czwartek, marca 05, 2015

"Nie ma matek idealnych" - "Maminsynek" Nataszy Sochy i trochę o "Macosze" tejże


Zawsze marzyłam o synku.  Już druga córka miała być chłopcem. Urodziny trzeciej dziewczynki odchorowałam, bo przecież chciałam chłopca... Gdy w końcu pojawił się wymarzony synek obiecałam sobie, że go nie zasłodzę. Ma być z niego facet - pewny siebie, twardy i czuły jednocześnie.
Żadnego z dzieci nie rozpieszczałam, nie rozczulałam się.
Jestem obok moich dzieci, ale stawiam na ich samodzielność. Obserwując  najstarszą córkę,  widzę, że to procentuje, więc mam nadzieję, że mój synek nie wyrośnie na maminsynka. Nie ma pewnego podręcznika,  jak być dobrym rodzicem. Nie ma jednej skutecznej metody, by dobrze wychować dzieci. Jest zdrowy rozsądek, jest intuicja, a przede wszystkim jest miłość. Kochający rodzic powinien wiedzieć, kiedy może wypuścić dziecko spod swoich skrzydeł.
Jak nie wpaść w mamusioholizm ostrzega nowa książka Nataszy Sochy "Maminsynek". Ostrzega w bardzo ciekawy, pełen ironii i humoru sposób.




Książka podzielona jest na dwie części. Narratorem w pierwszej jest Leander - mamincycek, gniazdownik, wieczny chłopiec z syndromem  Piotrusia Pana, ukochany synek mamusi, oczko w jej głowie,  jedynak, trzydziestoparoletni pieszczoszek... Każdą kobietę porównuje do swojej matki i chyba nawet nie muszę dodawać, jak potencjalne kandydatki na partnerkę wychodzą w tym zestawieniu. Muszę? Dodam - żadna jej do pięt nie dorasta! Żadna nie ma prawa powiedzieć czegoś złego na temat  jego matki, ale jak jej nie krytykować, gdy ewentualne pretendentki przeszywa wzrokiem, a synka wzywa  do namakającego dachu - nie przemakającego...
Leander związany jest z matką aż do bólu - nie wiem, czy uwierzycie, ale zapytał ją o przyzwolenie na swój pierwszy raz... Mamusia zgodę wyraziła, zaopatrzyła synka  w gumki, a potem  pojechała za nim i czekała w pobliżu - czuwała,  a po fakcie zabrała syna do domu i upiekła torcik. 
To, że matka nie miała prostego dzieciństwa, jej nie tłumaczy.  To, iż miała macice zamiast mózgu, nie usprawiedliwia faktu, że wychowała mężczyznę niesamodzielnego i niezaradnego. Może i szarmanckiego, mądrego, wrażliwego,  dowcipnego, na dodatek przystojnego - prawie idealnego, gdyby tylko potrafił żyć bez mamusi...
Tulipan Greiga

Amelię polubiłam od pierwszej strony. To ona jest narratorką drugiej części. Lubi sowy. Zna się na kwiatach. Zaradna, samodzielna,  mądra kobieta  -  może odrobinę infantylna, może przewrażliwiona, na pewno zakochana. Zauroczona mężczyzną niemalże idealnym.  Ma nadzieję, że uda jej się wyrwać go z macek mamusi. Ufna w swoj urok, wdzięk - trochę naiwna -  brnie w taki chory związek, angażuje się, szuka sposobu na teściową i ... spędza samotnie każdy weekend i święta... Wiem, że czasem tylko wyjazd do innego kraju pomaga w wyleczeniu układów żonaty syn - mamusia...


"Maminsynek" Nataszy Sochy to książka, który na pewno Wam się spodoba. Autorka lekko, sprawnie, ciekawie  spojrzała na męskość, kobiecość; bycie matką, teściową;  panną czy  kawalerem na wydaniu. Ironicznie, celnie, momentami śmiesznie pokazuje coraz bardziej powszechny problem - nieporadnych mężczyzn i zdesperowanych kobiet.
Natasza to wrażliwa językowo autorka, spostrzegawcza;  lubi gry językowe, niuanse znaczeniowe - bardzo miło spędziłam czas z jej książką. Opis zapoznania się Leandra i Amelii - pokazany z jego i jej strony - świetny fragment!
Bohaterowie są nieco przerysowani, ale przez to bardzo wyraziści. Te nieco groteskowe ujęcie tematu robi wrażenie.
Jeśli chcecie poznać typologię teściowych; dowiedzieć się, co oznacza, że facet jest libidalny; jak oswoić cykadę; czym są imienne szczepionki; po co komu maszynka do komponowania snów i na czym polega stylizacja na mamuśkę - musicie sięgnąć po tę książkę.
Większość kobiet dochodzi przecież do podobnego wniosku, iż "(...)  z czasem [każdy] miś coraz bardziej linieje i w końcu przepotwarza się w knura profanującego pościel w sowy"... Czyż nie?




Zachęcona stylem autorki i zapoznaniem z listą książek zgłoszonych do Festiwalu Literatury Kobiecej sięgnęłam po "Macochę". Po raz kolejny natknęłam się na motyw nastoletniego dziewczęcia stającego w progu nie swojego  domu i wywracającego życie jego mieszkańców. Dziewczę jest rozdarte między matką, ojcem i macochą, sprawiające problemy, zbuntowane. Nic zatem dziwnego, iż młoda mężatka pobytem takiej dziołchy w domu zachwycona nie jest... Chciałaby jej się jak najszybciej pozbyć, snuje nawet plany zamordowania nastolatki - rola macochy po prostu jej odpowiada.
Oprócz refleksji o byciu przybraną matką w książce można odnaleźć wiele anegdot, żartów sytuacyjnych, scenek z życia patchworkowej rodziny. Cała plejada mniej lub bardziej zwariowanych postaci sprawia, że co chwilę na twarzy pojawia się uśmiech.
Czyta się szybko,  lekko, jednakże po dwutorowej konstrukcji "Maminsynka" w "Macosze" zabrakło mi głosu Kasi -  nastolatki. Z przyjemnością przeczytałabym o jej spostrzeżeniach na temat nowej żony taty,  która się z trudem odnajduje w roli mamusi, czasem zachowuje się niedojrzale i dziecinnie. W tej książce jednak autorka przyjęła konwencję dziennika - zapiski Romy śmieszą, wzruszają, czasem odrobinę irytują.

Oba spotkania z twórczością Nataszy Sochy uważam za udane i godne polecenia, jednakże, moim zdaniem,  nowa książka - "Maminsynek" - jest znacznie lepsza. 
Jako synowa i matka czwórki dzieci teoretycznie wiem, jakich błędów nie mogę popełnić w przyszłości jako teściowa, a jak będzie w praktyce - zobaczymy...
Pani Nataszo - dziękuję za plik "Maminsynkiem":)

7 komentarzy:

  1. To świetna książka i z przyjemnością sięgnę po kolejne powieści autorki. Myślę, że na mamy znacznie mocniej podziała Maminsynek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj podziałała... Od razu do głowy przychodziły myśli: jaką bedę teściową, jakimi narzeczonymi będą moje córki, jakch zięciów będę miała i pytanie, na które odpowiedź poznam dopiero za kilkanascie lat - jaką synową będę miała:) Książka świetna!!!

      Usuń
  2. Edytko , przeczytam koniecznie , zaczné oczywiscie od Mamisynka . Nie chcé sié powtarzac ...Swietny post i super oprawa !!!! Bardzo dziékujé!!! Warto bylo czekac. Skonczylam Bialá czarownicé . Super . Stokrotnie dziékujé . Pozdrawiam serdecznie. Joanna

    OdpowiedzUsuń
  3. Edytko, zachęciłaś mnie do przeczytania "Maminsynka". W tajemnicy napiszę, że po części mój mąż jest maminsynkiem, ale psttt.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikomu nie powiem, pod warunkiem, ze Ty też nikomu nie wspomnisz, że mój też jest maminsynkiem - chyba wyrwanym z macek nadopiekuńczej mamusi. A "Maminsynka" Nataszy Sochy powinnaś przeczytać - tak dla poprawienia humoru. Spodoba Ci się:)

      Usuń
    2. Obiecuję milczeć! Mamy wspólny sekret ;)

      Usuń