czwartek, kwietnia 23, 2015

Co martwi czytającą mamę?

Kilka książek z półek Natalii i jej ukochane skrzypce
Co najbardziej martwi czytającą mamę? To, że jej dzieci nie czytają. A przynajmniej nie tyle, ile wymarzyłaby to sobie matka książkomaniaczka. Gdy przypominam  sobie siebie jako nastolatkę, widzę stosy książek z biblioteki, widzę światło do późna, widzę zeszyty, pamiętniki z notatkami i cytatami (muszę je sobie przywieźć z Polski, porównać swój gust sprzed lat z dzisiejszym). A co widzę teraz u moich córek ? Komputer i telefon... Starsze czytają ostatnio   tylko lektury z irlandzkiej  szkoły, ale tu muszę napisać o czymś, co mnie zadziwia, a nawet  szokuje.  W tutejszych gimnazjach  lektury czytane są na lekcji  przez nauczyciela  - na głos!   Jedna lub dwie na rok. Córeczki czytają... Takie oczytane.... Najstarsza w szkole średniej poznała "Zabić drozda", "Romea i Julię", "Kes" (Barry Hynes), "Wielkiego Gatsby'ego". Teraz czytają z panią na angielskim "Big Maggie" - dramat J.B.Keane. Lekturą młodszej w pierwszej klasie tutejszego gimnazjum jest "Wonder" ("Cud chłopak"- R.J.Palacio). Gdyby nie  polska szkoła, a przede wszystkim, gdyby nie matka, która o książkach ciągle gada, dziecięciu pod nos ciągle coś podtyka, to miałabym córy nieświadome wartości literatury.



Kilka książek z półki  Alicji
Najstarsza wcześniej czytała więcej, chętniej. Wyszukiwala interesujące ją tytuły, a ja jej książkowe zachcianki traktowałam jak spełnienie  swoich marzeń.  I oczywiście książki kupowałam. Ale ostatnio coś się zmieniło. Nie ma czasu, a co gorsze - nie ma chęci do czytania.  Pocieszające jest tylko to, że coraz częściej rozmawia ze mną o swojej dorosłości, wyborze kierunku studiów, prawie jazdy. Biega, ćwiczy. Zdrowo się odżywia. Gra na skrzypcach, szuka pracy. Udziela się w harcerstwie.  Mądra dziewczyna, ale czemu w jej harmonogramie brakuje czasu na czytanie?! 
Alicja  martwi mnie doborem lektur... Dziś kupiła sobie za swoje oszczędności "I hate myselfie" (Shane Dawson) - z lekka niepokojące.   Ostatnio czytała "Girl online" (Zoe Sugg). Duże wrażenie zrobiła na niej książka Johna Greena "The fault in our stars" - świadomie zapisuję tytuł w wersji angielskiej, bo taką córka preferuje.  Z niecierpliwością czeka na zamówioną na Amazonie "The Pointless Book 2: Continued By Alfie Deyes Finished By You".
Ja jej podsuwam "Pamiętnik nastolatki", córuś - że to nudne. Przywiozłam z Polski serię książek o Harrym Potterze - zaczęła, by w trakcie lektury pierwszego tomu stwierdzić,   że za dużo czytania... Kupiłam jej Percy'ego Jacksona - ona, iż nie, to nie dla niej.
Ma duszę artystki - przesiaduje ciągle w swoim pokoju. Tłumaczę sobie, że to jej atelier... - maluje, rzeźbi, rysuje. Wiedząc o tym, kupiłam jej Art therapy - antystresowe kolorowanki. Na co dziewczę stwierdziło, że nie lubi gotowych szablonów. I że zestresowana nie jest. Ło matko...
Z czego to wynika? Czy naprawdę świat tak się zmienił, tak przyspieszył? Ja wciąż pamiętam siebie w ich wieku. To chyba taka stara nie jestem?  Powinnam je rozumieć, a czasami tak mnie zaskakują...

Jeden z rysunków Alicji
Jak się ma czwórkę dzieci, to wszystko zawsze się jakoś równoważy. Jak jedno smuci, to drugie rozśmiesza; jak jedno martwi,  to kolejne rozczula...  Maluchy do książek lgną. Mają dużą biblioteczkę i tylko podtykają -  mamo, to przeczytaj!   Gabi uczy się czytać, cieszy ją to, sprawia jej przyjemność (nie muszę dodawać, że mnie też), ale... Zawsze jest jakieś ale. Chętniej sięga po książki w języku angielskim.  W irlandzkiej szkole jest pięć dni. W polskiej tylko jeden. Inny system uczenia?  Łatwiej? Nie wiem... Przecież w domu tylko po polsku!  I jak tu na to nie kłaść nacisku?!


Najmłodszy jest na etapie książeczek z naklejkami, uwielbia je. Potrafi z nimi spędzić pół dnia. Wieczorem krzyczy, że na dobranoc chce historię.  I to nieważne jaką. Może być nawet o  księżniczkach  - byleby przeczytana przez mamę. Więc mama czyta. I sprawia jej to ogromną radość:)  Wybieram lektury uniwersalne - czytam dzieciom opowieści z serii "Poczytaj mi mamo", pięknie wznowione przez Naszą Księgarnię; baśnie braci Grimm, Hansa Andersena, ale też  baśnie polskie czy irlandzkie.  Sięgam po klasykę - dzieci muszą przecież znać  Kubusia Puchatka czy Muminki. Prawda?

Co martwi czytajaca mamę - nieustannie to samo - jej dzieci.

 Dziś jest Światowy Dzień Książki. Życzę sobie i wszystkim mamom pięknych chwil z książką. Oby były chwilami wytchnienia od codzienności, źródłem radości i inspiracji. Niech książki będą obecne w życiu Waszych dzieci - gdy dzieci czytają, mamy martwią się mniej. 



4 komentarze:

  1. Prawdziwa Matka Polka. Dobrze że są takie matki. Twoja troska kiedyś zaprocentuje. Szybciej niż się spodziewasz. Jako pedagog mogę powiedzieć że nie przywiązuj wagi do tego, co czytają. Każde dziecko eksperymentuje, szuka własnego hobby, nie ma co narzucać. Najważniejszy jest czas, jaki im poświęcasz. Po prostu bądź. Oni to czują, a Ty zaspokajasz ich potrzebę bezpieczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Piotrze. Trudno być Matką Polką w Irlandii, ale staram się. Już widzę, że procentuje, ale to nie znaczy, że mogę przestać się troszczyć. Bardzo się cieszę, że mam możliwość spędzać z moimi dziećmi tyle czasu. W Polsce pewnie nie miałabym takiej szansy. Doceniam to. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Edyta - to chyba problem pokoleniowy, nie wynikający tylko z racji emigracji.
    Moje dzieciaki, dwójka, urodziły się w Kanadzie, wychowały w USA. W domu zawsze i wyłącznie tylko po polsku, nigdy nie było z tym jakichkolwiek problemów. Nawet dzisiaj (wiek 20 i 18), kiedy są razem i tak gadają po polsku. Nie wiem jak to się stało.
    Co do czytania ogólnie - Starszy zaczął czytać bardzo wcześnie, w wieku pierwszej klasy pochłaniał Rahl Dahl, książkę na dzień ewentualnie dwie. U Młodszej to był proces, wyrażnie było widać , że uczy się czytać. I nie była jako młoda osóbka aż tak pochłonięta lekturą jak Starszy, wolała zabawy na dworze, koleżanki itd. Fast forward - o ile moje dorosłe już dzieciaki przeczytały kanon liteatury poprzez obowiązek szkolny (chodzili do IB szkoły), o tyle w domu zawsze czytali to co my im podsuwaliśmy. Od wielu lat prenumerujemy The New Yorker - gazeta z fantastycznymi tekstami. Zazwyczaj leży na stole w kuchni, wędruje po domu itd. dopóki mąż nie zabierze jej wieczorem do sypialni na własne posiadanie. O ile ja więcej w naszym domu czytam, mąż jest rewelacyjny w wyszukiwaniu pozycji interesujących dla naszych dzieciaków. Pod choinkę , na urodziny, dostają zazwyczaj kilkanaście książek po które sami by nie sięgnęli, ale skoro je już mają to czytają i zazwyczaj uwielbiają ! Zgadzam się z Piotrem, nie ważne co czytają, ważne że to robią, nawet jeśli mniej często ni my. Ale my w Polsce nie mieliśmy internetu i smartphones :) Od lat, ponieważ moje dzieciaki urodziły się już poza Polską, robiam co mogłam aby czytały po Polsku. Sprawdziło się kupowanie magazynów młodzieżowych, komiksów i tym podobnych i umieszczanie ich w łazienkach...wtedy z nudów zawsze czytali :) Także nie stresuj się Edyta, oni i tak o wiele więcej muszą teraz rozkumać niż my musieliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci Aniu za te słowa, za Twoje spostrzeżenia i doświadczenia. Widzę, że młodzież teraz mniej czyta. Niestety książki przegrywają z internetem, grami. Ja się nie poddaje - staram się na różne sposoby pokazywać dzieciakom, że książki są atrakcyjne - mamy książki nawet w toalecie;).
      Zdaję sobie sprawę z tego, że polskie dzieci mieszkające poza granicami kraju nie mają łatwo - dzieci kilku kultur, kilku języków - muszą się w tym wszystkim odnaleźć. Ja jestem z moich dzieci bardzo dumna.Dają radę!

      Usuń