środa, września 17, 2014

"Baśniarz" rozwiewający wszelkie wątpliwości?!



Mój 3-letni synek ostatnio bardzo mocno mnie przytulił. Tak mocno aż powiedziałam, że się rozsypię. On wziął moją twarz w swoje małe łapki i z bardzo poważną miną oznajmił:
 - Nie martw się mamo, ja umiem układać puzzle i klocki - to ciebie też poskładam...
Z tych małych łapek miód spłynął na mą duszę... Rozczulił mnie.
Potrzebowałam usłyszeć coś budującego, bowiem ostatnio jakoś sobie nie radzę. Nie wiem, jak pomóc 13-letniej dziewczynie, która jest bardzo zamknięta w sobie,  jak rozmawiać z nastolatką, która niekoniecznie ma na to ochotę,  jak dobić się do jej serducha?
         Może 3-latka do niej wyślę...
 Szkoda, że na jej smutki nie mogę nakleić plasterka o cudownej mocy... Pewnego dnia zdajemy sobie sprawę z tego, że dzieci są za duże, by wziąć je na ręce i utulić. Wymykają się nam. Zaczynają żyć swoim życiem. Różnie sobie z tym radzą. Chciałabym być dla córki oparciem, jej kotwicą,  kołem ratunkowym, ale muszę się pilnować, by przez chęć niesienia pomocy nie stać się balastem. Mogę tylko być obok, czekać...

Moją odskocznią od domowych problemów jest literatura. Czytając, zapominam o tym, co dzieje się wokół mnie. Tak jest najczęściej. Ale czasami trafiam na książkę, która jest jakimś znakiem dla mnie, koresponduje z tym, co mnie męczy. Wierzycie w magię książek? Czy one mogą sobie wybierać czytelnika lub czas, w którym zostaną przeczytane? Czemu akurat z kilkuset pozycji w domowej biblioteczce sięgnęłam po taką, w której występują nastoletni bohaterowie?


Greifswald, miasto w w północno-zachodnich Niemczech. Zima.
Anna jest jedynaczką, pochodzi z dobrego, dostatniego domu. Za chwilę będzie zdawać maturę. Gra na flecie, ma plany na przyszłość. Pomimo tego, że ma osiemnaście lat, można ją nazwać grzeczną dziewczynką.
Pewnego dnia w jej życiu coś się zmienia. Znajduje w swojej szkole lalkę. Mogłaby przejść obok niej obojętnie, mogłaby jej nie podnosić, nie pytać, kto ją zgubił. Dalej by mogła żyć w swojej mydlanej bańce. Bardzo często jakiś drobiazg, szczegół decyduje o naszej przyszłośći. Tym razem była to szmaciana lalka, która okazała się być własnością młodszej siostry szkolnego outsidera, handlarza narkotyków, Abla. Anna zaintrygowana innością chłopaka wkracza w jego świat. Przez przypadek odkrywa, że Abel posiada ciekawą umiejętność - opowiada baśnie swojej sześcioletniej siostrzyczce, Michi. Anna bardzo szybko orientuje się, że chłopak ma duże kłopoty.


"Baśniarz" Antonii Michaelis to  niezwykła historia. To opowieść o  tym, jak bardzo pozory mogą mylić. Wchodząc w życie Abla, odkrywamy jego mroczne tajemnice, wkraczamy w jego codzienność przesiąkniętą baśnią. Zanurzamy się w  baśni,  którą przenika brutalna rzeczywistość.
Tej baśni raczej nie przeczytamy małym dzieciom. Abel poprzez swoją fantastyczną opowieść chce swoją siostrę ostrzec przed różnymi zagrożeniami. Jest w tej baśni ciemność i  strach, niepewność i ból; są czarne charaktery,  myśliwi,  jest nawet wyspa mordercy...
Dla kogo jest ta książka? Na pewno nie dla dzieci. Raczej dla młodzieży 16+. A także dla dorosłych, którzy chcą poznać nastoletni punkt widzenia, którzy nie boją się zejść do poziomu swoich dzieci. Bowiem dla dorosłych czytelników ta historia może być miejscami trochę infantylna.
 Pojawia się problem  narkotyków - wszyscy w szkole wiedzą, czym zajmuje się Abel, ale nikt z nauczycieli nic nie robi. Jeden z nich nawet przymyka oczy na to, że  chłopak na lekcji odsypia nocne eskapady. Bezradność, bezsilność, czy umywanie rąk?
Anna ma bardzo wyrozumiałych rodziców - mówi do nich po imieniu. O nic nie pytają, nic nie chcą wiedzieć, życzą późnych powrotów do domu. Nie motywują do nauki przed maturą... Ufność i miłość, czy naiwność? Nie zauważają kontrastu między symfonią Mahlera rozbrzmiewająca z adaptera stojącego na antycznej komodzie, a odpadającym tynkiem w NRD-owskim bloku. Nie chcą tego widzieć?
Dla mnie to trochę ostrzeżenie - jak bardzo muszę być czujna, jak uważnie muszę przyglądać się zachowaniu córek, a także ich znajomym. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje córki dorastają, iż chcą być coraz bardziej samodzielne, ale jednocześnie nie mogę zapominać, że narażone są na wiele niebezpieczeństw - jak je przed nimi ostrzec? Czy mogę je ciągle chronić? Wiem, że nie..


Na okładce jest informacja, że historia  Anny i Abla to "historia miłości rozwiewającej wszelkie wątpliwości". Jest to książka  o pierwszej miłości -  bardzo mocnej, trudnej, bolesnej, a jednocześnie   ślepej i naiwnej, pełnej bólu, podejrzeń, zwątpień. Watpliwości się rozwiewają, i owszem, ale cena prawdy jest straszna.
Jest to też książka o miłości braterskiej, o poświęceniu i przywiązaniu.


Co mnie w tej książce oczarowało? Smak słów. Ich moc. Ich magia.
Jest poetycko, metaforycznie,  pięknie, czasami trochę a la Coelho, ale nie jest to męczące. Jest coś z Fausta, coś z Małego Księcia, a jednocześnie mocno kryminalnie, tajemniczo, mgliście. Jest o tym, że słowa mogą uwieść, a nawet omamić...
Tu fragment:
"To jest miejsce, gdzie wszystkie wołania wpadają do morza, bo nie sięgają dalej. Na dnie morza widziałem leżące słowa, tysiące słów, wraki zdań, pytania i odpowiedzi, które nigdy nie dotarły do celu...- wyjaśnił mors.
- Jakie to smutne! Cmentarzysko słów! - zawołała Mała Królowa.
- Niektóre z nich pożerają ryby i potem otrzymują dziwne nazwy: płetwal karłowaty i samogłów, węgorz elektryczny i latimeriopodobne... - wyjaśnił mors" (Str. 163)

Baśń powinna dobrze się kończyć, najlepiej słowami: i żyli długo i szczęśliwie..., a tu? Raczej nie oczekujcie happy endu...




Piosenki Cohena pojawiają się w książce wielokrotnie. Tu link do mojej ulubionej:)

2 komentarze:

  1. Oh Edyto! Coz za piekne okolice, coz za wyjatkowe tlo dla Twojej ksiazki i wreszcie... coz za wyjatkowa kobieta pograzona w lekturze...

    OdpowiedzUsuń