czwartek, stycznia 14, 2016

Kryminalnie - Peter May, Katarzyna Pużyńska, Alek Rogoziński i dwa zdania o Camilli Lackberg

Naszło mnie ostatnio na kryminały. Przeczytałam kilka. Tak jeden po drugim. I mogłabym powiedzieć, że mam  na razie dość zbrodni i śledztw, ale  wczoraj właśnie miała premierę najnowsza książka  Joanne Rowling, czy jak kto woli Roberta Galbraitha -  "Żniwa zła"  i muszę ją przeczytać! Przede wszystkim dla Cormorana Strike'a - to dopiero ciekawie wykreowany bohater:)
I to właśnie w kryminałach podoba mi się najbardziej - charakterystyczni, konkretni, inteligentni, twardzi dochodzeniowcy płci obojga.  Lubię śledzić ich tok myślenia, lubię tę kryminalną logikę i analizę wielu śladów prowadzących do odkrycia sprawcy. A jednocześnie  cieszę się, że kryminały nie są skupione tylko na opisach zbrodni i poszukiwaniu przestępców, ale jest w nich ciekawie rozbudowana warstwa społeczno-obyczajowa. Policjanci nie skupiają się tylko na pracy, są normalnymi ludźmi różnie radzącymi sobie z różnymi emocjami.



Pierwszym z serii ostatnio przeczytanych kryminałów jest "Czarny dom" Petera May.
Mroczny, celtycki klimat. Szum wiatru niemalże odczuwalny. Nie znam Szkocji, ale opisy skalistej wyspy Lewis, wysokich klifów ze skupiskami rzadkich, krzyczących ptaków  przywodziły na myśl obrazy, które często widuję. Mieszkam na Zielonej Wyspie już 6 lat, ale jeszcze mi się te krajobrazy nie opatrzyły; nie znużyło mnie jeżdżenie wąskimi uliczkami wzdłuż oceanicznego wybrzeża, które za każdym razem jest inne. Czytając książkę Petera May łatwo mogłam sobie wyobrazić miejsca, o których pisał - skały, torfowiska, wybrzeże, klify oraz ocean rozbijający się o brzeg. Znam nie tylko łagodny szum Atlantyku, ale  też jego huk, Potrafi być bardzo głośny. Znam  male przybrzeżne miasteczka, gdzie wszyscy wszystkich znają i rozumieją bełkotliwy celtycki język, no może poza ludnością przybyłą, Poznaję wyspiarskie tradycje i obyczaje - niektóre ciągle są dla mnie niezrozumiałe bądź zadziwiające. Ale przecież ja o kryminale chciałam... Zagadałam się, bo Peter May sporo miejsca poświęca opisom szkockiej przyrody oraz tamtejszym zwyczajom.
I właśnie na taką wyspę wraca policjant Fin Macleod, który wyjechał przed kilkunastoma laty. Planował swoje miasteczko opuścić tylko na czas studiów, ale wyszło inaczej. Jeszcze się nie pozbierał po stracie syna, jeszcze nie omówił z żoną trudnych przeżyć, a już musi wrócić do bolesnych wspomnień. Dodatkowo musi porównać zbrodnie, którą popełniono w Edynburgu z tą z wyspy. Musi poprowadzić śledztwo w sprawie morderstwa swojego szkolnego kolegi. Kolegi -  to może za dużo powiedziane, bowiem w okrutny sposób zamordowany zostaje człowiek, który wielokrotnie Finowi dokuczał, wyśmiewał go.  Skrzywdził też wielu innych ludzi, czyli niewielka strata, ale ... w świetle prawa to nieistotne. Policjant musi wykonać swoją pracę, musi znaleźć zabójcę.  Rozmawia z ludźmi, których znał. Nie wszyscy go pamiętają, nie wszystkich Fin poznaje - dużo się zmieniło przez te lata.
Odwiedza znajomych sprzed lat, patrzy  jak ułożyli sobie życie, dowiaduje się ciekawych rzeczy. Niektóre nim naprawdę wstrzasają. Spotyka swoją pierwszą miłość, najlepszego przyjaciela, kolegów, wspomina  młodzieńcze, szkolne eskapady i ich konsekwencje. Wraca pamięcią do wyprawy na głuptaki, opisuje przebieg dorocznego, tradycyjnego polowania na te rzadkie ptaki. Przerażające fragmenty... Nie dziwię się, że jednym z bohaterów jest ekolog protestujacy przeciw tym rytualnym wyprawom.
Bardzo dobra książka, ciekawy styl - oryginalny, plastyczny, melancholijny -  miałam wrażenie, że tę mroczną historię opowiada jakiś gawędziarz, takim męskim, zachrypniętym głosem.  Snuje opowieść o tym, co było i co jest. Zawiesza głos. ale nie nudzi. O nie! Mówi tak, że te chwile milczenia tylko potęgują napiecie.

Zupełnie innym jeżeli chodzi o nastrój jest drugi tom kryminalnej serii Katarzyny Pużyńskiej.  O ile u Petera Maya atmosfera była niemalże gęsta, o tyle tu powiedziałabym, iż jest duszna. Dużo się dzieje, pojawia się wielu bohaterów, ginie kilka osób. A to wszystko podczas upalnego sierpnia.  Książka "Więcej czerwieni" podobała mi się tak jak "Motylek". Wróciłam do Lipowa, bo byłam ciekawa jak autorka poprowadziła losy Daniela  Podgórskiego. Wiedziałam, że znów będzie pracował i rozwiązywał kolejną kryminalną łamigłówkę, ala  bardziej chciałam się dowiedzieć, jak układają się jego relacje z Weroniką, co u Klementyny Kopp. Byłam też ciekawa, co u policjantów z posterunku w Lipowie - tym razem niestety ani słowa o nich. Moja babska ciekawość została zaspokojona tylko cześciowo. Katarzyna Pużynska potrafi dawkować informacje -  i dobrze. Sięgnę po kolejne książki.

 Z czym tym razem przyszło się zmierzyć policjantom z Lipowa i Brodnicy? Z seryjnym mordercą, z zabójstwami młodych kobiet. Zastanawiające jest to, jak są okaleczone. Pojawia się motyw trzech mądrych małpek, które nic nie widzą, nic nie słyszą, nic nie powiedzą. Podobnie jak ludzie w wiosce. Zresztą policjanci, aby odnaleźć sprawcę muszą analizować każdy szczegół, przyglądać się sprawie z różnych stron, a i tak główną rolę odegra intuicja. Przez panujące upały dochodzenie prowadzone jest nieco chaotycznie i sennie, ale aktywność mordercy nie pozwala śledczym stracić czujności.
Nieco irytujące były powtórzenia - wymienianie za każdym razem pełnego imienia i nazwiska, zawodu, stopnia czy przezwiska. Te same teksty komisarza  Wiktora Cybulskiego, nużąco powtarzalne rozmyślania Klementyny czy zbyt częste odczucia głodu Daniela. Szybko odkryłam, że tak ma być - taka maniera, jednakże było to trochę męczące.
Pod koniec 2015 roku przeczytałam najnowszy kryminał Camilii Lackberg. "Pogromcę lwów", teraz jej polską konkurentkę  - Pużynską. U obu autorek charakterystyczne jest to, że ich książki składają się z trzech linii tematycznych - sensacyjno-kryminalnej,   prywatnej oraz  historycznej. Te wątki świetnie się plączą, zazębiają i śledzenie ich sprawia, że lektura tego typu kryminałów jest ciekawa. Kryminały obu pań należą raczej do nurtu literatury popularnej, znawcy i miłośnicy rasowych powieści gatunku mają zapewne im wiele do zarzucenia, jednakże według  mnie to świetne książki, po które sięgam z przyjemnością i które oczywiście polecam.

Przy okazji kryminałów Alka Rogozińskiego pozwolę sobie na małą dygresję dotyczącą formy książek po jakie sięgam.  Jestem czytelnikiem hybrydowym - określenie odnalezione niedawno na portalu Lubimy czytać, tzn.  wybierając lektury, z  przyjemnością mieszam książki drukowane i elektroniczne. Bardzo często  korzystam  z kindla, ostatnio łapię się na tym, iż coraz częściej czytam ebooki, ale na szczęście niektóre książki nie ukazują się w wersji elektronicznej.   Z jednej strony to odważne ze strony autorów bronić tradycyjnej formy wydawania, bo siłą rzeczy pisarz ogranicza grono czytelników, a z drugiej - mobilizuje tych,  którym naprawdę zależy na przeczytaiu do zakupu czy pójścia do biblioteki. Ebooki są wygodniejsze - dla czytelników podobnych do mnie, znajdujących się gdzieś w świecie są łatwiej i szybciej dostępne, nie ma problemu z ich przechowywaniem czy transportem, ale wiem, że prawdziwego  miłośnika książek nie przekonam, aby zrezygnował z domowej biblioteczki.
Czemu o tym piszę ? "Ukochany z piekła rodem" oraz druga książka Alka Rogozińskiego "Morderstwo na Korfu" są dostępne tylko analogowo. Pierwszą książkę wygrałam w jakimś facebookowym konkursie, co dowodzi tego, że nawet ślepej kurze czasem trafia się ziarno, drugą zakupiłam dzięki rekomendacji Magdy Witkiewicz i Nataszy Sochy. Pomimo, że to kryminały, ubawiłam się setnie.  Są śmieszne, inteligentne, ironiczne, świetnie osadzone we współczesnych realiach, mnóstwo w nich odwołań do tak zwanego szołbizu - do tego, co dzieje się w świecie mediów, mody i literatury. Główną bohaterką jest  pisarka, autorka poczytnych romansów Joanna Szmidt,  która wchodzi w  rolę panny Marple. Nie poradziłaby sobie bez swojej niezastąpionej agentki Betty.  W pierwszej książce kobiety prowadzą swoje prywatne śledztwo, które ma wyjaśnić, dlaczego zginął kochanek Joanny. Szybko się okazuje, iż jej ukochany nie miał wyłącznie romantycznych intencji. Bohaterki zadają się z podejrzanymi typami, nawiązują współpracę z policją. Podczas swojego dochodzenia mało nie tracą życia. Ciągle sobie dogryzają, przegadują się - i to właśnie podobało mi się najbardziej.
W drugiej książce miały odpocząć od siebie i bawienia się w detektywki (dziwna forma - czemu nie ma rodzaju żeńskiego?) Joanna miała skupić się na pisaniu kolejnego rewelacyjnego romansu. Miała pracować w bardzo przyjemnych okolicznościach przyrody z dala od Polski, bo aż na Korfu, ale jakoś tak się złożyło, że zginął właściciel pensjonatu, w którym miała mieszkać. Pech chciał, że to ona odnalazła zwłoki. I przecież nie mogła zostawić sprawy niezaradnej greckiej policji, prawda? Wezwała na pomoc Betty oraz zaprzyjaźnionego kapitana policji, by rozwikłać zagadkę, który z gości zabił. A że każdy miał motyw, to dzieje się dużo... Kompozycja obu powieści nawiązuje do najlepszych wzorców - do kryminałów Joanny Chmielewskiej i Agaty Christie, więc nie muszę tłumaczyć, że te kryminały czyta się z uśmiechem na ustach.

Krótkie podsumowanie? Zbędne. Idę poczytać :)


4 komentarze:

  1. To nie do końca jest prawda :) "Ukochany..." jest już na e-booku. Ale i tak dziękuję pięknie za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alku, przepraszam za delikatne, nieświadome przekłamanie - nadrabiam; tu można wybrać najlepszą ofertę i kupić "Ukochanego z iekła rodem" w wersji elektronicznej: http://upolujebooka.pl/oferta,59985,ukochany_z_piekla_rodem.html

      Usuń
  2. Kryminały baaardzo! Chociaż nie rozumiem zachwytu nad Mrozem. Próbowałam, naprawdę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię czytać tego, czym zachwycają się wszyscy. Muszę poznać fenomen Mroza, ale chyba nie teraz.

      Usuń