wtorek, maja 06, 2014

Marsha Mehran 1977-2014



"Urodzona w Iranie powieściopisarka Marsha Mehran została znaleziona martwa w swoim domu w nadmorskiej wiosce Lecanvey w Irlandii. Miała 36 lat.

Pisarka urodziła się w Teheranie w 1977 roku, ale dwa lata później w czasie rewolucji irańskiej wraz z rodziną uciekła do Argentyny. Potem mieszkała w Stanach Zjednoczonych, w Australii, gdzie nadal mieszka jej ojciec, aż w końcu osiedliła się w zachodniej Irlandii. Sławę przyniosła jej debiutancka powieść „Zupa z granatów”, która została przetłumaczona na 15 języków i wydana w ponad 20 krajach. W Polsce książka ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B., podobnie jak druga powieść pisarki, „Woda różana i chleb na sodzie”." 

Bardzo to niezdrowa motywacja, by napisać recenzję, słysząc o śmierci autorki, ale poruszyła mnie wiadomość zasłyszana w lokalnym radiu, a także  potwierdzona przez portal Booklips (z którego pochodzi powyższy cytat).
Twórczość Marshy Mehran znam z czasopisma Bluszcz, które uwielbiałam. Wtedy mój mąż mieszkał już w Irlandii, a ja tę Zieloną Wyspę poznawałam z  jej perspektywy, z jej opowiadań. Gdy ukazała się książka "Zupa z granatów" - z wielką przyjemnością po nią sięgnęłam. Razem wyjechałyśmy do Irlandii... Nieco póżniej dołączyła do nas także druga powieść Marshy.

Piekne książki - o trzech siostrach pochodzących z Iranu, które w małym miasteczku na zachodnim wybrzeżu Irlandii znalazły swoje miejsce. Musiały pokonać szereg rozmaitych trudności, by móc uznać Ballinacroagh za dom. Musiały zostawić za sobą ojczyznę, rodzinę, znajomych. W Irlandii na początku były same, miały tylko siebie i pasję. Otworzyły Cafe Babilon - restaurację niemalże magiczną. Kusiły mieszkańców miasteczka tradycyjnymi perskimi potrawami i rozmaitymi smakołykami, które roztaczały wspaniałe aromaty kardamonu, cynamonu, szafranu...Do każdgo posiłku podawały  jaśminową herbatę zaparzoną w starym samowarze.  Początkowo  mieszkańcy nie akceptowali sióstr Aminpour, ich obcość budziła  nieufność, a egzotyczne zapachy i smaki kojarzyły  się z pokusami niemalże diabelskimi, jednak - jak można się domyśleć - dość szybko uległo to zmianie.
"Woda różana i chleb na sodzie" - druga z książek o siostrach Aminpour. Pokazuje ich dalsze losy i perypetie. Muszę przyznać, że odrobinę mniej mi się podobała. Wprowadza nowych bohaterów, przede wszystkich Estelle - starszą panią, z którą związana jest bardzo wzruszająca miłosna historia. Wprowadza elementy celtyckiej mitologii. Ale w tych książkach to nie fabuła była najważniejsza, nawet nie bohaterowie, ale nastrój... Niesamowity! Taki irlandzko-irański...



Do dziś patrzę na te książki z ogromnym sentymentem - one uczyły mnie Irlandii, one przedstawiły mi Irlandczyków. W tych książkach odnajdywałam swoje uczucia i przemyślenia.
To piękne i mądre książki - o szukaniu swojego miejsca, szukaniu spokoju i miłości, szukaniu zrozumienia i akceptacji, szukaniu samego siebie.
To piękne i magiczne książki - o tolerancji, szacunku, dobroci. Książki aromatyczne, smakowite... To książki pełne przepisów.



Dziś irlandzkim zwyczajem zapaliłam świeczkę i wspominam swoje wrażenia
 z literackich spotkań z Marshą Mehran. 
Jej książki zostają ze mną 

1 komentarz:

  1. Znam tylko pierwszą, trochę irytujące było podobieństwo do Czekolady Joanne Harris, ale w tych okolicznościach nawet nie warto o tym dyskutować. Taka młoda była strasznie to przykre.

    OdpowiedzUsuń