! Ostatnio byłam wielce zbulwersowana po rozmowie z polską panią psycholog, która twierdziła, że nauka w polskiej szkole miesza dzieciom w głowach, że robi im krzywdę. Przy pierwszych problemach najlepiej zrezygnować, żeby nie stresować dziecka. Wrrr... To przykre, że tak myślą nawet wykształceni ludzie...

W uczeniu patriotyzmu  pomagają mi różne książeczki o Polsce. To bardzo ciekawe, kolorowe i przystępne propozycje dla rodziców, którzy chcą zaszczepić swoim dzieciom zalążki patriotyzmu i miłości do ojczyzny. To mądre przewodniki po polskich dziejach, obyczajach i kulturze. Naprawdę polecam!


Marcin Przewoźniak "Poradnik małego patrioty"


Joanna i Jarosław Szarkowie "Kocham Polskę. Historia Polski dla naszych dzieci"
Joanna i Jarosław Szarkowie "Kocham Polskę. Elementarz dla dzieci"


Małgorzata Strzałkowska "Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy"



Jak objawia się nasz patriotyzm na obczyźnie? Wielorako! Polacy są widoczni. Organizują festiwale kultury polskiej, są polskie filmy w irlandzkim kinie, są msze św. w języku polskim w irlandzkim kościele, są polskie sklepy, zakłady. Polskich pracowników można spotkać we wszelakich irlandzkich przedsiębiorstwach, urzędach, szpitalach - są chwaleni i doceniani. Są różne polskie osiągnięcia, np. ostatnio byłam u Natalii w szkole na Awards Night - na rozdaniu nagród dla najlepszych - dumna byłam niesłychanie, gdyż jedną z najlepszych jest moja córka. Niech cała społeczność szkolna wie  - że polskie dziecko nie jest w niczym gorsze, że może być tak samo dobre, że może być lepsze!!!

Jak nas postrzegają?  Różnie, bo też różnie się pokazujemy, ale ogólnie Polacy sa cenieni, jesteśmy coraz bardziej zasymilowani, jesteśmy członkami tutejszych społeczności -  wzbogacamy je.

Jak nie cenić wolności, gdy można być, gdzie się chce... Mogę przeprowadzić się, gdzie chcę, mogę też wrócić - gdybym tylko zechciała... Jestem spokojna o los moich najbliższych - to największa wartość wolności.

Gdy czasem nie umiem się wysłowić, bez wstydu mówię, że jestem Polką, iż język polski jest moim pierwszym językiem i w nim umieć wyrazić swoje myśli  - Irlandczycy to rozumieją. Mówią, że ja w ich języku mówię, oni w moim nie - mam nad nimi przewagę.

Dopiero z oddali widać, co w naszej ojczyżnie jest najpiękniejsze, najbardziej wartościowe, za czym najbardziej tęsknię. Czego Irlandia nigdy mi nie da...
Poczynając od swojskich widoków: wierzb, brzóz, lasów sosnowych, przez obecność najbliższych aż po bycie wśród ludzi mówiących tych samym językiem... 
Uwielbiam polski smak słów, ich szelest... 

Norwid napisał, że  "Ojczyzna  - to wielki zbiorowy obowiązek" - to obowiązek nie tylko Polaków w kraju, ale też Polaków za granicami. 
"A to Polska właśnie" - te słowa Stanisława Wyspiańskiego przypominam sobie, gdy tęsknię...
Jestem dumną Polką, jestem dumna matką Polką - chce wychowac swoje dzieci na świadomych dumnych Polaków i Europejczyków.

Wyszło nieco chaotycznie... Ale tyle myśli w głowie, że trudno nad nimi zapanować... A z tęsknoty - kujawiak...

"(...) Czy Ją kocham?
Kocham szczerze..."

piątek, listopada 07, 2014

Kto jest panem na Wisiołach? ("Mroczne siedlisko" Piotr Kulpa)



Mogłabym zacząć tak: pewne małżeństwo wyjeżdża z miasta, by zamieszkać w domu odziedziczonym po dziadkach. Z dala o cywilizacji, z dala od zasięgu, od problemów. Tak jakoś banalnie, prawda? Jednak tak zaczyna się ta powieść. Nie - tak zaczyna się pierwszy rozdział, a  powieść otwierają słowa z księgi Hioba: "Skóra za skórę. Wszystko, co człowiek posiada, odda za swoje życie" (Hb, 2,4) - motto znaczenia nabiera w trakcie lektury.  A potem jest prolog - mroczny, mocny, niejednoznaczny, pokazujący prawdziwego faceta, który płacze... I wszystko, o czym dalej czytałam,  w kontekście prologu jest dziwnie niepokojące... I chyba nie muszę dodawać, że na pewno nie będzie banalnie. Jest to bowiem powieść grozy z ludowym folklorem w tle. 

 Małżonkowie marzą o spokoju, o tym,  by ich syn zaczął mówić. W związku Tymoteusza i Magdy jednak brakuje  zaufania, sporo jest  tajemnic, przemilczeń, skrywanych pretensji. Dziewięcioletni syn - Czaruś - nie mówi, bo kilka lat wcześniej opiekującemu się nim tacie urwał się film. Dziecko musiało zajmować się same sobą, patrzeć na ekscesy tatusia... Wyjazd z miasta ma być formą rehabilitacji dla całej rodziny. 
Dom znajduje się  w miejscu zapomnianym przez Boga i ludzi,  gdzieś w Starogórach. Okazuje się, że wieś Wisioły  trudno nazwać spokojną - giną ludzie, ktoś poluje na bezpańskie psy -   dzieją się tam niewiarygodne rzeczy. Sąsiadami Smutów są wyłącznie starzy ludzie, którzy o dziadkach Tymka w ogóle nie chcą rozmawiać - podobno to byli dziwacy... Nie da się jednak uciec od wszystkich problemów, gdy jest się alkoholikiem. Niepijącym co prawda, ale...
Tymek stara się jak może - remontuje dom, organizuje żonie miejsce pracy, synowi kupuje psa, jednakże dość szybko zauważa, że nie na wszystko ma wpływ. Marzy, by na prowincji móc realizować swoje artystyczne marzenia - chce rzeźbić. 
Magda - niespełniona żona przy mężu, pani stomatolog.  Trwająca przy Tymoteuszu pomimo wszystko. Ale mająca swoje ukryte potrzeby. Przypomina sobie o nich słysząc w nocy skrzypcową muzykę, która trafia prosto do jej duszy. 
I Czaruś, ciągle Czaruś - nie Czarek, nie Cezary -  tylko Czaruś - ale on nie jest czarujący...  On kryje w sobie żal, złość, strach. Wie więcej niż rodzice myślą. On przeżył traumę zafundowaną mu przez ojca  i żadna  jego rehabilitacja nie zwróci mu dawnej  beztroski. On usłyszał od ojca słowa, które sprawiły, że zamilkł. Czaruś  kryje w sobie dziwną, silną i niezwyklą moc.


W książce występują dwa rodzaje narracji pierwszo- i trzecioosobowa - Tymoteusz mówi o sobie, o swoich uczuciach, stara się być wobec siebie szczery, pisze nawet dziennik; jednak szybko  można się przekonać, że narrator wie więcej... Mroczna jest ta jego wiedza. Smuta w pewnym momencie stwierdza:

"Archiwum X pękłoby w szwach, gromadząc historie naszej rodziny przeżyte w Wisiołach"... 

Są jeszcze inni bohaterowie. Nieszablonowi, wyraziści, zagadkowi, specyficzni... Jest Cygan -  Gajgaro Bargieł. Przystojny, zawsze pomocny. Magda ulega jego wpływowi - zresztą ulegają mu prawie wszyscy.  Nawet stary Krużgan - bacza, znachor - klęka przed nim  - bardzo wymowna scena. 
Są bywalcy baru "U grubej Stefy" - typy, z którymi nie chciałabym się spotkać w ciemnej uliczce; są sąsiedzi, których średnia wieku oscyluje około stu lat;  są też intrygujący bohaterowie epizodyczni, którzy sygnalizują kolejny tom i następne wątki.  
"Mroczne siedlisko" Piotra Kulpy to pierwsza część cyklu o panu na Wisiołach, o mrocznej tajemnicy wioski. To opowieść o prawdziwym facecie rzuconym gdzieś na prowincje, który musi przedefiniować swoje priorytety; musi odpowiedzieć sobie na wiele pytań. Zresztą te pytania o wiele istotnych spraw, trafiają także do czytelnika. Raczej nie otrzyma on precyzyjnych odpowiedzi.
 I wcale nie są one potrzebne. Wystarczy, że zostaną zadane.
Co jeszcze znajdziecie w tej powieści grozy? 
Niesamowity klimat, mroczną atmosferę - góry w blasku księżyca,  dźwięki skrzypiec docierające do wnętrza, dotykajace najintymniejszych uczuć.  Dzikie namiętności. Tajemnicze  szepty, głosy. Zabobony, tajemnicze obrzędy, ludowe  wierzenia, a nawet makabryczne rytuały. 
Do tego ta okładka - spójrzcie w oczy tym postaciom...

(źródło)
Coś na co zawsze zwracam uwagę - język. W tym przypadku świetnie stylizowany na gwarę lub slang. Płynny, swobodny, sprawny. Czasem poetycki, oniryczny, senny - działający na wyobraźnię, wzruszający. Czasem konkretny, mocny, wulgarny -  wszystko to zasadne, wręcz potrzebne,
Gdzie ta groza?  Oj jest, czasami az miałam dreszcze... Są sceny, są zdania tak mroczne i  tajemnicze, że miałam gęsią skórkę. Ale to nie jest horror, to jest powieść podszyta lękiem, strachem, obawą, niepewnoscią, tajemnicą przez duże T.

Uchylę wam rąbka tajemnicy. Wszystko przez to, że ktoś kiedyś się bał...
"Kiedyś dawno temu, popełnił w swoim życiu wielki błąd. Pokochał kobietę. Miłością niezwykłą, Jedyną taką, jaka zdarza się raz na tysiąc lat . Złowieszczą namiętną. Tragicznie niedozwoloną. Bezwstydnie szczęśliwą. Ale to nie owa miłość była błędem. Pozwolił, by zawładnął nim strach przed cierpieniem, przed śmiercią. Tak bardzo zapragnął  żyć nadal, że nie umarł, choć właściwie to on powinien zginąć. Jednak w zamian musiała umrzeć jego miłość. I przystał na to. Darowano mu życie, mało tego, dostał je na bardzo długo, może nawet na zawsze. Nie wiedział tego, bo jak na razie żył".
Zaintrygowani?
"Śmierć i życie" Gustaw Klimt
I na koniec wiersz Leśmiana. Poezja tego poety pojawia się w książce kilkukrotnie.

"Śpisz jeszcze… Na twych rzęsach 
— skra drobna poranku. 
Strachy śnią się twej dłoni — bo i drga i pała. 

Oddychaj tak — bez końca. Czaruj — bez ustanku. 
Kocham oddech twej piersi, ruch śpiącego ciała.
 Ileż lat już minęło od pierwszej pieszczoty?
 Ile dni od ostatniej upływa niedoli? 
Co nas wczoraj — smuciło? 
Co jutro — zaboli?
 I czy zbraknie nam kiedyś do szczęścia ochoty?
 Przyjdzie noc o źrenicach zaświatowo łanich
 I spojrzy — i zabije… 
Polegniem — snem czynni… Jak to? 
Więc musim umrzeć tak samo jak inni?
Jak ci — choćby sprzeciwka?… Pomódlmy się za nich…"
("Nad ranem")


Koniecznie posłuchajcie - piękna ballada; kilkukrotnie słuchałam, mając przed oczami mojego syna. A kto śpiewa? Piotr Kulpa - autor tejże powieści, jak się okazuje niezwykle wrażliwy i uzdolniony muzycznie człowiek.


Jestem pod wrażeniem! Na swoim czytniku już mam drugą książkę o panu na Wisiołach i nie zawaham się jej przeczytać. Pierwszy tom nie rozwiązuje żadnego wątku, więc po "Krzyk mandragory" trzeba sięgnąć! 
W grudniu będzie tom trzeci - ale będzie się działo!