Czasami mam wrażenie, że urodziłam się w nieswojej epoce. Od zawsze czułam, iż jestem rozdarta między nowoczesnością i tempem czasów, w których przyszło mi żyć, a moim dziedzictwem, pamięcią osób, których słuchałam, historią miejsc, w których się wychowałam. Często pytałam dziadków i rodziców o wspomnienia związane z jakimś miejscem czy osobą. Niestety nie zawsze uzyskiwałam odpowiedź. Do do dziś czuję żal, że nigdy nie poznam historii rodzinnych wiosek, nie dowiem się, jak wyglądało dzieciństwo dziadków; nikt mi nie powie, jak się poznali, jak wyglądały ich lata młodości. On Mazur, ona Kurpianka - czemu zamieszkali w tym, a nie innym miejscu? Jak wyglądało ich życie na skraju Puszczy Kurpiowskiej?
"Przemijamy, zostaje tylko mgła naszych oddechów, trochę nawozu, garstka wspomnień, i one kiedyś odejdą. Jak po latach, gdy nie żyją już świadkowie zdarzeń, odtworzyć zapachy, uczucia i tamte czasy? Czy współcześnie, nie przeinaczając faktów, nie przekłamując prawdy, dałoby się wszystko opisać?"
Zastanawiam się często, jak przekazać dziedzictwo moim dzieciom? Są zdani tylko na mnie i mojego męża. Nie mają możliwości, by pójść do dziadków i posłuchać ich wspomnień, porozmawiać. Wiem, że są skypy i fejsbuki, ale one służą do omawiania bieżących spraw, a nie do wspominek. Czy nasze opowieści i stare zdjęcia wystarczą? Moje dzieci w paszporcie mają obywatelstwo polskie, zawsze będą je miały, ale czują się obywatelami Europy. Nie wzbudzi się w nich sentyment po usłyszeniu kurpiowskiej melodii, powąchaniu bzu, zobaczeniu sosnowego lasu czy krzaków jałowca.
Książka "Dziedzictwo" Krystyny Januszewskiej obudziła we mnie wszystkie te wspomnienia i refleksje. Obudziła nawet chęć powrotu na Kurpie, ale po to, by wyruszyć w podróż po sąsiadach, rozmawiać, wypytywać: jak było, czy znali moich dziadków...
"Póki się nie widzi, żyć łatwiej. Codzienność zabiera czas i pochłania myśli. Żeby zatęsknić, trzeba znowu zobaczyć."
Głównym bohaterem książki Krystyny Januszewskiej z domu Kuśmierczyk jest Jan Kuśmierczyk, dziadek autorki. Jego losy udało się odtworzyć od roku 1906. Na podstawie strzępków wspomnień, kilku faktów pisarce udało się stworzyć portret swojego przodka. Pokazała młodego mężczyznę, który musi zająć się gospodarstwem po śmierci ojca, pokazała jego dylematy, pragnienia.
"Nie rodził się po to, żeby innym dogadzać, żeby zapomnieć o sobie i jak popychadło godzić się na wszystko. Zestarzał się przed czasem, czyż to nie dość? Mniej go w środku niż kiedyś, gdy planował życie, w duszy hula wiatr zamiast nadziei."
Losy czyjejś rodziny - niby prywatna historia, a przecież to losy takie jak wszystkich - jest miłość, narodziny, śmierć, problemy finansowe, zmagania z sąsiadami, przeprowadzki, trudne decyzje, niepewność. Ciekawie pokazane realia życia na wsi początków wieku dwudziestego. Urzekł mnie klimat tej opowieści - trochę jakbym stała za płotem i mogła podpatrywać, jak wyglądało gospodarzenie Jana. Jakbym podglądała przez okno ich codzienne życie. Wieczory przy stole po całym dniu pracy. Rozmowy o bieżących wydarzeniach - polityce zaborców, wybuchu wojny, działaniach wojennych, odzyskaniu niepodległości, trudnych początkach wolnej Polski. Sporo jest historii, wiadomości o wioskach, miasteczkach, ale bez tego tła, bez kontekstu historycznego byłaby to zwykła gawęda.
"Więc cóż pozostało jak nie wspomnienia? Gdyby nie pamięć, byłbyś jak rybka w słoiku. Dzięki pamięci żyjemy trzykrotnie. Raz w przód, dwa razy do tyłu."
Małym minusem dla mnie było wprowadzenie wielu bohaterów, ich sąsiadów, kuzynów - nie było to przejrzyste, ale to osobista podróż autorki po jej historii - dla niej ważna, jej potrzebna. Cóż z tego, iż dla mnie nieco chaotyczna. Dodatkowo, zrozumienie tej opowieści komplikowało wprowadzenie dwóch perspektyw czasowych. Jednak odnalazłam się we współczesnych refleksjach autorki, jej rozmowach z coraz starszym ojcem, poszukiwaniu informacji o przodkach.
Zwroty do czytelnika były sygnałem: bądź dla mnie wyrozumiały, bądź cierpliwy, daj szansę tej opowieści i tym ludziom. Dzięki nim jestem, dzięki nim jest ta historia. Wspominam, Tobie czytelniku tłumaczę, prowokuję, żebyś się zastanowił, co ty wiesz...
Autorka trochę mnie zawstydziła. Sporo wiem o swoim dziedzictwie, ale niestety więcej nie wiem. I najsmutniejsze jest to, że się nie dowiem.
Krystyna Januszewska ożywiła coś skazanego na zapomnienie.
"Te wszystkie zdarzenia uświadomiły mi nagle potrzebę spojrzenia na siebie i poszukania łączności z grupą, do której przyjdzie nam dołączyć. W pewnym wieku w naturalny sposób zostawiamy dzieciom świat przyszłości, żeby samym zwrócić się w stronę tych, którzy już odeszli."
Polecam drugą część Dziedzictwa. https://ksiegarnia.pwn.pl/Kolysanka,750530156,p.html Krystyna Januszewska
OdpowiedzUsuń