czwartek, września 17, 2015

Zacząć od nowa - "Jeszcze raz, Nataszo" Karoliny Wilczyńskiej


Można by powiedzieć,  że jest to historia jednego grilla. Znaczy jednego wieczoru przy ogniu rozpalonym na grillu. Przy oczyszczającym ogniu.
To historia pewnego związku.
Historia jak ze starego kina, gdzie za slajdem z tekstem szedł obraz. Tu punktem wyjścia jest zdjęcie, a potem są wspomnienia. Są też przemyślenia, bowiem Natasza - tytułowa bohaterka książki Karoliny Wilczyńskiej "Jeszcze raz, Nataszo", dochodzi do wniosku, że zdjęcia, które przedstawiają najważniejsze wydarzenia z jej życia  nie przedstawiają prawdy. Są odbiciami jej marzeń, złudzeń, naiwności i łatwowierności. To obraz iluzji, fikcji i pozorów. Długo trwało zanim się zorientowała, że wpadła w pułapkę.
"(...) zaspokajania czyichś oczekiwań. Albo nawet, żeby było bardziej skomplikowanie, moich wyobrażeń o czyichś oczekiwaniach. Dopiero dzisiaj zdałam sobie sprawę z błędnego koła, w które wpakowałam się z własnej woli."





Historia sięga lat osiemdziesiątych. Natasza wspomina swój rodzinny dom, jego atmosferę, wymagających  rodziców. Swoje pierwsze dorosłe decyzje, rozczarowania, uczucia. Przypomina sobie początki związku z Darkiem -  swoim dopiero co byłym mężem. Nataszę bowiem poznajemy w chwili, gdy dostaje rozwód. I chce uporządkować swoje życie. Zaczyna właśnie od zdjęć i stwierdza, że musi zapomnieć, o tym co boli.
Siada na tarasie swojego pięknego domu i rozpala ogień. Marzy o tym, by definitywnie zamknąć ten rozdział swojego życia, bo z perspektywy czasu widzi, że jej związek nie był zbudowany na solidnych fundamentach, a na złudzeniach,  niewłaściwych wyborach, przemilczeniach.
"Kobieto, nieważne co chcesz, ważne, co się opłaca! Swoje chcenia schowaj głęboko, bo za nie nic się nie kupi!"
Słowa te padły, gdy właśnie zmieniał się ustrój. Zresztą później mąż wiele razy upominał Nataszę, że jej "chcenia" są nieistotne. Był to czas przemian, początek kapitalizmu. Oboje próbowali odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Darek bez trudu znalazł dla nich miejsce w kształtującym się właśnie rynku reklamy. Natasza pomimo, że skończyła psychologię i marzyła o innej karierze, zaangażowała się w realizację pomysłów męża. I to był sukces.  Ten wymierny - piękny dom, samochody, wyjazdy, własna  firma. Jednak  państwo prezesostwo gdzieś w tym wszystkim się zagubiło.


Może takie czasy, może to zachłyśnięcie się nowymi możliwościami. Może to Darek, który umiał wykorzystać szanse oraz decyzja Nataszy, że tak trzeba.  Może...
Ale  podczas palenia zdjęć kobieta doszła do wniosku, że zgubiła swoje uczucia, odrzuciła wrażliwość  i czułość. Zapomniała o tym, z jakiej rodziny pochodzi, jakie wartości były ważne dla niej i jej rodziców. Zapomniała o swojej pasji, kierunku studiów, dla którego tyle poświęciła, o który tak walczyła.
"Władza absolutna jest jak narkotyk. Bardzo szybko uzależnia. I nie ma silnego, który potrafi się jej oprzeć, nie zachłysnąć. Wciąga niezauważenie, zmienia ogląd rzeczywistości, nakazuje być okrutnym i wyzbyć się emocji. Powoli przejmuje kontrolę nad sposobem myślenia, podporządkowuje sobie każde działanie. Posmakowana raz sprawia, że człowiek będzie gotowy na wszystko, żeby jej nie stracić. Podnieca bardziej niż najlepszy kochanek. Wystarczy mieć władzę absolutną. Wtedy nie potrzeba nikogo i niczego innego. Stałam się jej zakładniczką i nie zrobiłam nic, żeby temu zapobiec. Weszłam w jej objęcia dobrowolnie, z uśmiechem na ustach i doskonale czułam się z w jej towarzystwie.
A jaka byłam z siebie dumna! Nareszcie role się odwróciły - nie musiała już nikogo zadowalać, płaszczyć się, starać ponad siły i oczekiwać na pochwałę niczym wierny pies na ochłap z pańskiego stołu. A teraz sądzę, że stałam się zwyczajną biznes suką w najgorszym wydaniu. Gardziłam ludżmi, bo wreszcie mogłam poczuć się lepsza. Odgrywałam się na nich za lata, w których sama żebrałam o uwagę i miłość."
Patrzac na zdjęcia, Natasza nie widzi na nich pięknych, młodych ludzi. Widzi,  jak nieprawdziwe były te emocje. Jak często musiała udawać i robić coś wbrew sobie. Jak rzadko liczyło się to, co ona chciała, o ile częściej ważniejsze było to, co trzeba, co wypada, czego od niej oczekiwano,  na czym się zarobi, i tak dalej...  Właśnie władza i pieniądze sprawiły, że zagubiła to, co istotne.  Zagubiła gdzieś siebie, a gdy upomniała się o swoje potrzeby, chciała zawalczyć o marzenia, okazało się, że nawet kochany mąż nie bierze ich pod uwagę. Dlaczego z nim była?
"Zdobył mnie cierpliwością, brakiem nachalności, jakimś podświadomym zrozumieniem czego potrzebuję. Można powiedzieć, że mnie oswoił, przyzwyczaił do siebie jak płochliwe dzikie zwierzątko. Poczułam się przy nim bezpieczna, a tego potrzebowałam chyba najbardziej."
Po latach wie, że chciała czuć się kochana, potrzebna, ważna. 


Pierwszoosobowa narracja, szczerość narratorki - taki wewnętrzny monolog - opisanie wszystkiego co pamięta, co miało wpływ na sytuacje, w której teraz się znalazła, co doprowadziło do rozwodu. Skupienie na emocjach - wszystko to sprawia, że powieść Karoliny Wilczyńskiej jest autentyczna. Pozwala dobrze poznać bohaterkę, samemu ją ocenić. Usprawiedliwić lub skrytykować. 
Natasza wyrzuca z siebie wszystkie negatywne emocje, doznaje oczyszczenia. Pisze o swoich błędach, Wie,  że jej ustępstwa nie były pojściem na kompromis -  były poddaniem się. Bez walki. Wie, iż rozwód jest wynikiem wieloletnich zaniedbań. 
Ale może zacząć jeszcze raz. Zaczyna od nowa, od początku, ale to nie będzie tabula rasa,  przecież ma w głowie całą masę doświadczeń, pamięć popelnionych błędów. Wie, czego nie robić. Musi tylko się zastanowić, czego chce; do czego dążyć. 
Na koniec wrzucam piosenkę w wykonaniu rewelacyjnej Krystyny Jandy z ukochanego opolskiego koncertu "Zielono mi". Natasza mogłaby zaśpiewać - "Bo ja jestem, proszę pana  na zakręcie..." I dośpiewać: Nie wiem, co za nim, ale na pewno coś innego. I na pewno nie pozwolę już sobą minipulować. Na pewno zawalczę o siebie...



2 komentarze: